Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki

Proces z Lechią, czyli marzenie każdego adwokata

Autor: Maciej Golec
2020-10-10 11:30:10

Lechii niektóre rzeczy wychodzą całkiem nieźle, na przykład mecze derbowe z Arką Gdynia, czy ostatnio Puchar Polski, ale są też takie, którymi chwalić się nie wypada. Jedną z nich są procesy sądowe, które gdańszczanie notorycznie przegrywają, a najświeższy przykład to ten Sławomira Peszki sprzed kilku dni.

Jeśli macie zły dzień, myślicie, że nic wam nie wychodzi i generalnie czujecie smutek, może dobrym sposobem byłoby wytoczenie procesu Lechii Gdańsk? Patrząc po historii istnieje dość spore prawdopodobieństwo, że go wygracie. Serio, ostatni, ten najbardziej aktualny przypadek Sławomira Peszki nie jest wyjątkiem, takie rzeczy chodzą za biało-zielonymi od dobrych kilku(nastu) lat. Rzecz jasna nie przez widzimisię instytucji i sędziów, tylko takie a nie inne zarządzanie klubem, wołające czasem o pomstę do nieba.

Pamiętacie okres zimowy? Wówczas wokół gdańszczan zamieszanie było największe, a wiązało się z – niespodzianka! – zaległościami w pensjach i odstawieniem na boczny tor niektórych piłkarzy upominających się o swoje pieniądze – w tym Sławomira Peszkę. Lechia nie dotrzymała terminu, ponieważ pieniądze na konta zawodników trafiły… dzień po granicznej dacie 24 lutego, więc droga do rozwiązania kontraktu z winy klubu była otwarta i z tej ewentualności piłkarz już teraz Wieczystej Kraków skorzystał. 

Sprawa na tym by się zakończyła, gdyby nie fakt, że Lechia poczuła się najwidoczniej urażona i chciała walczyć o uznanie ruchu Peszki jako bezskuteczny w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych. Sprawa została najpierw rozstrzygnięta na korzyść zawodnika, a dwa dni temu – jak poinformowała Interia – odwołanie od tej decyzji zostało oddalone. Gdańszczanie zostali zatem bez pieniędzy, które musieli pomocnikowi do końca kontraktu wypłacać w wysokości różnicy jego zarobków w Krakowie, ale za to z kolejny raz potwierdzoną opinią nieumiejętnego zarządcy.

 

 

- Działająca przy PZPN w drugiej instancji Izba Ds. Rozwiązywania Sporów Sądowych orzeczeniem z dn. 6 października 2020 roku potwierdziła pełną zasadność rozwiązania kontraktu piłkarskiego przez Sławomira Peszko z wyłącznej winy Lechii Gdańsk SA. Tym samym wyrok potwierdził istniejące naruszenia przez klub zasady stabilności kontraktowej polegającej na uporczywym uchybianiu terminowi zapłaty bezspornie należnego zawodnikowi wynagrodzenia, a następnie terminowi wyznaczonemu klubowi w skierowanym do niego wezwaniu do zapłaty – powiedział Interii adwokat Lech Kaniszewski, reprezentujący zawodnika w sporze z klubem.

Co więcej, Adam Mandziara już wcześniej zaznaczał, że do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie również będą próbowali się odwołać. Cóż, podziwiamy optymizm, ale nie możemy powiedzieć, że życzymy powodzenia. Przegrana sprawa z zawodnikiem to bynajmniej nie pierwszy taki przypadek. Możemy je liczyć na palcach nawet nie jednej ręki, a już dwóch. Mimo że Ariel Borysiuk zawodnikiem Lechii nie był od końcówki czerwca ubiegłego roku (rozwiązał z nią umowę), to przez kolejne miesiące gdański klub nie wypłacił zawodnikowi ani premii za podpisanie kontraktu, ani zaległych trzech pensji. Sprawa w styczniu skończyła się w sądzie i piłkarz Jagiellonii ją wygrał. Cóż za zaskoczenie!

Jest tego więcej. Choćby spór arbitrażowy w Lozannie ze szwajcarskimi menadżerami, którym Lechia nie wypłaciła prowizji po transferze Lukasa Haraslina z Parmy. Wówczas „Przegląd Sportowy” donosił, że do klubu z Pomorza może wkroczyć komornik, bo mimo przegranego procesu, pieniędzy dalej nie chciano wypłacić. Dziwna tradycja, musimy przyznać. A gdy cofniemy się o kilka kolejnych lat wstecz, kiedy zarząd klubu wyglądał zupełnie inaczej, a właścicielem był Andrzej Kuchar, dojdą nam:

  • Bedi Buval – Lechia rozwiązała z nim dwuletni kontrakt po roku. FIFA stwierdziła, że zrobiła to bezzasadnie, przez co klub musiał zapłacić 180 tys. zł piłkarzowi, a 120 tys. zł za koszty sądowe.

  • Frane Cacić – Chorwat ukrył przed Lechią problemy zdrowotne, więc ta zerwała z nim kontrakt. Po zaskarżeniu decyzji PZPN zdecydował o rozwiązaniu umowy z winy klubu i zapłaceniu zawodnikowi 180 tys. zł. 

  • Boris Radovanović – Lechia przestała mu płacić, kiedy ten nie chciał rozwiązać z nią umowy. Do zapłaty? 330 tys. zł

  • Rafał Ulatowski – prowadził biało-zielonych tylko w czterech spotkaniach, po czym został zwolniony. Lechia twierdziła, że ma takie prawo, trener – wręcz przeciwnie. Komu rację przyznał sąd? Możecie się domyśleć – odszkodowanie miało wynieść 170 tys. zł.

  • Błażej Janek – były dyrektor i członek zarządu domagał się trzymiesięcznej odprawy po zwolnieniu, której klub odmawiał. W sądzie – wiadomo – trzymano stronę Janka. 

Wszystkie te sprawy sięgają zamierzchłych czasów, dotyczą lat 2008-2012, ale rozpatrzone zostały dopiero w 2013 roku. Bilans gdańszczan jest w tej kwestii nie do pozazdroszczenia, ale wynika – jak już wspomnieliśmy wyżej – z niedotrzymywania umów, więc pieniądze tracono w zasadzie na własne życzenie. Nie tylko za Adama Mandziary dzieją się takie cyrki i co by nie mówić – na markę Lechii nie wpływają one specjalnie pozytywnie. Wyczekujemy z niecierpliwością momentu, w którym ten niechlubny okres będzie można oddzielić grubą kreską, ale do tego potrzeba płynności finansowej i regularnego spłacania zobowiązań. Może nowa umowa z Energą, w której podmiot zwiększył o 60% środki przekazywane na Lechię, w tym pomoże? Głęboko chcielibyśmy w to wierzyć. 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się