Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Jeśli Wisła wygrywa, to tylko z beniaminkiem. Wszystko wskazuje na kontynuację
Ostatni mecz, który Wisła Kraków grała nie z beniaminkiem, wygrała pod koniec czerwca w Zabrzu. Wówczas jeszcze nie była pewna utrzymania w Ekstraklasie. W tym sezonie szanse na pozostanie w lidze są znacznie większe, ale do tego potrzeba bardziej regularnych zwycięstw. Co rzecz jasna nie znaczy, że dzisiejsze spotkanie z Podbeskidziem jest bezwartościowe.
Oczywiście, Biała Gwiazda potrzebuje punktów, bo nad przedostatnią Stalą Mielec ma tylko jedno oczko przewagi (ale też jeden mecz więcej do rozegrania), jednak ważniejsze od jednorazowego zapunktowania jest podtrzymanie pewności siebie. Rozwalcowanie 6:0 wspomnianej Stali było przełamaniem, bo mimo że efektownym, to jednak pierwszym w tym sezonie zebraniem kompletu punktów. A to, wobec ciągłych niepowodzeń zaczynając od kompromitacji w Pucharze Polski na wstydliwym 0:3 u siebie z Wisłą Płock kończąc, jest jaskrawym światełkiem w tunelu. Tym bardziej, że gra krakowian napawała optymizmem.
WISŁA KRAKÓW PODTRZYMA PASSĘ ZWYCIĘSTW Z BENIAMINKAMI? ZAREJESTRUJ SIĘ W BETSSON, SPRAWDŹ KURSY I OBSTAW!
A przed meczem niewiele na to wskazywało, bo drużyna Artura Skowronka była zdziesiątkowana między innymi przez epidemię koronawirusa. Nie mogli zagrać Gieorgij Żukow, Adi Mehremić, Aleksander Buksa, Stefan Savić, czy Jakub Błaszczykowski, na ławce rezerwowych poza bramkarzem usiadło więc jedynie pięciu zawodników (tylko jeden nie zagrał), a mimo to Wisła jakością zmiotła rywali z boiska. Pełnię potencjału pokazał Yaw Yeboah, bardzo udany debiut zaliczył Felicio Brown Forbes (gol), a wszystkich zaskoczył Patryk Plewka. Jeżeli sceptycy wyrażali swoje zaniepokojenie, to właśnie głównie w jego kierunku. Tymczasem młody pomocnik zdobył bramkę, zaliczył ładną asystę i znalazł się w naszej XI kolejki.
Przed meczem z Podbeskidziem do kadry meczowej wrócił Błaszczykwski, ale poza tym sytuacja personalna prawdopodobnie nie ulegnie zmianie, a czy podobnie będzie z ofensywnym nastawieniem krakowian? Tu za odpowiedź wypadałby postawić znak zapytania, bo kto by wyciągał wnioski po jednym spotkaniu? Ale jakąś podpowiedzią mogą być ostatnie miesiące, podczas których podopieczni Artura Skowronka upatrzyli sobie beniaminków i tylko z nimi wygrywają. Tak samo zresztą jak Lechia, czyli zespół, z którym Wisła rozegra niedługo zaległe ligowe spotkanie.
Ostatnie zwycięstwa Białej Gwiazdy wyglądają zatem następująco:
03.07 – 2:1 z ŁKS-em (ligowy)
05.08 – 4:2 ze Stalą Mielec (towarzyski)
08.08 – 1:0 z Podbeskidziem (towarzyski)
05.09 – 2:0 ze Stalą Mielec (towarzyski)
18.10 – 6:0 ze Stalą Mielec (ligowy)
24.10 - ?:? z Podbeskidziem (ligowy)
Granie trzech spotkań w ciągu dwóch miesięcy z tym samym przeciwnikiem mogło mieć jakiś wpływ na jego przeczytanie, tym bardziej, że mielczanie przed poprzednią kolejką nie mogli się bynajmniej pochwalić stalową defensywą. W tym elemencie „wyprzedzali” ją tylko Piast Gliwice (jeden mecz więcej) i… Podbeskidzie Bielsko-Biała, które dziś przyjedzie do Krakowa w nadziei, że tym razem plan Krzysztofa Bredego zadziała tak, jak powinien.
- Wynik meczu Wisły nie podcina nam skrzydeł. Cały tydzień pracowaliśmy. Zresztą do meczu z Wartą również byliśmy dobrze przygotowani. Coś nie zadziałało. Zabrakło trochę szczęścia i koncentracji – powiedział na łamach dziennika „Sport” Maksymilian Sitek, piłkarz górali.
Byli przygotowani, ale zabrakło koncentracji. Czyli w zasadzie tego, co było jednym z problemów Stali Mielec, który w meczu z Wisłą stworzył kulę śnieżną i zepchnął ją ze stromej góry. Bielszczanie w tym sezonie już kilkakrotnie sami sobie przystawiali pistolet do głowy, a najlepszym tego przykładem jest mecz z Rakowem Częstochowa, kiedy rozdawali gościom rzuty karne, jak uczniowie kolegom cukierki na urodziny. I mimo że pierwsi strzelili piękną bramkę (a konkretniej Tomasz Nowak), nic ani z tej przewagi, ani z dobrej, dynamicznej gry w pierwszym fragmencie gry, nie pozostało.
Wisła trafiła w zasadzie idealnie, by poćwiczyć formę strzelecką. Dwóch beniaminków obok siebie, jeden w defensywie gorszy od drugiego, nie potrafiący w dodatku zagrać ani jednego meczu w całości na przyzwoitym poziomie. Podopieczni Artura Skowronka mają niepowtarzalną szanse na podwyższenie morali utrzymanie swoich strzelb (Yeboah i Forbes) w stanie najwyższej gotowości, bo już za chwilę przyjdzie czas na spotkanie z Lechią Gdańsk i Rakowem Częstochowa. Zwłaszcza ci drudzy swoją organizacją, kreatywnością i grą kombinacyjną będą dla krakowian poważnym wyzwaniem. Czy faktycznie punktem zwrotnym w tym sezonie był zremisowany mecz z Górnikiem i wreszcie dająca się oglądać gra niepolegająca na pałowaniu na napastnika, czy kluczową rolę odegrał jednak korzystny terminarz? Dzisiaj się zapewne tego jeszcze nie dowiemy, ale warto obserwować trendy. Bo nawet zwycięstwo z beniaminkiem, które jest dla klubów Ekstraklasy ostatnio czymś naturalnym, może wpłynąć na zawodników - w tym przypadku wcale nie słabych - jak woda na młyn.