Autor zdjęcia: Franco Romano / Press Focus
Cała: W co pan gra, panie Milik? (komentarz)
Jak Polska długa i szeroka, po zamknięciu okienka transferowego najgłośniej dyskutowany był temat transferu, do którego nie doszło. Arek Milik pozostał w Napoli, czym niesamowicie sobie skomplikował życie. No ok, może nie życie, ale kilka najbliższych miesięcy na pewno.
Z początku byłem obrotem sytuacji Arkadiusza zaniepokojony, a wręcz trochę na piłkarza… wkurzony. Tak, wiem, że to głupie, nie musicie mnie nawet do tego przekonywać. W każdym kibicu reprezentacji siedzi jednak dobry wuja, który wie najlepiej, co dla piłkarza dobre, a co niekoniecznie i w kontekście EURO 2020, które odbędzie się w przyszłym roku (to znaczy taką mamy nadzieję, że się odbędzie), kilka miesięcy spędzonych poza murawą, a nawet ławką rezerwowych, nie jawi się specjalnie korzystnie w kontekście formy piłkarza.
Z każdym dniem i kolejną rozmową z kimś, kto patrzy na sytuację inaczej, zmieniał się jednak i mój punkt widzenia. Może nie radykalnie, ale tak trochę - jak najbardziej.
Uporządkujmy fakty - kariera Milika przebiega dziwacznie. Nie brakuje głosów, że potencjał ma wcale nie mniejszy niż Lewandowski, że jest lepiej wyszkolony technicznie, wszechstronniejszy. Ma dopiero 26 lat, a w reprezentacji już ponad 50 meczów, dwa sezony z rzędu w Serie A z ponad dziesięcioma bramkami, całkiem sporo goli w rozgrywkach pucharowych. Do tego ma jednak dwie bardzo poważne kontuzje za sobą, opinię zawodnika chimerycznego, który może w każdej chwili wypaść z kadry ze względu na uraz.
Uff, to jest naprawdę potężny bagaż jak na wciąż bardzo młodego faceta.
Milik swoim zamieszaniem transferowym ewidentnie wielce przejęty nie jest. W środę zaliczył bramkę i asystę w meczu reprezentacji, walczył na całego, jak gdyby za wszelką cenę chciał pokazać “ejże, u mnie wszystko jest ok, nie macie się czym przejmować!”.
No i patrząc na to z boku, bez tych emocji dobrego wuja-kibica, może faktycznie tak jest? Do Euro czas zleci szybko, w dodatku nikt specjalnie nie wie, jak piłka będzie w tym czasie wyglądała i ile grania tak faktycznie Milik straci. Historia zna przykłady zawodników (Paolo Rossi, Ronaldo chociażby), którzy na wielkie turnieje wchodzili niemalże z marszu i zupełnie nie przeszkadzało to im zostać pierwszoplanowymi gwiazdami. Formę zbudowali, grali kapitalnie.
Być może Arek inaczej by podszedł do tematu transferu, ergo siedzenia w Neapolu na trybunach, gdyby był w kadrze postacią pierwszoplanową i mógł stracić miejsce w podstawowym składzie? No ale nie jest. Jest jednym z dwóch rezerwowych napastników i trudno sobie wyobrazić, co by miało się stać, żeby Brzęczek na turniej go nie powołał.
No dobra, to w co pan gra, panie Milik? Z kim pan się już dogadał na transfer latem przyszłego roku i postanowił, że może tych kilka miesięcy poświęć? A może jeszcze inaczej, co aż tak bardzo złego stało się na linii Milik - De Laurentiis, że piłkarz doszedł do wniosku, iż z właścicielem Neapolu zagra w grę pt. “i tak będziesz musiał mi płacić, a nic za mnie nie dostaniesz, twój problem”?
Łatwo nam zawsze dysponować czyimś czasem, portfelem, decydować za niego. Szkopuł w tym, że często zapominamy, iż nie wiemy nawet ułamka tego, co jest za kulisami. I chociaż nie ukrywam, iż wolałbym Arka widzieć regularnie na boiskach Serie A, a nie w prasowych nagłówkach kojarzących go z coraz to kolejnymi klubami, odnoszę wrażenie, że za tym wszystkim czai się coś, co pozwoli nam za jakiś czas powiedzieć: ej panie Milik, to jednak miało sens!