Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Lukasz Laskowski / PressFocus

Galeria sław akademii Lecha. Sklasyfikowaliśmy TOP 10 jego wychowanków z ostatniej dekady!

Autor: Redakcja
2020-10-12 11:30:50

Drodzy czytelnicy – chyba zgodzicie się, że żaden klub w Polsce nie ma lepszej akademii niż Lech Poznań? Ileż to razy w poprzednim sezonie słuchaliśmy ekspertów oraz kibiców rozstrzygających kto jest lepszy – Moder, Jóźwiak, Kamiński, a może Gumny? Hej, nie zapominajmy jeszcze o Puchaczu! Ile osób, tyle wersji. My postanowiliśmy spojrzeć na sprawę szerzej i utworzyć ranking 10 najlepszych wychowanków Kolejorza z ostatniej dekady. Kolejność wybraliśmy drogą głosowania przez naszych redaktorów. Zapraszamy do lektury oraz dyskusji!

Aha, zanim jeszcze przejdziemy do rzeczy, pozwólcie nam wyjaśnić kryteria, które były dość… Płynne. Tym samym chcielibyśmy też uprzedzić parę pytań. Na przykład takie – ale jak porównać chłopaka, który zagrał jeden sezon w Ekstraklasie z kimś kto od lat występuje w Serie A lub Premier League? Cóż, oczywiście nie ma do tego żadnego wymiernego narzędzia. Staraliśmy się natomiast wypośrodkować gdzieś każdy z aspektów, czyli zebrane już doświadczenie, osiągnięcia, no i oczywiście potencjał tych, co dopiero wyfruwają z wielkopolskiego gniazda. Jakkolwiek uznacie – zwariowaliśmy lub nie – czas w końcu przejść do rzeczy!

10. DAWID KOWNACKI (15 punktów)

Co jakiś czas Kownaś w wywiadach opowiada, że teraz to już się na pewno zmienił na lepsze, zmienił podejście do diety, do obowiązków, do pracy na siłowni i względem czego tylko się da. A jednak od dłuższego czasu nie idą za tym sukcesy sportowe. Dawid jest więc na fali, ale takiej, która – jeśli się szybko nie ogarnie – wyrzuci go na brzeg poważnego futbolu. Na razie sezon rozpoczął od 2 występów z ławki w drugoligowej Fortunie, raz trafił do siatki z Wurzburgerem. Poprzednie rozgrywki natomiast to była dla niego tragedia – 20 meczów, 0 goli, 0 asyst w Bundeslidze. Ewidentnie coś poszło u niego nie tak od sezonu 2017/18, gdy błyszczał w Sampdorii.

Szkoda by było, gdyby peak jego kariery przypadł na tamten moment w Serie A oraz wcześniejsze występy w Ekstraklasie. Kiedy jednak w niej grał, imponował przebojowością, czasem wręcz bezczelnością, gdy wchodził w pojedynki z rywalami. Nic mu z tej pewności siebie nie zostało.

9. MARCIN KAMIŃSKI (15 punktów)

W pewnym momencie wydawało się, iż w Lechu wyrasta nam gość, który przez lata będzie partnerował Glikowi w wyjściowej jedenastce reprezentacji Polski. Coś jednak w karierze Marcina poszło nie tak, skoro poprzestał na 7 występach – ostatnim w przegranym meczu z Czechami w 2018 roku. Zgadujemy, iż prędko następnego nie zaliczy, jeśli w ogóle.

Najpierw wypadałoby chociaż wywalczyć miejsce w jedenastce Stuttgartu, bo póki co Kamiński rozegrał tylko 65 minut z Freiburgiem na ogólnie 180 możliwych w 3 kolejkach. Na zapleczu wyglądało to znacznie lepiej, ponieważ gdy tylko wyleczył kontuzję wskoczył do składu, ale czy teraz też mu to się uda? Nie postawilibyśmy na żadnych rodzinnych precjozów.

