Autor zdjęcia: Damian Kosciesza / PressFocus
Pedro Tiba, czyli spoiwo wszystkiego, co uwielbiamy w Lechu Żurawia [ANALIZA]
Gdy dwa lata temu Lech Poznań kupił Pedro Tibę, ten szybko stał się hitem, a przecież przed pięcioma laty łączono go także z Piastem. Ekstraklasa musiała więc na niego poczekać, ale Portugalczyk szybko udowodnił, że było warto.
Nie znał języka, przemówił na boisku
A przecież walczył o niego także Bursaspor! Jak sam twierdzi sam pomocnik, ówczesny szkoleniowiec Kolejorza, Ivan Djurdjević, był bardzo przekonujący w swoich staraniach. – Zadzwonił do mnie konkretny człowiek o podobnym charakterze. Świetnie przygotowany trener, który tak jak ja nie szuka wymówek, tylko rwie się do pracy. Słyszałem wcześniej o Lechu, ale on pokazał mi wielkość tego klubu. Trybuny, grę o puchary, presję. Przyjechałem tu, żeby zostać mistrzem i zagrać w Europie. Wreszcie walczyć o wszystko – mówił Tiba dla Przeglądu Sportowego. Jak najnowsza historia pokazała, to ostatni w końcu mu się uda. Ba, sam miał wielki udział w zwycięskim marszu do fazy grupowej, skoro w 4 meczach eliminacyjnych 3 razy trafił do siatki, a 2 razy asystował kolegom. Tak się spełnia marzenia!
JAK LECH PORADZI SOBIE W MECZU Z BENFICĄ? SPRAWDŹ KURSY U NASZEGO PARTNERA BETSAFE!
Bez wątpienia Tiba błyszczał w poznańskim zespole niemal od początku – kiedy już nadrobił fizyczne zaległości – lecz nawet on nie był w stanie uratować go od wpadnięcia w dołek, który w końcu zaowocował zwolnieniem Djurdjevicia. Niemniej wcześniej obecny szkoleniowiec Chrobrego podjął ważną, strategiczną i doskonałą decyzję – wręczył Pedro opaskę kapitańską, mimo że nie mówił nawet po polsku. – Dla mnie to oczywiście powód do dumy. Moja postawa na boisku nie zmienia się jednak w zależności od tego, czy jestem kapitanem, czy nie – skomentował decyzję. Lider na murawie stał się liderem w szatni. Tę opaskę dzierżył później również pod wodzą Adama Nawałki, czy Dariusza Żurawia.
Klucz, który otwiera wszystkie drzwi
Wydawać się może, że iberyjski charakter sprawia, że lepiej czuje się z przeciwnikiem obok, aniżeli na wolnej przestrzeni. Wtedy można wejść w pojedynek z rywalem, zaczarować techniką i stworzyć coś z niczego. Powiedzmy, iż Tiba to gość, który raczej stara się przełamywać schematy, a nie wpadać w te rządzone prawem Ekstraklasy. Wystarczy przyjrzeć się wielu jego próbom wykonywania prostopadłych podań. Z tej perspektywy to doskonale, że w pewnym momencie Dariusz Żuraw postanowił dać mu znacznie więcej taktycznego luzu, przy jednym zastrzeżeniu – w pressingu ma być jak pitbull, jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". I jest, wszak cały czas kręci się w czołówce ligowców, którzy najczęściej odbierają futbolówkę już na połowie rywala.
W ten sposób Portugalczyk stał się kluczem, elementem, bez którego układanka poznańskiej ekipy nie jest kompletna. Żaden z prowadzących go szkoleniowców Lecha nie zwykł dawać mu wiele czasu na odpoczynek. W maju w sezonie 2018/19 co prawda opuścił zespół na trzy kolejki przed końcem kampanii, ale wyłącznie przez konieczność wy konania artroskopii kolana. Słusznie nie chciano ryzykować jego zdrowiem, skoro stawka została już zamknięta. Innym razem wyleciał na 3 mecze przez uraz odniesiony w sparingu z KSZO (wrzesień 2019) Poza tym zabrakło go również w marcowym meczu z Arką Gdynia, bo pauzował z powodu nagromadzonych kartek. I tyle. Niby nie ma ludzi niezastąpionych, ale Tibie całkiem blisko jest do tego miana. To partnerzy wokół niego się zmieniali – Trałka, Gajos, Jevtić, Muhar, niedługo odejdzie Moder – on zaś trwa niezmiennie.
Nowe rozdanie, nowa nadzieja
Z perspektywy czasu kibice Kolejorza na pewno muszą cieszyć się z faktu, iż w poprzednim sezonie w końcu rozbito duet Muhar-Tiba, a ofiarą został nie nasz bohater, lecz Karlo. Bo o ile inauguracja rozgrywek dawała nadzieje na lepsze jutro, o tyle kolejni rywale szybko zaczęli odsłaniać pewne braki Lecha. – Za łatwo ostatnio tracimy bramki. Balans pomiędzy ofensywą a defensywą jest ważny i zwracamy na to uwagę, ale zbyt dużo błędów ostatnio popełniliśmy – mówił Dariusz Żuraw przed meczem z Jagiellonią.
