Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Marcin Gadomski / PressFocus

Byle się nie zachłysnąć. Raków musi nauczyć się na błędach dawnych niespodzianek Ekstraklasy

Autor: Maciej Golec
2020-10-25 12:00:02

Lider – to brzmi dumnie. Ale ważne jest, jak kończysz, nie jak zaczynasz. Przekonało się o tym na przestrzeni ostatnich sezonów kilka klubów Ekstraklasy, więc Raków Częstochowa nie może teraz popaść w samozachwyt, ale starać się wyciągać wnioski i nie popełniać tych samych błędów, które mogą kosztować końcowy sukces.

Raków Częstochowa ma za sobą siedem spotkań ligowych i tylko jedną porażkę na koncie. Dziś podopieczni Marka Papszuna znowu stoją przed szansą na ucieczkę między innymi Zagłębiu Lubin, które w słabiutkim stylu zremisowało z Lechią 1:1, ale wciąż (przynajmniej do jutra) okupuje pozycję wicelidera. Kilka miesięcy temu taka rzeczywistość byłaby bardzo trudna do wyobrażenia, bo co dobrego by nie mówić o ubiegłosezonowym beniaminku, miał wówczas sporo mankamentów w defensywie, w kluczowych momentach spotkań tracił bramki albo – po prostu – chwiejna forma na przestrzeni 90 minut nie pozwalała być spokojnym o wynik nieważne z jakim rywalem.

Teraz to częstochowianie rozdają karty, mają 16 oczek, są liderem po 7. kolejce i po obecnie trwającej najprawdopodobniej to się nie zmieni bez względu na wyniki meczów. Dzisiejszym zwycięstwem ze Stalą Mielec mają natomiast szansę przebić wynik Piasta Gliwice z sezonu 2015/2016, który po ośmiu spotkaniach miał wtedy 18 punktów i cztery oczka przewagi nad drugą Pogonią Szczecin. Nie sztuka jednak prześcignąć gliwiczan na tym etapie sezonu, sztuką będzie dowiezienie podobnego wyniku po 30. kolejce, czyli na przykład wicemistrzostwa Polski. A z utrzymaniem formy u zaskakujących liderów w przeszłości nie było zawsze tak kolorowo.

RAKÓW WYGRA TRZECI MECZ Z RZĘDU W EKSTRAKLASIE? ZAREJESTRUJ SIĘ W BETSSON, SPRAWDŹ KURSY I OBSTAW!

Bruk-Bet Termalica – 2016/2017

Tamten sezon możemy chyba zaliczyć do jednego z ciekawszych ostatnich lat, ale ostatecznie nie dzięki zespołowi z Niecieczy. Choć trzeba oddać, że wtedy drużyna Czesława Michniewicza zaskoczyła wszystkich. W rundzie jesiennej wygrywała z Lechią w Gdańsku, ze Śląskiem we Wrocławiu i odprawiła z kwitkiem Legię. Po ośmiu meczach miała tyle samo punktów co Lechia i Jagiellonia (16), znajdowała się w czubie tabeli i nie było tak, że po jednym meczu, czy dwóch, mówiąc kolokwialnie, skończyła się. Rzecz jasna nie utrzymała tempa tych najlepszych, ale przezimowała na 4. miejscu wyprzedzając na przykład Lecha Poznań, Zagłębie Lubin i tracąc tylko dwa punkty do Legii. Tego nawet w klubie się nie spodziewali. 

Ale potem przyszła wiosna, Termalica nie wygrała sześciu kolejnych spotkań i z klubu poleciał kto? Trener oczywiście. Czy to pomogło? Oczywiście, że nie. Czesław Michniewicz stał się zakładnikiem własnych sukcesów, ale jego następca Marcin Węglowski, który początkowo miał zostać tylko na dwa mecze, ale ostatecznie dokończył sezon, cudów nie wyczarował. Termalica przegrała 8 z 11 kolejnych meczów, w tym przyjmując „szóstkę” od Legii w Warszawie i jedynie dzięki pierwszej części sezonu niecieczanie nie musieli bić się o spadek, bo udało im się wdrapać do pierwszej „8” zajmując w niej… ostatnie miejsce. 