Na cztery sezony w Niemczech tylko we dwóch grał regularnie. W pierwszym sezonie w Stuttgarcie w drugiej lidze i na wypożyczeniu w Fortunie w Bundeslidze. Ostatni sezon niemal cały stracony przez kontuzje, ale w decydujących meczach o awansie grał dla VfB. Wydawało się, że w tym sezonie będzie mógł znowu liczyć na grę w pierwszym składzie, ale początek sezonu to bardzo słaby występ w pierwszej kolejce po której trafił na ławkę i nie zanosi się, żeby się z niej szybko podniósł. Konkurencja dosyć mocna w VfB, więc musi liczyć na kartki lub kontuzje – twierdzi Maciej Zaremba, nasz redakcyjny spec od piłki niemieckiej.

Z zagraniczną karierą Marcina jest więc tak, że niby wstydu nie ma, ale spodziewaliśmy się po nim znacznie więcej.

8. JAKUB KAMIŃSKI (16 punktów)

Nie spodziewałem się, że w pierwszym sezonie będę grał tak dużo. Teraz mam jeszcze większe oczekiwania wobec siebie, a pewnie dziennikarze i kibice też będą więcej wymagać – powiedział na łamach Super Expressu i… Miał rację!

Czasami zastanawiamy się czy nie drzemie w nim jeszcze większy talent niż na przykład w Jóźwiaku, czy niegdyś Kownackim. Z całego tego zestawienia to przypadek najtrudniejszy do ocenienia, ponieważ mówimy o 18-latku. A może wręcz przeciwnie właśnie to jest największy argument za jego talentem? – Gra totalnie bez kompleksów, rzadko który młody zawodnik ma tyle odwagi – komplementuje młodszego kumpla Kamil Jóźwiak (o nim za chwilę). To prawda, w zeszłym sezonie wykręcił u nas średnią ocen na poziomie 5,45 – najwyższą wśród prawoskrzydłowych, bo tam najczęściej grał w poprzednich rozgrywkach. Chociaż trzeba przyznać, że nie pękał także, kiedy z  konieczności biegał po prawej obronie. Szkoda byłoby jednak upychać go na obcej pozycji, ponieważ oznaczałoby to marnowanie jego umiejętności.

Jeśli dalej będzie rozwijał się tak równo i dynamicznie, to za rok-dwa Lech skosi za niego podobne siano co za Modera.

Nie jestem chłopakiem, który nagle po dwóch golach uważa, że jest lepszy i udaje, że jest kimś innym. Ja twardo stąpam po ziemi, pamiętam, że nie miałem w życiu łatwo i nie jestem człowiekiem, któremu odbije po golach, albo z powodu pieniędzy.

7. KAMIL JÓŹWIAK (20 punktów)

Faktycznie ostatnio moje życie przyspieszyło. We wrześniu zagrałem dwa mecze w pierwszym składzie reprezentacji, potem przeniosłem się do Anglii. Wcześniej przeszedłem taką drogę, że byłem na to przygotowany. Grałem w U-21, długo pierwszym składzie Lecha, w obu drużynach się wyróżniałem. To, co wydarzyło się w poprzednim miesiącu, to były po prostu kolejne kroki – mówił Kamil w dzisiejszym wydaniu Przeglądu Sportowego i nie sposób się z nim nie zgodzić.

Jedyne czego możemy się czepić, to aby był jeszcze bardziej efektywny pod bramką rywali, skoro w poprzednim sezonie uzbierał 12 oczek w klasyfikacji kanadyjskiej w Ekstraklasie. No ale też faktem jest, że Jóźwiak w wielu meczach robił pozytywną różnicę nie tylko w finalnej fazie akcji, stąd chociażby u niego aż 6 asyst drugiego stopnia i 63 kluczowe podania. W końcu też – bardzo dobre wejście do seniorskiej kadry. Pokazał się z na tyle dobrej strony, byśmy uznali go za największego wygranego poprzedniego zgrupowania.

