Autor zdjęcia: Własne
Kosowski: Z Rangers łatwiej niż z Cracovią. Zmiana trenera w Jastrzębiu? Dominacja absolutna Bayernu Flicka
Wtorkowa prasa skupia się przede wszystkim na dzisiejszych meczach Ligi Mistrzów. W "Przeglądzie Sportowym" czytamy o tym, że Real po porażce z Szachtarem już nie ma miejsca na błąd, Robert Lewandowski będzie szukał pierwszego od ponad 300 minut gola w europejskich rozgrywkach.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Dominacja absolutna”
Mecz z wicemistrzem Rosji będzie okazją dla Roberta Lewandowskiego na strzelenie pierwszego gola w obecnej edycji LM. Trudno w przypadku najlepszego piłkarza świata mówić o kryzysie, zwłaszcza, że Lewy dopiero co ustanowił genialny rekord Bundesligi (10 goli w pięciu pierwszych meczach), ale w Champions League nie trafi ł już od dwóch spotkań. A doliczając jeszcze starcie o Superpuchar Europy z Sevillą, to w europejskich pucharach na bramkę czeka ponad 300 minut. A to już jest pewnego rodzaju niespodzianka. Z drugiej strony, w tym czasie Bayern zdobył dwa tytuły i rozgromił ponoć mistrzów defensywny, czyli Atletico Madryt aż 4:0 na inaugurację obecnej edycji.
Odkąd Flick prowadzi Bayern, nasz napastnik ma trochę więcej zadań. Oczywiście główne polega na strzelaniu goli, ale też często ma schodzić na boki, żeby więcej miejsca mieli skrzydłowi. I Serge Gnabry, Kingsley Coman oraz Leroy Sane rzeczywiście imponują skutecznością. Pierwszy z wymienionych nie zagrał w dwóch ostatnich meczach Bayernu, ponieważ zdiagnozowano u niego koronawirusa. Test wykonany został w ubiegły wtorek i reprezentant Niemiec udał się na domową kwarantannę. Ale dwa kolejne testy wykazały już wyniki negatywne. I nie wiadomo, czy pierwsza próbka dała fałszywy wynik, czy też Gnabry jest ozdrowieńcem.
Więcej TUTAJ.
***
„Francuski kłopot Pepa Guardioli”
Słowo Olympique nie kojarzy się dobrze kibicom Manchesteru City. Po wyeliminowaniu Realu Madryt w zeszłej edycji Ligi Mistrzów fanom angielskiej drużyny marzył się triumf w tych rozgrywkach. Nieoczekiwanie przygoda MC z LM zakończyła się już na kolejnym rywalu, Olympique Lyon, który w ćwierćfinale pokonał faworyta 3:1. A dziś MC zmierzy się z innym zespołem o tej samej nazwie, tyle że z Marsylii.
Z francuskimi drużynami Manchester City za czasów Guardioli nigdy sobie nie radził. W pierwszym sezonie pracy Hiszpana w tym klubie, 2016/17, występ w LM zakończył się na 1/8 finału i również po porażce z przedstawicielem Ligue 1. Wówczas było to Monaco. W pierwszym meczu górą było MC (5:3), ale w rewanżu przegrało 1:3. Z kolei w sezonie 2018/19 MC nie dało rady pokonać wspomnianego Lyonu, tyle że w fazie grupowej, więc nie miało to takich konsekwencji. Wówczas sensacyjnie przegrało na inaugurację rozgrywek 1:2 u siebie i zremisowało 2:2 w piątej kolejce. Czyli łącznie w pięciu meczach z francuskimi drużynami MC w erze Guardioli odniosło jedno zwycięstwo, które nie miało – jak się potem okazało – większego znaczenia.
Więcej TUTAJ.
***
„Bez miejsca na błąd”
W Hiszpanii powiedzenie „jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz” jest prawdziwe, jak w żadnym innym kraju. Jeszcze w piątek mówiliśmy o najgorszym Realu w ostatniej dekadzie, dziś pojawiają się hasła o obudzonym zespole, który daje nadzieję na sukces. – To nie był taktyczny triumf Zidane’a nad Ronaldem Koemanem. To była po prostu kwestia szczęścia – ocenił jednak Bernd Schuster, były piłkarz i trener Królewskich. Nastroje tonuje też Jerzy Dudek. – Z wyrokami poczekajmy choćby do meczu w Mönchengladbach. Moim zdaniem Real nie daje jeszcze powodów do zachwytu. Zidane’a czeka mnóstwo pracy, by przywrócić drużynie blask i regularność – mówił nam były bramkarz Los Blancos.
Więcej TUTAJ.
