Autor zdjęcia: Własne
TOP3 klubów, które chętnie zobaczylibyśmy w Ekstraklasie, a ugrzęzły w niższych ligach
Nic co dobre nie jest dane na zawsze. Nawet ta słaba Ekstraklasa. Jak z niej spadniesz, to bardzo prawdopodobne, że szybko jej już nie zobaczysz.
Niewiele tekstów śmieszy nas bardziej niż „miejsce tego klubu jest w Ekstraklasie”. Bo niby co to oznacza? Jak do tej Ekstraklasy awansuje, to wtedy jego miejsce będzie w Ekstraklasie. A jak go w niej nie ma, to widać się do niej nie nadaje. Czy to sportowo, czy organizacyjnie, czy jedno i drugie. No ale kibice lubią słyszeć takie hasła, więc trenerzy i piłkarze pieprzą głupoty.
Mistrzem w tym jest oczywiście Wojciech Stawowy. Chłop chciałby chyba powiększenia Ekstraklasy do 30 zespołów, bo gdzie nie pracował, to akurat miejsce tego klubu było w Ekstraklasie. Arka, GKS Katowice, Widzew, ŁKS… Nie pamiętamy, żeby mówił tak jedynie w Górniku Łęczna. Chociaż pewnie i tak mówił.
Tak nam się skojarzyło, bo dziś będzie o trzech klubach, które chętnie zobaczylibyśmy w Ekstraklasie. Nie dlatego, że ich miejsce jest w Ekstraklasie, bo skoro są kilka lig niżej, to mówimy o klubach z jakiegoś powodu bardzo słabych. Ale gdyby się poprawiły i wróciły do poważnego grania, to byłoby ciekawie.
GKS Katowice
Spośród tej trójki gra najwyżej, ale w zasadzie jest też w największej dupie. Już tyle razy walczył o Ekstraklasę (w tym ze słynnym hasłem „Ekstraklasa albo śmierć”), że w końcu spadł do II ligi, bo w ostatniej minucie sezonu gola walnął mu bramkarz Bytovii. Symboliczne.
Czego w tych Katowicach nie próbowali… Rządzili już kibice, gość z kasą będący w rzeczywistości gołodupcem (Ireneusz Król), a teraz klub jest miejski. Tak oto GKS-u w Ekstraklasie nie ma już od 15 lat. Wymowne, że gdy z niej spadał, to sponsorem tytularnym ligi była Idea, a Irek Jeleń nie wyjechał jeszcze do Auxerre. Szkoda, bo GKS to ładny kawałek polskiej piłki i to z kibicami. Ludźmi, którzy za te wszystkie lata upokorzeń powinni dostawać jakiś dodatek do pensji.
Polonia Warszawa
20 lat po mistrzostwie Polski Polonia mecze derbowe gra w III lidze, z rezerwami Legii i Ursusem. No, nieźle się to wszystko zje… Zepsuło. W marcu, gdy klub przejął Gregoire Nitot, pojawiła się co prawda nadzieja, ale to wszystko nie będzie takie proste. Polonia straciła po prostu wiele lat. Nie ma infrastruktury ani poważnego kibicowskiego przebicia.
OBSTAWIAJ MECZE POLSKICH DRUŻYN U NASZEGO PARTNERA BETSAFE!
Generalnie problemy są więc mocno przyziemne. Nitot, w wywiadzie dla Onetu, mówi tak: - Wciąż nie jesteśmy gospodarzem na naszym stadionie. Nie możemy trenować na głównej płycie, trenujemy na Marymoncie, mamy najgorsze biura na stadionie, malutkie, praktycznie pod sufitem. W dniach meczowych nie ma toalet dla kibiców, są toi-toie, nie ma loży biznesowej, restauracji… Dla nas najważniejsze teraz jest to, by móc zarządzać naszym obiektem. Również nasza akademia nie ma gdzie trenować. Miasto obecnie nas nie wspiera.
Ruch Chorzów
Czyli najświeższy przykład upadku. Dla kogoś nieorientowanego przykład zaskakujący, bo przecież jeszcze niedawno Ruch zdobywał wicemistrzostwo. Problem w tym, że organizacyjnie od zawsze był tam burdel. W końcu musiało pieprznąć. A jak już się to stało, to jest ledwie III liga. Też szkoda, bo klimat do piłki zawsze w Chorzowie był. Liga, nie wyłączając Legii i Lecha, czuła respekt.
Jeśli jednak przez lata klubem rządzi kombinator pokroju Dariusza Smagorowicza, to kiedyś muszą przyjść konsekwencje. A już na pewno przyjdą, jeśli po pożegnaniu tego kombinatora za ratowanie klubu bierze się ktoś taki jak Janusz Paterman. Co gość nagadał się o pięknej tradycji klubu i wielkiej chorzowskiej rodzinie… Tak opowiadał, że aż zapomniał, po co został prezesem. W końcu normalni ludzie się znaleźli, ale to sytuacja jak z Polonią - wszystko musi potrwać.