Od dziecka, odkąd byłem w Lechu, zawsze graliśmy o coś. Przyzwyczailiśmy się do presji, bo ona towarzyszyła nam na każdym szczeblu. Już w juniorskich rozgrywkach wiedzieliśmy, że musimy wszystko wygrywać i nie ma miejsca na potknięcia. W seniorach oczywiście było to samo. Znałem to uczucie, mam wrażenie, że każdy zawodnik, który wyszedł z akademii Lecha, nie odczuwa strachu. Może właśnie dlatego, że presja była naszym chlebem powszednim – opowiadał Izie Koprowiak. To zarówno dobra charakterystyka samego Kamila jak i jego możliwości.

6. JAKUB MODER (27 punktów)

Bohater rekordowego transferu z Ekstraklasy sprzed paru dni. Przypomnijmy – w deadline day Lech opylił go za 11 milionów do Brightonu, a następnie natychmiastowo wypożyczył z powrotem na Bułgarską na kolejny rok. Dodatkowo jeśli Mewy będą go potrzebowały, za kolejną opłatą mogą go wezwać do siebie już zimą.

Jego obecność ponad Kamińskimi, Kownasiem czy Jóźwiakiem dowodzą dwóch rzeczy – jak wielkie możliwości ma oraz jak wielkie nadzieje wiążemy z tym chłopakiem. Zresztą, nie inaczej kibice, którzy po debiucie w reprezentacji z Finlandią domagają się, aby stał się etatowym starterem w drużynie Jerzego Brzęczka.

Faktem jest, iż w swym debiucie wypadł jakby to w ogóle nie był jego debiut. Zero nerwów, zero stresu, same pewne wybory. To byśmy chyba u niego wyróżnili jako świetny punkt wyjścia do dalszego podbijania świata – brak jakichkolwiek kompleksów. Kuba jest doskonale świadomy swych atutów, a także szybkiego progresu, który czyni w różnych aspektach gry. To już nie jest ten chłopak, który z ułańską fantazją ładował piękne gole z dystansu. To też odpowiedzialny rozgrywający, coraz lepiej ustawiający się, momentami wręcz elegancki. Zwątpimy w sens tego sportu, jeśli Moder nie zrobi sensownej kariery na zachodzie. Przynajmniej takiej jak kilku jego kumpli aktualnie notowanych wyżej.

5. BARTOSZ BERESZYŃSKI (36 punktów)

Regularność i ugruntowana pozycja w drużynie – tego za każdym razem życzymy zawodnikom, którzy opuszczają nasze podwórko. W przypadku Bartosza Bereszyńskiego oba te elementy są łączone w zasadzie od początku jego przygody z Serie A. Kiedy w 2017 r. opuszczał Ekstraklasę, trener Marco Giampaolo bardzo szybko wkomponował go w swój zespół, a jego następcy także dawali kredy zaufania Beresiowi. Nie grał w zasadzie tylko wtedy, kiedy leczył drobne urazy. Teraz szkoleniowcem Sampy jest akurat Claudio Ranieri, u którego nasz reprezentant urasta niemal do rangi pupila. Przed rozpoczynającym się sezonem wiele mówiło się o tym, że Bereszyński może odejść między innymi do Besiktasu, ale 69-letni trener postawił zdecydowane weto. Włoska prasa donosiła wtedy, że Polak będzie mógł opuścić Genuę dopiero, kiedy ktoś jemu i klubowi zaoferuje kontrakt marzeń. A jeśli tak się nie stanie, ma być do dyspozycji Ranieriego, który nadal będzie na niego stawiać. I robi to, co obiecał – prawy obrońca od początku tej kampanii zaliczył komplet minut w ligowych zmaganiach.

Trochę inaczej wygląda to w drużynie narodowej. Bo choć zabrzmi to dziwne (a może nawet dumnie!), to właśnie w ekipie Jerzego Brzęczka 28-latek poddany jest większej konkurencji, niż w Sampdorii. A walczyć o miejsce w pierwszym składzie musi – o zgrozo – z innymi zawodnikami ukształtowanymi przez Lecha Poznań: Tomaszem Kędziorom i Robertem Gumnym. Selekcjoner w ostatnim czasie stara się pogodzić w podstawowej jedenastce i Bereszyńskiego, i Kędziorę, tego pierwszego wystawiając na pozycji lewego obrońcy. Jak wypadł ten eksperyment? Na razie kiepsko, bo zawodnik Sampdorii niekoniecznie czuje feeling po innej stronie boiska, a złamana przez niego linia spalonego i spóźniona reakcja przy golu Stevena Bergwijna w niedawnym meczu z Holandią kosztowała nas trzy punkty. Może jednak selekcjoner obudzi się, że dla dobra kadry lepiej byłoby, aby Bereszyński z Kędziorom walczyli o jedno miejsce, zamiast zadowalać jednocześnie obu?