***
„Sprawdzian mentalności Antonio Conte”
Antonio Conte wierzy, że w futbolu są urodzeni zwycięzcy. Po prostu ktoś albo ma mentalność, która pozwala mu wygrywać, albo jej nie ma i ogląda triumfy innych. Oczywiście szkoleniowiec Interu Mediolan siebie samego zalicza do tych, co ją mają i jeśli chodzi o ligi krajowe (Włochy, Anglia), nie ma sensu z tym dyskutować. Jednak wyniki prowadzonych przez niego ekip w europejskich pucharach każą się zastanowić, czy Conte urodził się, by odnosić sukcesy akurat w międzynarodowych rozgrywkach.
Więcej TUTAJ.
***
„Gang naprawdę szalony”
Kierowca klubowego autobusu zrezygnował z pracy po kilku tygodniach. Nie chciał się użerać z tą bandą idiotów, którzy podczas jazdy posmarowali jego łysinę pastą rybną, a innym razem przy prędkości blisko 100 km/godz. znienacka włożyli mu karton na głowę. O tym, że jeden z nich wdrapał się – zupełnie nagi – na dach pojazdu, nawet nie warto wspominać. Może gdyby wiedział, że ci wariaci za chwilę będą sławni na cały kraj dzięki sensacyjnej wygranej w Pucharze Anglii, łatwiej byłoby mu to znosić? Taka była właśnie słynna drużyna Wimbledonu. Albo byłeś mocny psychicznie i potrafiłeś zaakceptować głupie żarty oraz, co nie było rzadkością, przemoc w szatni, albo ze strachu zgłaszałeś nieobecność w ośrodku treningowym.
Nazywali ich „Szalonym Gangiem” i żadne z tych słów nie jest przesadą. Termin wymyślił John Motson po finale FA Cup w 1988 roku. – Szalony gang pokonał kulturalny klub – powiedział legendarny komentator po ostatnim gwizdku sędziego spotkania z Liverpoolem, które Wimbledon wygrał 1:0. To jeden z najbardziej szokujących wyników w historii tych rozgrywek – wielki, utytułowany klub przegrał z zawodnikami, którzy jedyne, co mieli do zaoferowania, to prymitywna piłka nastawiona na zrobienie krzywdy przeciwnikowi. Zaledwie 11 lat wcześniej Wimbledon grał w lidze amatorskiej, dopiero rok przed starciem z The Reds po raz pierwszy wdarł się na najwyższy szczebel rozgrywek w Anglii. Wimbledon najpierw był ciekawostką, ale za chwilę stał się najbardziej znienawidzonym zespołem w elicie. Każdy życzył mu jak najszybszego spadku. – Byliśmy traktowani jak osa, która wpadła do pokoju – mówił Dave Bassett, menedżer zespołu.
Więcej TUTAJ.
***
„Kosowski: Z Rangers łatwiej niż z Cracovią”
Lech będzie toczył bój z Rangersami na wyjeździe. To mocniejsza drużyna od Cracovii, ale paradoksalnie może być łatwiejszym przeciwnikiem. Nasz zespół nie będzie faworytem tego starcia. Poza tym na trybunach zabraknie kibiców. Prawie nigdzie nie ma ich teraz na stadionach, jednak dla Szkotów to szczególnie duże osłabienie, bo w Glasgow doping jest niesamowity. Gospodarze nie będą mieli za sobą dwunastego zawodnika.
Lech nie będzie faworytem i może zagrać z kontry, a tak radzi sobie bardzo dobrze. Do jedenastki wróci Tiba. Ten mecz to duża szansa dla jego, ale też Kamińskiego, Puchacza i Daniego Ramireza, bo ta czwórka odpowiada za ofensywę Lecha. Przy dobrym ustawieniu się na boisku – jak Cracovii w Poznaniu – i przy dobrym odbiorze piłki dostrzegam szansę na ciekawe kontry.
Więcej TUTAJ.
„SPORT”
„Siła tkwi w ataku”
Zwycięstwo nad Stalą nie było nader okazałe, mimo to lider ekstraklasy kolejny raz udowadniał, że niezależnie jak jest złożona jego linia ofensywna, potrafi wygrać w trudnym dla siebie spotkaniu. Choć ekipa z Mielca przegrywała już dwoma bramkami, to wystarczył gol Macieja Domańskiego, by w ostatnich minutach zrobiło się nerwowo. Gdyby mecz ze Stalą był rozgrywany w poprzednim sezonie, to można by było z góry założyć, że częstochowianie nie dowieźliby korzystnego wyniku do ostatniego gwizdka sędziego. Ileż to bramek Raków tracił w końcówkach?
