Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Siła w stałych fragmentach. Czy długa przerwa zdezaktualizuje atuty Pogoni i Lechii?
Mecz Lechii z Pogonią będzie o tyle ciekawy, że pokaże nam, jak bardzo przedłużona przerwa może wpłynąć na zawodników i ich dotychczasowe najsilniejsze strony. Ci pierwsi ostatni mecz grali trzy tygodnie temu, drugim dziś stuknął równo miesiąc.
Za ten najmocniejszy punkt obu drużyn uznajemy stałe fragmenty gry, bo to właśnie wokół nich kręci się zdecydowana większość goli strzelonych przez Lechię i Pogoń w tym sezonie. Co może troszkę dziwić, bo w minionych rozgrywkach procent bramek zdobytych w tym właśnie elemencie w przypadku gdańszczan sięgał nieco ponad 31%, a Portowców 37% (via. Ekstrastats). Nie jest to wynik plasujący te zespoły w ligowej czołówce, tym bardziej jeśli spojrzymy na liczby bezwzględne, w tym wypadku trzeba było mówić o dolnej części tabeli.
JAK LECHIA ZAPREZENTUJE SIĘ Z POGONIĄ? SPRAWDŹ OFERTĘ BETSSON I OBSTAW
Teraz Pogoń i Lechia liderują w tym aspekcie. Szczecinianie w ten sposób strzelili 4/5 bramek, a podopieczni Piotra Stokowca 7/10, co daje kolejno 80% i 70% całego dorobku. Możemy się więc spodziewać, na czym w dzisiejszym spotkaniu powinny obie drużyny opierać swoją siłę. Ta, w szeregach gospodarzy może być streszczona w zasadzie w dwóch słowach – Paixao i Zwoliński. Już nawet abstrahując od rzutów karnych – Lechia miała w tych rozgrywkach tylko jeden – warto zwrócić uwagę na kornery, w których gdańszczanie są najlepsi w lidze. Paixao zainkasował tak dwa gole, a Zwoliński i Nalepa po jednym.
Mecz z Pogonią będzie zatem dobrą weryfikacją, bo po drugiej stronie – tak na przekór – stanie drużyna, która stałe fragmenty również umie wykonywać (trzy gole po rzutach rożnych, jeden z karnego), ale przede wszystkim potrafi zapobiegać traceniu po nich bramek. W tym sezonie tylko raz nie wyszło, ale z rzutu rożnego wciąż nikt podopiecznych Runjaicia nie ukuł. Lechia może być zatem poniekąd zmuszona do innego grania. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, kto będzie dziś w Gdańsku prowadzić grę, a po tak długim okresie bez meczów czy to ligowych czy pucharowych trudno jest cokolwiek w tym temacie przewidzieć.
- Dziewięciu naszych zawodników było na zgrupowaniach kadr narodowych, więc mieliśmy w rzeczywistości 16 zawodników w normalnym treningu (…) Trenowaliśmy indywidualnie i w małych grupach. Naszym kapitałem jest to, że wszyscy są zdrowi i bardzo pilnujemy, aby tak zostało. Jeśli chodzi o proces treningowy, mogliśmy sobie pozwolić jedynie na małe gry. W pierwszym tygodniu 3 na 3, a w drugim co najwyżej 7 na 7. Jestem jednak zadowolony ze zrealizowanego planu. Ta 16-stka, która trenowała na miejscu, jest w dobrej dyspozycji – powiedział Piotr Stokowiec kilka dni temu w „Przeglądzie Sportowym”.
W jeszcze gorszej sytuacji jest Pogoń Szczecin, która ostatni mecz rozegrała 19 września ze Śląskiem Wrocław. Wolimy do niego pamięcią nie wracać, bo detektor paździerzu wybuchłby od przeciążenia, więc nadmienimy tylko, że Portowcy go wygrali, mimo że średnio na to zasłużyli. Generalnie, ciężko patrzy się na szczecinian od samego początku rozgrywek, więc mamy nadzieję, że tą miesięczną przerwę Kosta Runjaić chociaż spożytkował tak, by od spotkania z Lechią nie bolały nas oczy.
Piłkarze, wbrew pozorom, nie mieli aż tak dużo czasu na przygotowania, bo po potwierdzeniu przypadków koronawirusa u znacznej części zawodników, przez 10 dni nie trenowali w grupach, dopiero w drugim tygodniu przerwy reprezentacyjnej wyjechali na zgrupowanie do Gniewina, gdzie nadrabiali zaległości fizyczne. Duża odpowiedzialność spadła zatem w tamtym momencie na trenera Runjaicia, który musiał stawić czoła przeciwnościom organizując na przykład indywidualne treningi.
Poważnym krokiem w kierunku zmian jest transfer Luki Zahovicia z Mariboru. Napastnika, który może wreszcie przełamię impotencję kolegów po fachu, bo na snajperów Pogoni od dawna nie da się patrzeć. Manias, Benyamina, Cibicki, Benedyczak – na nich patrzeć się nie dało, przez co rolę pierwszej strzelby pełni nadal Adam Frączczak. Robi to z pewnością lepiej, ale nie ukrywajmy, Portowcy potrzebują z przodu jakości, a Zahović, jak wynika z liczb, może ją zapewnić. 4 sezony z rzędu z dwucyfrową liczbą goli w Słowenii to już jest coś, czym można się pochwalić.
Do dzisiejszego meczu podchodzimy z dużą rezerwą, świadomi, że to, co zobaczymy może nie spowodować, że wyskoczymy z kapci. Ale z drugiej strony, ciekawi jesteśmy, jak obaj trenerzy poradzili sobie z przeciwnościami losu i na podstawie tego meczu już jakieś wnioski będziemy mogli wyciągnąć.