Autor zdjęcia: Rafał Oleksiewicz / PressFocus
Szok termiczny i skurcze już na pierwszej długości. Trudne tygodnie Michniewicza
Gdyby Legia była basenem, Czesław Michniewicz przeżywałby właśnie szok termiczny. Tak skrajnie nieudanych tygodni w karierze jeszcze nie miał, a wczorajsze porażki kadry U-21 i Legii z Cracovią w Superpucharze są tego smutnym, po części symbolicznym, potwierdzeniem.
Superpuchar Polski jest bowiem tak samo istotny, co mecz o Puchar wójta gminy Trąbki Wielkie w województwie pomorskim. Nikt specjalnie tego nie ukrywa, tym bardziej PZPN, który organizuje go w przerwie na kadrę i na dodatek zmienia sędziego w dniu spotkania na człowieka, który jest modelowym przykładem na absurdalną politykę Zbigniewa Przesmyckiego. Michał Probierz i Cracovia mogą się ucieszyć, że puchar jest w gablocie, ale to zwycięstwo ma w sobie niewiele poza symbolem.
Tak samo jak i dla Michniewicza. Nikt biczować go za porażkę nie będzie po pierwsze dlatego, że dla Legii przerżnięcie Superpucharu to już w zasadzie tradycja (wczoraj siódmy raz z rzędu), a po drugie – bo trenera mistrzów Polski w Warszawie w ogóle nie było, wszystko rozstrzygnęło się w karnych. Oczywiście złośliwcy mogliby powiedzieć, że gdyby nie pojechał na kadrę U-21, mógłby zespół przygotować lepiej niż Marek Saganowski, ale to już zostawmy. Każdy wiedział od co najmniej półtora tygodnia, że sytuacja będzie tak właśnie wyglądać.
KADRA U-21 WYGRA Z BUŁGARIĄ I UTRZYMA SZANSE NA AWANS? ZAREJESTRUJ SIĘ W BETSAFE I SPRAWDŹ KURSY!
Symboliczne jednak jest to, że w odstępie kilku godzin Michniewicz przegrał Puchar i bardzo prawdopodobne, że zaprzepaścił szanse kadry młodzieżowej na awans do Euro. Miał szansę, by chociaż trochę przypudrować blamaż w Lidze Europy i zaspokoić kibiców Legii, którzy ciągu porażek, tak jak i słabego stylu gry, nie są w stanie zaakceptować na dłuższą metę. Pal licho czy obwinianie Michniewicza jest słuszne, ale fakt faktem to on jest twarzą tej drużyny i niedźwiedzia przysługa, którą – naszym zdaniem – wyświadczył mu Dariusz Mioduski, już zaczęła dawać o sobie znać.
Michniewicz musiał zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmował obejmując Legię. Na mecz z Karabachem musiał wejść w zasadzie z buta, bo co to jest 1,5 tygodnia przygotowań. Wiedział, że pracy w kadrze U-21 idealnie nie połączy i do końca eliminacji będzie miał pod nogami przeszkody organizacyjne, a teraz na domiar złego doszły i te sportowe. Bilans spotkań trenera od objęcia warszawian wygląda następująco:
- 2:0 z Dritą
- 0:3 z Karabachem
- 0:1 z Serbią
- 0:1 po karnych z Cracovią
Jedno zwycięstwo z drużyną z Kosowa. Poza tym ani jednej strzelonej bramki, ba, ani jednego dobrego jakościowo spotkania. Wczoraj Polacy nie dali argumentów czysto piłkarskich, by sądzić, że nie zasłużyli na porażkę, tak samo zresztą Legia grająca bez pomysłu z Cracovią. O meczu z Azerami nawet nie wspominamy, bo po co rozdrapywać świeże rany i trenerowi i kibicom mistrzów Polski.
Szkoda tylko że wspomniane porażki miały wymiar większy niż każda inna strata punktów w lidze. Czesław Michniewicz nie zdążył nawet zadebiutować w barwach Legii w Ekstraklasie, a już odpadł z Ligi Europy, przegrał Superpuchar i mocno skomplikował awans młodzieżówki na mistrzostwa Europy. Teraz będzie musiał grać o życie z Bułgarią, jednak zwycięstwo też nie będzie gwarantem awansu, bo pozostanie jeszcze kwestia układu drużyn z drugich miejsc w każdej grupie.