4. KRYSTIAN BIELIK (38 punktów)

Gdyby zdrowie szło w parze z jego talentem, dziś mógłby być na zupełnie innym etapie swojej kariery. Nie ma co ukrywać – Bielik jest najbardziej pechowym zawodnikiem w tym zestawieniu i dwie poważne kontuzje bardzo zahamowały jego rozwój.

Młody Polak przychodził do Arsenalu jako defensywny pomocnik, ale Arsene Wenger niemal od razu dostrzegł w nim materiał na znakomitego stopera w nowoczesnym stylu, którego zadaniem będzie wyprowadzanie piłki z własnego pola karnego. Oczywiście wymagało to mnóstwo ciężkiej pracy, ponieważ Krystian, choć był wysoki, to jednak brakowało mu tej fizyczności, by od razu walczyć o skład. Przez pierwsze półtora roku przygotowywał się do gry na nowej pozycji w drużynie rezerw, a następnie trafił na wypożyczenie do Birmingham, które występowało na poziomie Championship. Bielik poradził sobie śpiewająco, bo nie tylko występował regularnie na tak wysokim poziomie, ale również zbierał znakomite recenzje. I kiedy już wydawało się, że Bielik jest gotowy, by wykonać kolejny krok w swojej karierze, przydarzyła się koszmarna dla młodego zawodnika kontuzja, która wyeliminowała go z gry na cały rok.

To był ogromny cios dla chłopaka w tak młodym wieku, ale na całe szczęście Polak nie poddał się i po roku wrócił do gry, gdzie na wypożyczeniu w Charltonie znowu brylował. Po zakończeniu sezonu Arsenal musiał podjąć bardzo trudną decyzję. Bielik był już w takim wieku, że potrzebował regularnej gry, a na poziom Arsenalu był stanowczo za słaby. Nowy trener Unai Emery musiał więc zdecydować czy chce ogrywać Polaka na kolejnych wypożyczeniach, czy może spróbować na nim cokolwiek zarobić, żeby mieć fundusze na swoje cele transferowe. Ostatecznie Bielik wylądował w Derby County za niespełna 10 milionów funtów i można powiedzieć, że była to dobra decyzja. Trafił w końcu do klubu, który nie boi się stawiać na młodzież i chce budować swój zespół wokół takich zawodników.

Świetne występy w barwach Baranów dały mu pierwsze powołanie do reprezentacji Polski, a także wymarzony debiut w narodowych barwach. Wydawało się, że wszystko jest już pięknie, ale Bielik zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, co wykluczyło go z gry na kolejny krok. Aż strach pomyśleć, gdzie mógłby być dzisiaj wychowanek Lecha, gdyby nie te wszystkie przeklęte urazy. Kto wie, może dziś grałby na poziomie Premier League? Na całe szczęście jeszcze nic straconego, bo mówimy przecież o bardzo młodym zawodniku, który ma wielki talent, być może nawet największy z wymienionych tutaj zawodników. Dlatego właśnie życzymy mu mnóstwo zdrowia. Jak to powiedział do niego Jerzy Brzęczek: - Krystian, próbuj!

3. TOMASZ KĘDZIORA (40 punktów)

Jeden z pierwszych wychowanków akademii Lecha, który został sprzedany za granicę i wystawił byłemu klubowi świetną cenzurkę. Kędziora od czterech sezonów jest podstawowym zawodnikiem Dynama Kijów, a od jakiegoś czasu coraz więcej znaczy w reprezentacji Polski. W porównaniu do Modera, Kownackiego czy Jóźwiaka ani kierunek, ani kwota, za którą odszedł (około 1,5 miliona euro) nie rzucają na kolana, ale poziom, który osiągnął Kędziora zwyczajnie trzeba docenić.

