Autor zdjęcia: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Adamski: Podoba mi się pewność siebie Puchacza. To nie buta ani ignorancja [KOMENTARZ]
Ile można słuchać dyplomatycznych i kurtuazyjnych wypowiedzi piłkarzy o najbliższym przeciwniku czy o zainteresowaniu ich osobą innych klubów? Często dostajemy utarte frazesy, komunały i pustosłowia. Dlatego wypowiedź Tymoteusza Puchacza mi się podoba. Zwłaszcza że ma podstawy racjonalne.
Tę wypowiedź Tymoteusza Puchacza w Misji Futbol pewnie każdy już słyszał, bo wywołała małą burzę, ale na potrzeby tego artykułu przytoczę ją raz jeszcze:
„Jak to było z tym twoim niedoszłym transferem do Mainz? Zainteresowanie było poważne? To prawda, że sam nie chciałeś odchodzić?
To był taki dynamiczny czas, gdy graliśmy Ligę Europy, graliśmy w lidze. Ja się w ogóle nie zajmowałem tematem transferu. O temacie mówili mi moi menadżerowie, ale nie było tak, że mnie wypychali z klubu. Owszem, Mainz złożyło ofertę, ale Lech chciał żebym został. I ja też przed sezonem byłem zdecydowany, by zostać. Musiałby się zgłosić klub, którego oferty bym nie mógł odrzucić. A myślę, że takie Mainz mogłoby przyjechać do Poznania i dostać w trąbę. Nie byłem jakoś chętny wyjeżdżać do klubu, który mógłby zostać ograny przez Lecha. Skoro zbudowaliśmy tutaj zespół, który stać na dominowanie, to wolałbym zmieniać otoczenie na takie, w którym będą dużo lepsi zawodnicy. W tym wypadku uznałem, że to nie ma sensu”.
I mnie się ona bardzo spodobała.
Konkretnie podoba mi się myślenie Puchacza, nawet jeśli te słowa miały być żartobliwe. O ile takie transfery jak przejście Michała Helika do Barnsley, Pawła Bochniewicza do Heerenveen czy nawet Jakuba Łabojki do Brescii można wytłumaczyć, bo w każdym przypadku zmieniali zespół na lepszy lub bardziej perspektywiczny, o tyle teraz w przypadku zawodnika podstawowego składu Lecha Poznań naprawdę zastanowiłbym się dziesięć razy, czy warto rezygnować z gry w Lidze Europy na rzecz zespołu z dolnych rejonów Bundesligi czy Serie A, tym bardziej zagrożonych spadkiem.
W słowach Puchacza nie ma buty ani ignorancji, ale jest racjonalne myślenie. Oczywiście w Mainz są większe nazwiska niż Tiba, Ramirez czy Ishak, ale czy ten zespół koniec końców faktycznie jest obecnie lepszy od Lecha? Trudno to stwierdzić z pełnym przekonaniem, biorąc pod uwagę występy „Kolejorza” w europejskich pucharach. Zwłaszcza iż za kilka miesięcy drużyna z Moguncji może wylądować w 2. Bundeslidze. W takim przypadku nie dziwią mnie wcale też wątpliwości „Puszki”. Umówmy się: gdyby tam przeszedł, psioczylibyśmy, że stać go na więcej. Jakie miałby tam teraz perspektywy? Na pewno to mniej okazała nazwa od rywali, z którymi „Kolejorz” będzie się mierzył teraz w fazie grupowej.
Puchacz wyjaśnił sprawę od razu, bez owijania w bawełnę. Pokazał, że chce się rozwijać, trafić do naprawdę mocnego otoczenia, a nie przyjmować pierwszą lepszą propozycję, byleby tylko wyjechać z Ekstraklasy. To nie jest casus Roberta Gumnego, który przez swoje kontuzje i wahania formy miał teraz być może jedną z ostatnich szans, by w końcu wyjechać. Puchacz jest na fali wznoszącej i wygląda na to, że szczyt dyspozycji jeszcze przed nim, bo rezerwy ma spore.
Według mnie w dłuższej perspektywie tą wypowiedzią może zyskać. Zachodnie kluby lubią pewnych siebie zawodników, pod warunkiem, że ma to też przełożenie na boisko, a Puchacz tak jak buńczuczny jest w wywiadach, tak i podczas meczu. Jest przebojowy i odważny w prasie czy telewizji, takie cechy można mu też przypisać też na murawie. To się dobrze sprzedaje.
Ta wypowiedź świetnie pokazuje, jak rozwinęła się ekipa prowadzona przez Dariusza Żurawia. Przejście wszystkich rund kwalifikacyjnych, strzelenie 13 goli i strata tylko jednej bramki, czego konsekwencją był awans do LE, dały im mnóstwo pewności siebie. A może inaczej – zawodnicy poznali swoją wartość. Dlatego taki Puchacz może teraz wybrzydzać i odrzucić ofertę Mainz, którą pewnie jeszcze pół roku przyjąłby z pocałowaniem ręki.
Lech też wie, że może pozwolić sobie na zbywanie kolejnych propozycji za swoich zawodników, bo po grze w Europie ich wartość może tylko wzrosnąć. Nie ma presji na wypychanie wychowanków z klubu, byle tylko ich spieniężyć. Klub z Bułgarskiej może wybrzydzać i przyjmować oferty tylko z gatunku „nie do odrzucenia”, jak za Modera. Podobnie zresztą podchodzą do tego piłkarze, co udowodnił Puchacz.
I oby tylko tej pewności siebie nie stracić po meczach w fazie grupowej Ligi Europy. Przeciwnicy są naprawdę mocni, ale i taki czuje się Lech. Poznaniacy nie mają naprawdę nic do stracenia, mogą zagrać totalnie na luzie i z dalszą wiarą we własną koncepcję. To już procentuje, a może być tylko lepiej. Jeśli ciągle będą się starali dominować na boisku, to ci zawodnicy będą szli do coraz mocniejszych klubów i takie Mainz wtedy nawet nie będzie miało podjazdu.