Autor zdjęcia: Krzysztof Dzierzawa / PressFocus
Z przodu nieskuteczni, z tyłu dziurawi niczym durszlak. Wisła Kraków 3:0 Podbeskidzie
21 goli straconych po ośmiu kolejkach to już powód do bicia na alarm, tak sądzimy. Od skończenia jak drugie Zagłębie Sosnowiec lub ŁKS chroni Podbeskidzie tylko nowy format rozgrywek i za to mogą bielszczanie być wdzięczni losowi. Dzisiejsza porażka 0:3 w Krakowie mimo całkiem niezłej pierwszej połowy musi dać do myślenia Krzysztofowi Bredemu.
Przed meczem pisaliśmy, że Podbeskidzie często w tym sezonie samo sobie przykładało pistolet do głowy, to znaczy jeśli rywal sobie nie radził, to bielszczanie mu chętnie podawali dłoń. Podobnie było w Krakowie – Wisła nie przypominała tej drużyny, która bezwzględnie zlała Stal Mielec 6:0, w ofensywie przez pierwsze 45 minut totalnie ustępowała miejsca gościom, którzy byli znacznie konkretniejsi. Dobry strzał Sierpiny, groźne wrzutki ze stałych fragmentów przy czasami niepewnym Buchaliku, potężne i minimalnie niecelne uderzenie Marca – to wszystko nie miało znaczenia, gdy Paweł Gil podyktował dość dyskusyjny naszym zdaniem rzut karny na Macieju Sadloku. Jeden strzał celny, 1:0 do przerwy i paradoksalnie nawet niedosyt, bo Chuca niedługo przed przerwą zmarnował genialne podanie Yeboaha.
Ta krakowska maszyna nie funkcjonowała tak, jak wcześniej. To Podbeskidzie prowadziło grę i konstruowało akcje głównie ze skrzydeł, ale co z tego, skoro nie wynikały z nich stuprocentowe sytuacje? Podbeskidzie jak zawsze, narobiło smaku, ale w ostatniej chwili zabrało łyżkę sprzed ust, a Biała Gwiazda była może nie widowiskowa, ale dojrzała. Różnica z pozoru niewielka, a na płaszczyźnie liczbowej robiła sporą różnicę.
Jeśli podopieczni Skowronka atakowali, to najczęściej konkretnie. A Podbeskidzie – standardowo – jeśli rywal ma piłkę, zbliża się do pola karnego, to robi w majtki. W drugiej połowie Leszczyński wpuścił strzał Chuki – niby niepozorny, z dystansu, w środek bramki. Ale jednak piłka gdzieś tam się otarła, bramkarz zasłonięty i wyszła z tego pewnego rodzaju szmata. Mimo wszystko, sądzimy, że golkiper powinien był lepiej się zachować.
To był generalnie mecz, za pomocą którego możemy zdefiniować Podbeskidzie w tym sezonie. W przodzie coś tam się dzieje, kilka akcji da się zlepić na skrzydle, Biliński wybiegnie na wolne pole, Sitek kopnie nad poprzeczką, ale w defensywie, jak już dojdzie do otwartego złamania, próbują zatamować krwotok wykałaczką. Ale w sumie to im dziękujemy, bo gdyby z Wisłą grała drużyna lepiej zorganizowana, oglądalibyśmy nudnawe, szare 0:0. A tak oglądaliśmy w większości nudnawe, w większości szare 3:0.
Nawet po czerwonej kartce dla Aleksandra Komora podopieczni Artura Skowronka nie otworzyli się tak, jak się tego spodziewaliśmy. Choć oczywiście, Wisła, prowadząc 2:0 nie miała w tym żadnego interesu. Spokojnie kontrolowała przebieg meczu, grała jak chciała i w doliczonym czasie za sprawą Jakuba Błaszczykowskiego a’la mecz z Ukrainą na Euro 2016 podwyższyła wynik. Aż strach pomyśleć, czy Jerzy Brzęczek oglądał to spotkanie!
Jeśli oglądał, to raczej żaden z piłkarzy gości na powołanie nie może liczyć. Ale nie o to w kontekście Podbeskidzia martwilibyśmy się najbardziej. Bielszczanie niepokojąco przypominają nam ŁKS z poprzedniego sezonu – czasami ładnie grający w ofensywie, ale z dziurawą jak durszlak defensywą. Po 8 meczach podopieczni Krzysztofa Bredego mają 21 goli straconych i niebezpiecznie idą na niechlubny rekord.
Wisła Kraków 3:0 Podbeskidzie Bielsko-Biała (1:0)
1:0 – 35’ Silva (rz. k.) (asysta Sadlok)
2:0 – 61’ Chuca
3:0 – 90+1’ Błaszczykowski (asysta Frydrych)
Wisła: Buchalik 5 – Abramowicz 4, Sadlok 6, Frydrych 6, Szot 5 – Chuca 5 (83’ Żukow – bez oceny), Basha 4, Plewka 4, Silva 5 – Yeboah 4 (67’ Błaszczykowski – 6), Brown Forbes 3 (77’ Buksa – bez oceny).
Podbeskidzie: Leszczyński 3 – Modelski 3, Komor 2, Baszłaj 3, Gach 4 (64’ Rundić – 3) – Sitek, Rzuchowski 4 (70’ Nowak – 3), Marzec 4 (86’ Martin – bez oceny), Kocsis 3 – Sierpina 4 (70’ Myakuhsko – 3), Biliński 3 (70’ Roginić – 3).
Sędzia: Paweł Gil.
Nota 2x45: 2.
Żółte kartki: Forbes, Sadlok, Frydrych – Sitek, Cocsis.
Czerwona kartka: Komor (za faul).
Piłkarz meczu: Michal Frydrych.