***
„Ugasić ten pożar”
Co łączy tamten okres w Ruchu z tym w Piaście? Po pierwsze za każdym razem trener tracił najlepszych graczy. Taka jest bowiem kolej rzeczy. I za każdym razem od nowa budował ciekawy zespół. Kryzysy udawało się pokonać (oprócz ostatniego w Ruchu, choć kto wie jak historia by się potoczyła, gdyby Fornalik nie odszedł przed końcem sezonu), ale wymagało to czasu. W Piaście w pierwszym okresie jego pobytu przy Okrzei, gliwiczanie o utrzymanie walczyli do ostatniej kolejki – wiosna 2018. Mimo poprawy gry, poprawa wyników nie nadeszła gwałtownie. Fornalik w Ruchu i Piaście nie narzekał publicznie, zachowywał spokój. Wierzył w drużynę, w pracę i w metody treningowe. - Wierzę w to, co robimy oraz wierzę w ten zespół – to jego słowa sprzed ostatniego meczu z Wisłą Płock. Wszelkie problemy, spięcia nie opuszczały murów szatni i były rozwiązywane wewnątrz.
***
„Mocno „górali” biją”
Nie ma wątpliwości, że ostatniego meczu z Wisłą Kraków zespół spod Klimczoka wcale nie musiał przegrać. - Nie byliśmy zespołem słabszym, ale mniej skutecznym i takim, który popełnił proste błędy. I to najbardziej boli – kręcił głową Krzysztof Brede. - Wiadomo, że te proste błędy jest najtrudniej wyeliminować, bo elementy treningowe, jeśli chodzi o organizację gry, przesuwanie się, są bardzo dobrze realizowane przez mój zespół. Jak trenujemy, tak gramy, ale pozostają te indywidualne błędy. Rozmawiamy o tym, pokazujemy co należy zrobić, ale w decydującym momencie popełniamy je i tracimy przez to bramki. Ekstraklasa nam nie wybacza. Na pewno tylko praca, cierpliwość i wyciąganie wniosków mogą przynieść poprawę – z tych słów szkoleniowca Podbeskidzia wynika, że problem, z którym w najbliższym czasie musi się uporać, tkwi w personaliach.
***
„Pali się!”
Niektórym kibicom pasmo porażek wychodzi już bokiem, nie mają wątpliwości, jaki ruch powinni wykonać działacze GKS-u 1962 Jastrzębie. Sympatyk drużyny z Harcerskiej posługujący się nickiem Realia napisał po porażce z GKS-em Tychy: „Kolejny wynik, gdzie „powinien” być remis, owo POWINIEN nie utrzyma nas w 1-lidze. Gdyby nie to, że przez ten cały Covid piłka zeszła na drugi plan... PS. Ściebura faktycznie mógłby wesprzeć Akademię i pomóc Myśliwcowi i Łukasikowi”. Natomiast Jastrzębio bardziej dołożył do pieca pisząc: „Trener do odstawki. Ile meczów ma przegrać, aby sam podjął męską decyzję lub ktoś za niego to w końcu zrobił?”.
Dowiedziałem się z tzw. drugiej ręki (i mam na to świadków), że jest rozważana kandydatura Jana Furlepy jako potencjalnego następcy Pawła Ściebury. Do zakończenia rundy jesiennej ten doświadczony szkoleniowiec, specjalista od awansów, jest jednak „nie do wyjęcia” z MKS-u Kluczbork. A potem? Kto wie...
***
„Niewytłumaczalna anemia”
Niedzielna porażka Miedzi z Górnikiem Łęczna jest fragmentem większej całości. Podopieczni trenera Jarosława Skrobacza w meczach wyjazdowych z reguły oddają punkty przeciwnikowi, wyjątkiem była potyczka z Radomiakiem, którego pokonali w Pruszkowie 2:0. W pozostałych trzech spotkaniach wyjazdowych legniczanie nie tylko nie zdobyli punktu, ale nawet nie strzelili gola, co biorąc pod uwagę obecność w składzie napastników z ekstraklasową przeszłością, takich jak Kamil Zapolnik i Krzysztof Drzazga, nie wystawia Miedzi najlepszego świadectwa.
***
„Po punkty na wyjazd”
Co prawda pod nieobecność Lewickiego atak GKS-u znowu okazał się nieskuteczny, ale na listę strzelców wpisali się nominalni pomocnicy: Bartosz Biel, Oskar Paprzycki i Dominik Połap. To sprawiło, że tyszanie wygrali 3:1 i umocnili się w czołówce.