Fakty są takie, że prawy obrońca reprezentacji od pierwszych dni w Kijowie ma pewne miejsce w zespole Dynama. Zmieniają się trenerzy, pomysły na drużynę, pojawiają się nowi zawodnicy, a Kędziora jak grał, tak gra. Dynamo nie jest oczywiście zespołem tej klasy, co za czasów Szewczenki i Reborwa, ale to wciąż solidna europejska firma, która regularnie gra w pucharach, a za chwilę zamelduje się w Lidze Mistrzów. Byle kto na pewno by się w takim klubie nie utrzymał.

Oczywiście można sobie zadać pytanie, czy po kilku udanych sezonach Kędziora nie powinien postawić kolejnego kroku. No cóż, zapewne tak, ale niekoniecznie jest to proste. Kilka miesięcy temu głośno mówiono o tym, że Dynamo nie będzie robiło Polakowi żadnych przeszkód ze zmianą klubu, ale gdy przyszło co do czego, odrzucono wszystkie oferty. Inna sprawa, że plotki związane z transferem Kędziory pojawiają się niemal co pół roku (w ostatnim oknie mocno grzany był temat Romy), więc jeśli nie spuści z tonu, na co się raczej nie zanosi, to całkiem realne jest, że niedługo faktycznie zamelduje się w mocniejszej lidze.

2. KAROL LINETTY (55 punktów)

Paradoks tej postaci polega na tym, że mimo drugiego miejsca na naszym podium, jednocześnie jest jednym z bardziej niedocenianych zawodników spośród wszystkich wymienionych. Oczywiście jednak nie przez kibiców czy media, lecz naszego selekcjonera, który przez długi czas w ogóle nie dawał mu szans na grę. – Ostatnio mu powiedziałem, że się zmienił pozytywnie – miał zakomunikować mu Jerzy Brzęczek na początku ostatniego zgrupowania. Pytanie czy to rzeczywiście znaczy coś więcej…

Nasze zdanie jednak znacie – nie stać naszej reprezentacji, na konsekwentne ignorowanie gościa, który od paru lat gra bardzo przyzwoicie, a czasem świetnie w Serie A. Oczywiście Sampdoria to nie Inter, Torino to nie Juve, ale my też nie jesteśmy Francuzami, mającymi na każdej pozycji po 3 graczy klasy światowej. Ba, na pozycji Karola nie mamy ani jednego lepszego gracza do dyspozycji. No chyba, iż ktoś już za takiego uznaje Modera. Klich? Ten z Leeds – okej. Ten pod batutą Brzęczka – w żadnym wypadku.

Prawdą jest jednak, iż czasem z Linettym bywało niczym z Zielińskim, to znaczy jego (nie)przydatność argumentowano tym, że nie gra w swej ulubionej roli, czyli na pozycji 8 i 4/7, gdy jednocześnie zachodzi korzystny układ planet. Ale czy też nie jest trochę tak, iż po prostu nie było pomysłu na zagospodarowanie Karola? Mamy wrażenie, że w kontekście reprezentacji to wciąż niespełniony potencjał, jednocześnie znakomicie realizujący się w klubie. Heh, znajomy schemat.

 

 

1. JAN BEDNAREK (58 punktów)

Wybór mógł być tylko jeden, skoro mówimy o gościu, który regularnie gra w Premier League, jest jedną z ważniejszych postaci Southampton, a także tworzy podstawowy duet stoperów w reprezentacji Polski. W zasadzie na tym moglibyśmy skończyć ten opis, bo w sumie co tu więcej dodawać? Hmm, mamy nadzieję, że to jeszcze nie jest szczyt możliwości Janka. Ale skoro jego przełożonym jest Ralph Hasenhuttl, to chyba nie powinniśmy się martwić o dalszy rozwój Bednarka. 24 wiosny na karku wciąż oznaczają tyle, iż nadal może się jeszcze wiele nauczyć.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się