Górnik Zabrze – 2017/2018 

Spadek do I ligi był dla Górnika bardzo bolesny, ale przetrwał go bez kaca, bo od razu, w następnym sezonie, wrócił do elity. Choć też nie bez problemów, bo pierwsza część rozgrywek była nieudana, dopiero maraton zwycięstw na wiosnę przyniósł dość niespodziewany awans. Marcin Brosz był architektem sukcesu również w Ekstraklasie. Skoro już tę 8. kolejkę wzięliśmy jako punkt odniesienia, to trzeba wspomnieć, że w sezonie 2017/2018 zabrzanie na tym etapie byli na trzeciej pozycji, ale z takim samym dorobkiem punktowym co Zagłębie Lubin i liderujący Lech. To już było dużym osiągnięciem

Niespodzianka, która trwała do samego końca. Rafał Kurzawa, Damian Kądzior, Szymon Żurkowski, Szymon Matuszek, Dani Suarez – głównie dzięki nim Górnik do samego końca walczył o podium. Co prawda nie udało się, ale i tak awans do eliminacji europejskich pucharów z czwartekgo miejsca trzeba uznać za sukces niebotyczny, uwzględniając okoliczności.

Wisła Kraków – 2018/2019 

Ten przypadek jest jedyny w swoim rodzaju, ciężki do wytłumaczenia, ale jednocześnie dlatego taki wyjątkowy. Nie co sezon zdarza się, by klub, w którym rządzą kibole, piłkarze i sztab nie dostają wynagrodzeń od wielu miesięcy, a zimą okazuje się, że może nie będzie do czego wracać, wykręca taki dobry wynik (lider po 8. kolejce), a na dodatek daje kibicom satysfakcję z ofensywnej gry, która skutkuje 67 golami strzelonymi w 37 meczach. Nikt do tej statystyki nawet się nie zbliżył. 

Gorsze wyniki zaczęły przychodzić w październiku-listopadzie, a także na ostatniej prostej rundy zasadniczej, kiedy wiślacy wypadli z górnej „8”. Nie było mowy o zmianie trenera, nikt nawet o tym nie pomyślał, bo Maciej Stolarczyk, jak na te zasoby ludzkie, którymi dysponował i które zimą jeszcze się skurczyły, zrobił coś niemożliwego – utrzymał Białą Gwiazdę w Ekstraklasie bez żadnego problemu. Problemy organizacyjne swoje, sport swoje. 

Pogoń Szczecin – 2019/2020

Najświeższy przypadek to ten Pogoni z ubiegłego sezonu. Oczywiście żadną niespodzianką nie jest jej miejsce w grupie mistrzowskiej, ale przypadek jest podobny do tego z Niecieczy. Początek sezonu bardzo dobry, skuteczny Adam Buksa, dobra forma Zvonimira Kozulija i Srdjana Spiridonovicia, ale wiosna? Najlepsze ogniwa odeszły i zaczęło się męczenie buły, czego efektem było tylko 7 goli w 10 meczach rundy zasadniczej i tylko dwa zwycięstwa. Czyli klasycznie – zespół prezentuje się bardzo dobrze, ktoś wypukuje liderów, klub nie jest na to przygotowany i ponosi konsekwencje sportowe. Skończyło się na 6. miejscu, ale oglądanie podopiecznych Kosty Runjaicia było wtedy nie lada męczarnią.

***

Raków ma zatem od kogo się uczyć na błędach. Wyobrażamy sobie, że Davida Tijanicia czy Marcina Cebulę mogą już obserwować dużo lepsze polskie bądź zagraniczne zespoły i nie zdziwilibyśmy się, gdyby przy odpowiednio wysokiej ofercie właściciel Michał Świerczewski pozwolił im odejść już zimą. Ale obserwując częstochowian już od jakiegoś czasu jesteśmy niemal pewni, że bez sprawdzonego zastępstwa takie ruchy by po prostu nie doszły do skutku. Tak samo jak absurdalne zwolnienie trenera po kilku słabszych meczach. Marek Papszun niedługo przedłuży swój kontrakt z Rakowem i chyba tylko jakiś kataklizm mógłby spowodować zwolnienie w trakcie sezonu. 

W Częstochowie od początku rozgrywek powtarzają, że nie wpatrują się w tabelę. Myślą o każdym kolejnym meczu, a mistrzostwo Polski jest na razie bardzo odległą perspektywą. Niby frazesy i formułki, ale w obecnej rzeczywistości i na tym etapie tylko takie podejście do sprawy jest zdroworozsądkowe. 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się