Może się więc zdarzyć tak, że po nieco ponad miesiącu Michniewicz będzie miał mniej meczów ligowych w Ekstraklasie z Legią na koncie niż przegranych pucharów i eliminacji. Bo zobaczmy:
- 21 września – Michniewicz trenerem Legii
- 1 października – odpadnięcie z eliminacji do Ligi Europy
- 9 października – porażka w Superpucharze Polski
- 13 października – ewentualna porażka z Bułgarią praktycznie pozbawia awansu na Euro
- 29-31 października – Puchar Polski z Widzewem Łódź
Oczywiście trudno sobie wyobrazić, że na Widzewie legioniści się potkną, ale w sumie, gdy patrzymy obecnie na to, co piłkarze wyprawiają na boisku, to kto wie? W ubiegłym roku też nie mieli z nimi łatwo, a jeśli forma nie pójdzie w górę, dziać się mogą rzeczy niestworzone, tym bardziej, że mecz odbędzie się w Łodzi. Na ten okres 40 dni między zatrudnieniem Michniewicza a Pucharem Polski Legia ma z kolei zaplanowane trzy mecze w lidze – z Zagłębiem Lubin, Pogonią Szczecin i pomiędzy nimi zaległy ze Śląskiem Wrocław.
Ciekawie na Żylecie... #LEGCRA #superpucharpolski @Avanti_1989 pic.twitter.com/QOIwypbLdw
— Mateusz Czarnecki (@CzarneckiMat) October 9, 2020
Jeśli rzeczywiście ziściłby się czarny scenariusz, nie chcielibyśmy być w skórze Michniewicza. Miał wskoczyć do basenu i zmierzyć się z olimpijskim dystansem, a już na pierwszej długości dostał szoku termicznego i złapał skurcze. Wskoczył na głęboką wodę i zaczął się podtapiać. Nie są to dla niego najlepsze tygodnie w karierze, eufemistycznie określając. Nie wierzymy jednak w skrajną opcję zwolnienia go przez Mioduskiego, gdyby na przykład w Ekstraklasie nic w tym miesiącu nie wygrał i na podsumowanie przerżnął Puchar Polski. Choć przypominamy jego starą wypowiedź:
– W Legii Warszawa, jeśli ktoś przegrywa parę meczów z rzędu i nie ma szans na to, żeby nie tylko być w pierwszej trójce, ale zdobyć mistrzostwo, nie ma możliwości, żeby wytrzymał na stanowisku. Takie coś nigdy nie będzie przeze mnie ani przez kibiców akceptowane – powiedział w 2019 roku po zwolnieniu Ricardo Sa Pinto Dariusz Mioduski w „Sekcji Piłkarskiej”.
Przez kibiców – albo ściślej, skrajnych oportunistów z „Żylety” – już samo zatrudnienie Michniewicza nie było akceptowane, czemu wyraz dali wczoraj podczas meczu z Cracovią. Najpierw śpiewając „Chcemy trenera, nie poznańskiego frajera”, a później wywieszając transparent, który widnieje na Tweecie powyżej. Trochę groteskowe, że wszystko stało się zanim jeszcze Michniewicz zdążył się z kibicami fizycznie na stadionie przywitać.
Ten pierwszy raz wcale nie zapowiada się milutko. Trener Legii przegrał z nią na ten moemnt wszystko, co tylko mógł i poniekąd ponosi teraz konsekwencje ryzyka, które podją podpisując kontrakt. Miał świadomość, że noga może się podwinąć w kluczowych momentach, bo czasu jest mało, on siłą rzeczy nie będzie miał poczynań zawodników pod pełną kontrolą, a mimo wszystko i tak dostanie rykoszetem. I on i jego reputacja trenerska. Czy jest w trakcie pierwszego kryzysu - trudno powiedzieć, bo kryzys w Legii jest permanentny, ale jego sprawcą na pewno nie jest człowiek będący w klubie niecały miesiąc.