Kolejni rywale tylko potwierdzali czemu ten tandem nie ma prawa działać. Panowie uzupełniali się jedynie w teorii. Charakterystyką Chorwat jednak zwyczajnie nie pasuje do tego, co chce przezentować Lech. Braki w dynamice i czytaniu gry w kontrach doskonale wykorzystywały Cracovia, Jagiellonia, a po meczu z Legią Muhar zapewne najchętniej zapadłby się pod ziemię. I nie dziwota bo w dużej mierze to on przyczynił się do porażki 1:2. Wtedy na defensywnego pomocnika wylano wiadro pomyj, a klub niezbyt udanie go bronił. W ogóle Lechowi zajęło parę tygodni podniesienie się kolejnego dołka. Obawiano się przede wszystkim starcia z Piastem. Zgadnijcie kto rozwiał wszystkie? Gytkjaer mecz zakończył z dubletem a Pedro Tiba dwukrotnie mu asystował. Później do końca poprzedniego sezonu Lech przegrał już tylko 2 mecze.
Tercet, który podbił Ekstraklasę
Wiosna bieżącego roku, pisząc metaforycznie, to już była beczka pełna miodu i tylko odrobina dziegciu w nim. Kolejnym znakomitym partnerem Tiby stał się bowiem Dani Ramirez, wchodzący w buty Darko Jevticia. I dopasował się na tyle dobrze, że o Szwajcarze mało kto już dziś pamięta, mimo iż uchodził za gwiazdę Ekstraklasy.
Ale czy efektowną i efektywną grą Hiszpana w ogóle można było być zaskoczonym? Skądże, to był wzorowy transfer zawodnika idealnie pasującego do „Żurawball” - piłki szybkiej, atrakcyjnej, opartej na krótkich podaniach, wysokim pressingu. Atrakcyjnej i rozrywkowej. Dani żadnych kompleksów nie miał, bo skąd, skoro wcześniej wciągnął na swych barkach ŁKS do Ekstraklasy, a później jedyny nieustannie błyszczał na tle beznadziejnych łodzian. Choć łódzki klub ostatecznie nie zdołał utrzymać się w lidze. Wydawał się znakomitym uzupełnieniem dwójki Moder-Tiba. W Muhara nikt już tutaj nie wierzył. Zaryzykujemy tezę – trudno wskazać inne ekstraklasowe trio, które miałoby między sobą lepszy flow.
Jak to wszystko wpłynęło na Tibę? Tylko korzystnie – znów bowiem mógł sobie pozwolić na grę wyżej, wiedząc, że na posterunku stoi czujny i błyskotliwy Moder, a nie ospały Muhar. Z Ramirezem z kolei klepane było niemiłosiernie. Panowie koncerty grali zwłaszcza z Górnikiem, Pogonią, Koroną, Śląskiem, Legią i Jagiellonią. Środkowa strefa chodziła jak w zegarku, a możliwości indywidualne wspomnianych zawodników pozwalały na większą rotację i wymienność pozycji. Wiosną Lech zdobył najwięcej punktów w lidze i strzelił najwięcej goli. Najprostsze statystyki będą doskonale świadczyli o ich efektywności:
- Tiba wiosną 2020: 2 gole + 3 asysty
- Ramirez wiosną 2020: 4 gole + 6 asyst
- Moder wiosną 2020: 5 goli + 4 asysty
Nieoceniony, tak po prostu
I żeby było jasne. Lech Poznań to zespół, który kieruje się w stronę stawiania na młodzież, ale oni też od kogoś muszą się uczyć. Nawet pół jedenastki można obstawić wychowankami, co zresztą Kolejorz w zeszłych rozgrywkach czynił, aczkolwiek do większych sukcesów zdecydowanie potrzeba większego balansu między młodzieńczym polotem, a spokojem bardziej doświadczonych zawodników. Portugalczyk idealnie wpisuje się w to kryterium.
W pewnym sensie Pedro Tiba nawet... Uzależnia. Doskonale pokazały to derby Poznania, gdy niespodziewanie zaczął mecz na ławce, aby mógł chwilę odsapnąć. Nagle okazało się, że bez niego drużyna straciła całą płynność. Owszem, nie odbieramy Warcie świetnej organizacji w obronie i tak dalej, lecz już znacznie mniejsza przebojowość, niecierpliwość i kiepska decyzyjność to nie zasługa Zielonych, tylko efekt braku naszego bohatera na murawie. Dopiero gdy wszedł coś się ruszyło, choć Lech męczył się do samego końca (ostatecznie wygrał 1:0). Nie mamy zatem wąptliwości – to właśnie Pedro jest spoiwem wszystkiego tego, co tak uwielbiamy w „Żurawball”. Jakby samą obecnością sprawiał, że każdy wie, w którym momencie wyjść z akcją do przodu, a w którym zwolnić tempo.
MECZE LECHA W EKSTRAKLASIE ORAZ LIDZE EUROPY MOŻESZ OBSTAWIAĆ TAKŻE W BETSSON!
Mówią o tym sami jego koledzy – W Lechu gram z piłkarzami, którzy od początku stwarzają mi kolejne okazje do zdobywania bramek. Doceniam to i jestem im za to bardzo wdzięczny – opowiadał Ishak w rozmowie z Piotrem Chołdrychem z "Super Expressu". Co prawda nie wymienił Tiby z nazwiska czy ksywy, ale to jasne kogo miał na myśli. Szwed 7 razy trafił do siatki w tym sezonie. Aż przy 5 asystował mu Portugalczyk.
Przedłużyć marzenia
Według portugalskiej prasy to teraz, w wieku 32 lat Pedro jest w najlepszym okresie swojej kariery i trudno się z tym nie zgodzić. Dla Tiby można (było) kupować bilety na Lecha, tak znakomitej rozrywki dostarczał. Jak mało kto w tej smutnej lidze efektywność łączy z efektownością, tworząc widowisko. Gdy do przebojowości dochodzą liczby, to więcej do szczęścia nie trzeba. Cieszmy się Portugalczykiem, zanim postanowi załapać się na jakiś ostatni lukratywny kontrakt na Bliskim Wschodzie na koniec kariery...