Autor zdjęcia: Monika Wantoła
Kiedy Filip z marchwi wstanie?
Swego czasu o Filipie Marchwińskim pisano jako o najbardziej utalentowanym zawodniku z całej lechickiej gromady. Mijają jednak miesiące, Jóźwiak, Moder, Gumny, Puchacz czy Kamiński bez przerwy czynią progres, tylko środkowy pomocnik się zatrzymał. Ile trzeba będzie czekać na jakiś przełom?
A przecież latem czytaliśmy, że wychowanka Kolejorza na celownik wzięły wielkie firmy. Nie żadne Beneventy, Barnsleye czy inne Freiburgi, tylko sam Juventus! Zazwyczaj z dużym dystansem podchodzimy do tego typu historii, bo siłą rzeczy najwięksi monitorują najwięcej zawodników, także z tych mniej popularnych kierunków jak Polska. No ale zainteresowanie przeważnie kończy się na świadomości, iż ktoś taki istnieje, kopie sobie w Ekstraklasie i został wpisany do tabelki w Excelu. Tu ponoć temat rzeczywiście temat był nieco poważniejszy, ale… Jeśli Stara Dama dalej monitorowała postępy Filipa, to ten raczej nie przekonał jej, że niebawem byłby w stanie wygryźć Ramseya czy Rabiota ze składu.
To w zasadzie pokazuje nam, iż samego zainteresowania nie należy uznawać za jakikolwiek wyznacznik. Jakkolwiek spojrzeć w tym samym czasie, Jóźwiak z Gumnym wyjechali do lepszych lig i zwłaszcza ten pierwszy zaliczył przyzwoity początek. Kamiński chwilę temu dostał powołanie do seniorskiej kadry, Moder zdążył już nawet zagrać w niej dobre mecze i jeszcze pobił rekord Ekstraklasy. Puchacz z kolei rozwija się harmonijnie, ostatnio pogonił Mainz, ponieważ uważa, iż stać go na jeszcze lepszy transfer.
A Marchwiński w tym czasie nadal nie może przebić się do wyjściowej jedenastki.
OBSTAWIAJ MECZE LECHA W BETSAFE! ZAREJESTRUJ SIĘ I SPRAWDŹ KURS NA MECZ Z RANGERS FC!
Ale nie dziwota, skoro mnóstwo szans, które otrzymuje, przekuwa na występy po prostu bezbarwne. W tym sezonie 3 razy grał w lidze na tyle długo, byśmy mogli wystawić mu oceny: 4, 6, 3. W poprzednim zaś wykręcił średnią na poziomie 4,50 – czyli, porównując go w skali ligowej, wypadł podobnie do van Amersfoorta (4,45), Cebuli (4,42), Hateleya (4,61), Poletanovicia (4,57) czy Chrapka (4,52). Niby tragedii nie było, ale jak na wielki talent – słabo.
Paradoksalnie jest tak, iż najlepsze występy Filip notuje, kiedy wchodzi z ławki. Wtedy wygląda na bardziej pewnego siebie, jest w stanie robić różnicę. Cóż, to już nawet wynika choćby z tego, że on wypoczęty zaczyna mierzyć się ze zmęczonymi rywalami, a do tego czasem sam osiągnięty dotychczas wynik drużyny zdejmuje z niego presję:
- z Piastem wszedł na boisko w 59. minucie przy 2:0 i strzelił gola
- z Hammarby wszedł na boisko w 84. minucie przy 2:0 i strzelił gola
- z Lechią w zeszłym sezonie wszedł na boisko w 59. minucie przy 1:0 i strzelił gola
- z Wisłą Kraków w zeszłym sezonie wszedł na boisko w 80. minucie przy 3:0 i strzelił gola
- tylko z Cracovią w zeszłym sezonie rozegrał 90 minut i też trafił do siatki
Wymowne, prawda?
Między innymi dlatego nie dziwią głosy, że Filip w jakimś sensie osiadł na laurach i jechał głównie na łatce wielkiego talentu. Cóż, coś w tym jest, trudno bowiem przypomnieć sobie taki mecz, w którym bohater tego tekstu grał od pierwszej minuty i robił w nim wielką różnicę na korzyść Lecha. Tak jak to wielokrotnie czynili Moder, Kamiński, Jóźwiak czy Puchacz.
Tym bardziej niepokojący w tym kontekście był popis Marchwińskiego w starciu z Cracovią. Pasy prowadziły z Kolejorzem 1:0, ten zaś jeśli w ogóle stwarzał zagrożenie pod bramką Niemczyckiego, to posyłając rakiety zza szesnastki. Składnych akcji ze strony poznaniaków uświadczyliśmy jak na lekarstwo. No i wtedy ich wychowanek postanowił pomóc drużynie w następujący sposób:
Symulować tez trzeba umiec 🙈 pic.twitter.com/FMyOjfLxwo
— Michał Rączka (@majkel1999) October 25, 2020
Nie jakimś rajdem między obrońcami, nie otwierającym podaniem, nie kolejnym groźnym strzałem z daleka. Tylko symulką, padolino w możliwie najgorszym stylu. Chryste, przecież tam nawet najmniejszego kontaktu nie było! Serio, takie rzeczy w czasach wszystkowidzącego VAR-u? Dramat. Podobnie zresztą jak cały występ Filipa w liczbach: 4 wygrane pojedynki z 15, 0 kluczowych podań, 0 udanych dryblingów, 0 strzałów, 8 strat. Trudno o lepszy dowód na to, że w karierze wychowanka Lecha coś poszło nie tak, coś się zacięło.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – broń boże go nie skreślamy. Przecież on ma dopiero 18 lat! Znamy przecież przypadki znacznie większych utracjuszy, którzy robili mnóstwo gorszych rzeczy niż symulka w meczu ligowym, a potem i tak wychodzili na wielkich zawodników. Niemniej ten tekst powstaje raczej w charakterze… Ostrzeżenia? Tu chłopaka trzeba otoczyć opieką, a jednocześnie nie zagłaskać. Pokierować, daje ufać, stawiać na niego nie tylko na kwadrans w meczu z beniaminkiem przy załatwionym wyniku.
Tak, aby za pewien czas znów wpadł w oko skauta jakiegoś większego klubu, a nie tylko sędziego, gdy akurat odwali manianę. Wciąż bowiem uważamy, iż talent piłkarski ma większy niż aktorski, lecz z jakiegoś powodu jeszcze go nie uwolnił.