Autor zdjęcia: Tomasz Folta / PressFocus
Jak można zagrać tak dwie skrajnie różne połówki, to wie tylko Piotr Stokowiec. Zagłębie 1:1 Lechia
Lechia pokazała dzisiaj dwie twarze. Najpierw nieestetyczną i nieskuteczną, a później ofensywną, zgraną, ale… również nieskuteczną. W efekcie zremisowała z Zagłębiem 1:1, które było z kolei jednostajnie żenujące. Ale to wystarczyło, by zdobyć punkt i wdrapać się na pozycję wicelidera Ekstraklasy.
Piątek był ostatnim dniem na co najmniej dwa tygodnie, kiedy można było wyjść na miasto, coś zjeść, napić się albo zrobić jakiekolwiek inne ciekawe rzeczy. Może trzeba było korzystać? Takie mamy przemyślenia po meczu Zagłębia z Lechią, które – dla niepoznaki – rozpoczęło się szybką bramką, straconą przez gdańszczan w typowy dla nich sposób. Po rzucie rożnym, kiedy z Lubomirem Guldanem siłował się Tomasz Makowski i wcale nie odkryjemy Ameryki, gdy napiszemy, że młodzieżowiec gości przegrał ten pojedynek. Obecny sezon jest dla niego dość bolesny, bo to już nie pierwszy raz, gdy popełnia błędy w kluczowych sytuacjach. I to właśnie na to trzeba zwrócić uwagę, mimo, że reszta meczu nie była w jego zła, wręcz przeciwnie.
Zagłębie narobiło nam smaku, ale bardzo szybko się schowało. Albo inaczej – nie poszło za ciosem. Oddało pole przyjezdnym, którzy w pierwszej połowie kłuli nas w oczy podchodami do pola karnego, by tuż przed nim – tak jak w ostatnim meczu z Pogonią, stracić koncepcję akcji i pałowaniem w pole karne co rusz kolejnych bezsensownych piłek, z których jedna – w 43. minucie – okazała się być celna. A jak już coś się tej Lechii udało, to Conrado z dwóch metrów zamiast doprowadzić do wyrównania, walnął wprost w Dominika Hładuna.
Na minus zaskoczył nas w pierwszych fragmentach również Kenny Saief, który dał się zapamiętać przede wszystkim z niedokładności w rozegraniu. Brakowało go w polu karnym wtedy, gdy akcje szły skrzydłami, przez co Flavio zazwyczaj był osamotniony – nie licząc oczywiście stałych fragmentów gry. W tym elemencie obrońcy z Lubina mogą mieć sobie wiele do zarzucenia, bo nieraz po przerwie dopuścili do groźnej sytuacji i mogą tylko dziękować rywalom, że nieskuteczność to w ostatnim czasie ich drugie imię.
Ale właśnie, obraz drugiej połowy to już rozpaczliwa obrona Zagłębia. Również nieudolna, bo praktycznie każdy stały fragment był potencjalną bombą zegarową dla Hładuna, a kwintesencją tego wszystkiego był faul Lorenco Simicia, który dał Lechii karnego. Powiecie pewnie, że wobec tego musiało być znacznie lepiej w ofensywie. Otóż nie, nie było tam ani cienia zagrożenia spowodowanego własną inicjatywą – Kuciak musiał pomóc niedokładnym wybiciem, żeby Żivec, który rozgrywał chyba jeden z gorszych meczów ostatnich tygodni, mógł się kilka sekund później pomylić. Z takiego stanu rzeczy wynikała również zmiana Samuela Mraza na Roka Sirka, która zmieniła tylko obiekt krytyki, a nie obraz meczu.
Co tu się rozpisywać, podopieczni Piotra Stokowca po przerwie pokazali inną, lepszą twarz, ale w ostatecznym rozrachunku remis ze słabiutkim Zagłębiem nie może cieszyć. My natomiast zastanawiamy się, jak to się stało, że tak mizernie – nie tylko dziś – wyglądające Zagłębie uzbierało 14 punktów i jest wiceliderem tabeli. Martin Sevela musi szybko zainteresować, jeśli nie chce z tego piedestału z hukiem spaść w najbliższym czasie.
Zagłębie Lubin 1:1 Lechia Gdańsk (1:0)
1:0 – 3’ Guldan (asysta Starzyński)
1:1 – 72’ Paixao (rz. k) (asysta Zwoliński)
Zagłębie: Hładun (4) – Chodyna (4), Simić (3), Guldan (6), Balić (4) – Żubrowski (3), Baszkirow (4) – Starzyński (4) (62’ Ratajczyk – 4), Żivec (3), Szysz (3) (90+1’ Poręba – bez oceny) – Mraz (2) (62’ Sirk – 3)
Lechia: Kuciak (4) – Pietrzak (5), Nalepa (5), Kopacz (4), Fila (4) – Kubicki (5), Makowski (4) – Conrado (3) (65’ Zwoliński – 5), Saief (4) (79’ Udovicić – bez oceny), Haydary (3) – Paixao (4).
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin).
Nota 2x45: 3.
Żółte kartki: Simić, Żubrowski – Kuciak.
Piłkarz meczu: Lubomir Guldan.