- To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne – dodaje szkoleniowiec tyszan. - Do tej pory GKS, gdy już wchodził do szóstki, to od razu z niej wypadał. To spowodowało, że do meczu z jastrzębianami przystąpiliśmy z obciążeniem, które udało się udźwignąć. Przeciwnik wprawdzie niczym nas nie zaskoczył, ale potwierdził, że potrafi być groźny w ofensywie i ma aktywny przód. Grało się z nim bardzo ciężko i choć wygraliśmy, to trzeba też zwrócić uwagę na pracę wykonaną przez Konrada Jałochę. Nasz bramkarz kilka razy pokazał bardzo wysoką klasę. „Jało” już w pierwszej połowie uratował nas od wyrównującej bramki, bo kapitalnie obronił strzał po solowej akcji Daniela Szczepana, ale najbardziej cenię sobie z tego meczu interwencję, którą zaliczył w pierwszych sekundach doliczonego czasu gry. Przy strzale z 5 metra zareagował intuicyjnie i co najważniejsze skutecznie.
***
„Zagłębie jest głodne gry”
Obrońca Dawid Gojny także nie miał objawów, ale u niego testy wykazały obecność koronawirusa. - Musiałem się poddać izolacji. Na szczęście miałem taką możliwość i dzięki temu moja rodzina uniknęła kwarantanny. Żona z córkami były w tym czasie w innym miejscu. Gdybyśmy byli razem, miałyby jeszcze dłuższą izolację i nie wiem jak dzieciaki by to wytrzymały. Musimy sobie jakoś radzić. Nie neguję tego wirusa, ale zastanawia mnie, gdzie podziały się inne choroby okresu jesienno-zimowego... Najważniejsze, że znów weszliśmy w normalny trening. Jesteśmy głodni gry. Mamy teraz trochę czasu, by nadrobić te ostatnie dni. Każdy wiedział co ma w czasie przerwy robić, ale wiadomo, że były to działania doraźne. Jeśli nie wpadnie nam mecz z Resovią, to mamy dwa tygodnie na przygotowania do spotkania z Koroną. Szkoda, że znów - tak jak wiosną - będziemy toczyć boje bez udziału publiczności, ale w obecnej sytuacji najważniejsze jest, byśmy w ogóle grali - podkreśla piłkarz Zagłębia, do którego jesienią nie można było mieć żadnych zastrzeżeń.
***
„Strzelać również w Moskwie”
Jakże różne były ostatnie mecze ligowe dla Grzegorza Krychowiaka i Roberta Lewandowskiego. Piłkarz Lokomotiwu Moskwa obejrzał czerwoną kartkę w starciu z Rotorem Wołgograd, a jego zespół, którego zawodnikiem jest również inny reprezentant Polski, Maciej Rybus, doznał sensacyjnej porażki. Czołowa drużyna rosyjskiej ekstraklasy uległa 1:2 u siebie beniaminkowi, który zajmował ostatnie miejsce w tabeli i wcześniej nie odniósł zwycięstwa. Bayern Monachium z kolei łatwo rozprawił się z Eintrachtem Frankfurt. Wygrał 5:0, a pierwsze trzy gole strzelił dla obrońcy trofeum Ligi Mistrzów Robert Lewandowski. To jedenasty hat trick „Lewego” w Bundeslidze, którym kapitan reprezentacji Polski okrasił kolejny kapitalny występ.
***
„Byłaby kwarantanna”
Klub Kiedrzynek, VfL Wolfsburg, zażądał natychmiastowego powrotu zawodniczki do Niemiec. Taka decyzja jest związana z obowiązkiem przebycia kwarantanny przez zawodniczkę po powrocie z Mołdawii. Przypomnijmy, że polskie piłkarki zagrają dzisiaj (godz. 14.00) w Kiszyniowie w swoim przedostatnim meczu grupowym eliminacji do mistrzostw Europy. Biało-czerwone w piątek w Warszawie pokonały Azerbejdżan 3:0, wieczorem tego dnia Hiszpania u siebie wygrała z Czechami 4:0. Te dwa wyniki spowodowały, że zespół trenera Stępińskiego wciąż liczy się w walce o awans. Aby przedłużyć szanse, musi w Kiszyniowie wygrać.
„GAZETA WYBORCZA”
„Gwiazdy są zmęczone”
Trener City kieruje najdroższą i najszerszą kadrą w europejskim futbolu, wycenianą na ponad miliard euro. Mimo wszystko skarży się, że z powodu koronawirusa kalendarz jest zbyt przeładowany. To sprawia, że jego piłkarze nie są w stanie utrzymać najwyższego poziomu koncentracji w meczach. - Gdybyśmy rywalizowali na jednym lub dwóch frontach, wszystko byłoby OK. Ale gramy co trzy dni na okrągło. A to liga, a to Liga Mistrzów, Puchar Anglii, Puchar Ligi, a jak przychodzi chwila przerwy, to po to, by piłkarze pojechali na mecze reprezentacji - wylicza.