Autor zdjęcia: fcsb.ro
Nietrafiony pobyt w Rumunii i roczny rozbrat z piłką. Kim jest bułgarski stoper, który ma trafić do Stali?
Ostatnie tygodnie nie były szczęśliwe dla Stali Mielec. Mimo że w meczu z Piastem pierwszy raz w sezonie odniosła zwycięstwo, to przypłaciła je kontuzją Mateusza Żyry, którego jeszcze w pierwszej połowie zastąpił Wojciech Błyszko. I nie byłoby w tym nic aż tak strasznego, gdyby nie fakt, że tydzień później także on musiał zejść z boiska przedwcześnie. U beniaminka powstało wiele znaków zapytania, okno transferowe zamknięte, więc trzeba było wybrać się na wolny rynek. I wygląda na to, że kogoś znaleziono.
Problem na stoperze jest tym większy, że poza wspomnianymi Żyrą i Błyszkiem trener Skrzypczak ma do dyspozycji tylko Kamila Kościelnego, czyli pewniaka i Adriana Skrzyniaka, czyli… totalne przeciwieństwo – 19-latek z jednym występem w I lidze i bez debiutu w Ekstraklasie. Nawet gdyby wszyscy byli zdrowi, byłoby biednie, a teraz, kiedy nie wiadomo jak poważne są to urazy, kiedy koronawirus szaleje i trzeba brać pod uwagę też ewentualne pauzy za wykartkowanie się, poszukiwania stopera powinny być czymś oczywistym.
Łukasz Gikiewicz poinformował wczoraj na Twitterze, że Bozhidar Chorbadzhiyski, 25-letni bułgarski środkowy obrońca na dwa lata dołączy do Stali, a do ustalenia zostały ostatnie szczegóły. Mamy nadzieje, że będzie miał mniejsze problemy z wejściem do ligi niż my z napisaniem jego nazwiska. Ale z tym może być różnie, bo perypetie transferowe, z jakimi ostatnio zmagał się Bułgar storpedowały jego występy do tego stopnia, że za dwa tygodnie będzie mógł świętować rocznicę ostatniego rozegranego przez siebie meczu dla CSKA Sofia. Ostatnio z kolei minęło 8 miesięcy od momentu, w którym ostatni raz usiadł na ławce rezerwowych – było to spotkanie z PFC Beroe, po którym zawieszono w Bułgarii rozgrywki ligowe.
Zostały ostatnie szczegóły i Bozhidar Chorbadzhiyski zostanie zawodnikiem @fksstalmielec - kontrakt na 2 Lata . #gikinews @_Ekstraklasa_
— Lukasz Gikiewicz (@gikiewiczlukasz) October 11, 2020
Chorbadzhiyski jest wychowankiem ZSKA Sofia, ale prawdziwą karierę seniorską zaczynał w CSKA, w którym zatrzymał się na 106 meczach, ośmiu golach i dwóch asystach (tak podaje Transfermarkt). W sezonie 2016/2017 został podstawowym zawodnikiem i od razu również kapitanem. Zaznaczmy, że w wieku 21 lat co, powiedzmy sobie szczerze, nie jest normą. Dziewięciokrotny reprezentant Bułgarii musiał się czymś wyróżniać. Wtedy właśnie, gdy otrzymał opaskę, dostał także drugie powołanie do kadry narodowej i zaliczył debiut w meczu z Luksemburgiem od razu notując asystę przy decydującym golu na 4:3 w 90. minucie meczu. I nie był to mecz o pietruszkę, towarzyski, tylko eliminacje do mistrzostw świata w Rosji.
W kadrze nie zaistniał na stałe, był jeszcze kilka razy powoływany, ale statusu pewniaka się nie doczekał. Mimo to w karierze klubowej nie miał powodów do narzekań. Grał regularnie w CSKA Sofia, w sezonie 2018/2019 awansował z zespołem do III rundy eliminacji Ligi Europy, w której lepsza okazała się FC Kopenhaga, a w 2016 roku zdobył nawet krajowy puchar.
Schody zaczęły się latem 2019 roku, kiedy został wypożyczony do rumuńskiego FCSB (dawna Steaua). Oficjalnie miał tam spędzić rok, ale dość szybko, bo już w listopadzie, polityk i zarazem właściciel klubu Gigi Becali tak o nim powiedział: „Chorbadzhiyski już nie zostanie w FCSB, nie potrzebuję go. Wyjedzie zimą”. I faktycznie, wyjechał. Rumuni mieli nawet opcję wykupu Bułgara po roku wypożyczenia dopłacając do 50 tys. euro kolejne 450 tys. Nie skorzystali, co za niespodzianka.
25-latek skończył swoją rumuńską przygodę na czterech meczach, asyście i… dwóch czerwonych kartkach. – Sędziowie tutaj są zupełnie inni niż ci w Bułgarii! Mają swoje własne kryteria. Otrzymałem czerwoną kartkę za uderzenie łokciem. Byłem zaskoczony, to było dla mnie coś nowego. Ale dobrze, że stało się to na początku i odrobiłem lekcję – mówił w październiku ubiegłego roku na łamach bułgarskiej prasy.
Po powrocie do CSKA Sofia nie grał już w ogóle. Latem mówiło się najpierw o transferze do rosyjskiego FC Ufa – tam miał zarabiać znacznie więcej niż w Rumunii, gdzie inkasował 10 tys. euro miesięcznie. Potem pojawiła się zaskakująca informacja o możliwym odejściu do lokalnego rywala Levskiego Sofia, ale ostatecznie żadna transakcja nie doszła do skutku i w poniedziałek, tuż przed zamknięciem okna transferowego, Chorbadzhiyski za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt i stał się wolnym zawodnikiem, na którego chrapkę ponoć ma właśnie Stal Mielec.
Największym problemem w kwestii ewentualnego transferu Bułgara jest jego roczny rozbrat z piłką. Bóg raczy wiedzieć ile czasu zajmie mu dojście najpierw do odpowiedniej formy fizycznej, a później już tej piłkarskiej. Na ten moment wygląda to na branie kota w worku, który do gry może być nawet po zimowym okresie przygotowawczym – trudno przewidzieć. Jeśli kontuzję Żyry i Błaszka nie są poważne, to może nie ma co bić na alarm, choć alternatywnym wieżowcem mierzącym 195 cm wzrostu trener Dariusz Skrzypczak pewnie by nie pogardził.