Autor zdjęcia: Paweł Andrachiewicz / PressFocus
Co dało Brzęczkowi październikowe zgrupowanie?
Przerwa na kadrę dobiegła końca, pomału będziemy już wchodzili w tryb ligowy. Warto się jednak zastanowić, co konkretnie Jerzy Brzęczek zyskał po meczach z Finlandią, Włochami i Bośnią. Bo to, że wygrał całkiem sporo, to rzecz oczywista.
Czas i spokój
Przejrzeliśmy internet oraz czwartkową prasę i znaleźliśmy same pozytywne tytuły oraz komentarze po czwartkowej wygranej z Bośnią i Hercegowiną. To na pewno przyjemna odmiana do atmosfery po wrześniowej porażce, kiedy na Jerzym Brzęczku i jego drużynie nie pozostawiono suchej nitki. Dodatkowo tamte wydarzenia zbiegły się w czasie z promocją książki Małgorzaty Domagalik i jako całość tylko dolała ona oliwy do ognia.
Dlatego przed październikowym zgrupowaniem wielu ekspertów zastanawiało się, czy owa pozycja wpłynie jakoś na drużynę biało-czerwonych. A jeśli tak, w pozytywny, czy raczej negatywny sposób? I po ostatnim zwycięstwie z Bośniakami można było napisać, że miała ona pozytywne przełożenie.
My piszemy w tym kontekście bardziej z przymrużeniem oka, bo nie wydaje nam się, aby książka aż tak odmieniła oblicze reprezentacji. Raczej była to wypadkowa rozsądnych decyzji trenera Brzęczka i piłkarzy, którzy po krótkiej przerwie między sezonami w końcu wskoczyli na wyższy poziom.
POLSKA UTRZYMA PIERWSZĄ POZYCJĘ W SWOJEJ GRUPIE LIGI NARODÓW? ZAREJESTRUJ SIĘ I SPRAWDŹ KURS BETSAFE!
W czwartkowej pomeczówce napisaliśmy, że selekcjoner chwilowo pozamykał nam gęby, bo październikowe zgrupowanie było najlepszym za jego kadencji. Drużyna w całkiem niezły sposób odpowiedziała na krytykę, jaka powstała wokół „Guardioli z Truskolasów”, a sam trener kupił sobie spokój i czas. Tego ostatniego wcale nie będzie jakoś dużo, ale dzięki umiejętnym decyzjom, szkoleniowiec przed październikowymi meczami dobrze rozłożył akcenty i sporo elementów po prostu zagrało.
Uwolnienie jakości w środku pola
Zarówno przed meczem z Włochami jak również z Bośnią mieliśmy kilka zastrzeżeń do wyboru składu biało-czerwonych. Zdecydowanie najwięcej uwag kierowaliśmy na środek pola, gdzie nie rozumieliśmy miejsca dla Grzegorza Krychowiaka i Jacka Góralskiego. Zamiast tego pierwszego bardziej widzieliśmy Karola Linettego, który dobrze zaprezentował się z Finlandią i genialnie z Bośniakami. Szkoda, że przeciwko drużynie Manciniego wystąpił tak krótko, ale i tak, koniec końców, jego wejście sporo wniosło.
Brzęczek w centralnej strefie postawił na płynną rotację i dzięki temu w trzech meczach widzieliśmy wszystkich zawodników: Krychowiaka, Modera, Linettego, Klicha, Góralskiego, z czego najsłabiej z tego grona zaprezentował się gracz Lokomitowu Moskwa. Niemniej październikowe zgrupowanie pokazało, że w tej drużynie cieniujący Piotr Zieliński nie jest niezbędny, a w środek pola mamy bardzo mocno obsadzony. I to być może na długie lata.
Twórczy ból głowy
Po wrześniowych spotkaniach kadry nawoływaliśmy do selekcjonera, żeby przestał trzymać się sztywnych i zgranych schematów, a zaczął wykorzystywać potencjał, jaki wytworzył się w osobach Modera, Karbownika, Klicha, ale również, dzięki wzroście formy – Góralskiego i Linettego. Dodajmy do tego grona jeszcze Sebastiana Walukiewicza, który zagrał bardzo dobre zawody z Włochami i mamy solidny dowód na wpuszczenie sporej ilości świeżego powietrza do zespołu biało-czerwonych.
Ten nowy powiew miał przełożenie na grę Polaków, przy której ocenie pojawia się co prawda sporo ale, ten impuls zmiany widać było jednak i z Finlandią, i z Włochami. Jak również przeciwko Bośniakom. O co chodzi z tym „ale”? Oczywiście o przebieg tych trzech meczów. Z Finlandią występowaliśmy przeciwko drugiemu garniturowi tej reprezentacji. Włosi byli bardzo mocni, ale głównie do okolicy pola karnego Polaków. Później brakowało skuteczności, ale też konkretnych stuprocentowych sytuacji. Początek meczu w środę również nie zaczął się jakoś optymistycznie, to rywale lepiej rozgrywali piłkę i rozkręcali się z każdą kolejną akcją. Kluczowe natomiast było wyrzucenie Ahmedhodzicia, bo czerwona kartka z 14. minuty na pewno pomogła podopiecznym Brzęczka.
Pisaliśmy o tym we wczorajszej pomeczówce, zaznaczymy też i dzisiaj: Polacy równie dobrze mogli nie skorzystać z tych prezentów i męczyć bułę jak wcześniej. A jednak na ich grę dało się patrzeć i to niekoniecznie po wypiciu trzech Żubrów.
Selekcjoner mądrymi decyzjami natychmiast stworzył sobie większy komfort pracy. We współpracy z ludźmi nie ma chyba lepszego uczucia, jak mnogość wyborów i rozwiązań, a Brzęczek właśnie do takiego przyjemnego bólu głowy doprowadził.
Najważniejsze w tym wszystkim, jak to zresztą w piłce, będzie weryfikacja na boisku. Dzisiaj jesteśmy liderami swojej grupy w Lidze Narodów, nie daliśmy plamy z Włochami i wygraliśmy te mecze, które mieliśmy obowiązek wygrać. Zrobiło się słodko i przyjemnie. Obyśmy po listopadowych pojedynkach z Italią i Holandią również byli w podobnych nastrojach.