Autor zdjęcia: Własne
Dziczek: Udowodnię, że zasługuję na Lazio. Wichniarek: Trzeba bić brawo Lechowi. Lockdown w Zagłębiu Lubin
Patryk Dziczek udzielił wywiadu "Przeglądwi Sportowemu", w którym opowiada o groźnych problemach zdrowotnych i sytuacji w Lazio, z kolei Artur Wichniarek wyjaśnia, czego zabrakło Lechowi w starciu z Benfiką. W prasie są również sprawy związane z koronawirusem i rozmowy z Kamilem Gorsickim, czy Łukaszem Trałką. Zapraszamy.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Próba cierpliwości”
Zero punktów w Lidze Europy. Dziesiąte miejsce w ekstraklasie. I spokój wokół drużyny – zamiast wytykania błędów, głównie pochwały. Lech udowadnia, że można w Polsce patrzeć na zespół nie tylko przez pryzmat wyników, ale przede wszystkim stylu i promowania piłkarzy. Dariusz Żuraw ma komfort, którego mogą mu zazdrościć poprzednicy. Nikt go nie rozlicza jedynie z wyników, jest doceniany za nową jakość gry, dzięki czemu nie musi schodzić z drogi, na którą wkroczył w poprzednim roku. Przynajmniej na razie... Czy zmiana myślenia dokonała się w klubie z Poznania na stałe, czy wytrzymają ciśnienie, jeśli Kolejorz wciąż będzie tracił punkty?
Czytając kolejne wypowiedzi można zapomnieć o zerowym dorobku punktowym Kolejorza w Europie. Czy ogólnopolskie głaskanie Lecha nie jest przesadą? Czy nie jest przesadą chwalenie drużyny, która traci punkty, czy nie jest to droga w ślepy zaułek? – Nie wydaje mi się. Ważne, że w żadnym z tych spotkań Lech nie był tłem dla przeciwników, pokazał dobrą, ofensywną piłkę. Przecież takiej postawy domagają się od dawna dziennikarze, eksperci. A być może właśnie przez taki styl Kolejorz zginął – stwierdza Zieliński.
Więcej TUTAJ.
***
„Nafciarze chcą grać z Pogonią”
– Wyniki wszystkich badań mają do nas spłynąć w niedzielę. Mamy nadzieję, że tak będzie, bo słyszy się, że w całym kraju rezultaty testów przychodzą do klubów z opóźnieniami. Jeżeli w niedzielę okaże się, że wszyscy pozostali zawodnicy są zdrowi, to będziemy chcieli zagrać w poniedziałkowym meczu Pucharu Polski z Pogonią – mówi prezes płockiego klubu Tomasz Marzec. – Nie chcemy sobie robić zaległości. Szczególnie że terminów pozostaje coraz mniej. Wiemy, jakie są wytyczne UEFA i PZPN co do liczby wymaganych zdrowych piłkarzy. Nie chcemy kombinować i prosić sanepid o kwarantannę dla całego klubu. Jeżeli tylko będziemy mieli możliwości personalne, to chcemy normalnie grać. Na razie zdrowi gracze nie zgłaszają żadnych niepokojących objawów – dodaje prezes.
Więcej TUTAJ.
***
„Lockdown po lubińsku”
Wiemy, że zakażeni w Zagłębiu przebywają na 14-dniowej izolacji, a niezakażeni po siedmiu dniach będą mieli kontrolne wymazy, co oznacza, że testy odbędą się w weekend. Po zapoznaniu się z wynikami kierownictwo klubu podejmie dalsze decyzje. Mamy więc do czynienia ze swoistym lockdownem w drużynie. Jego celem jest zduszenie zakażeń, a następnie, po upływie dwóch tygodni, dokładne zdiagnozowanie sytuacji epidemicznej. Jeżeli nie zostanie stwierdzona dalsza transmisja groźnego wirusa, nastąpi powrót do wspólnych treningów. Dlatego przełożenie ligowego meczu z Podbeskidziem było koniecznością. Spotkanie zaplanowane było na 6 listopada (w miniony czwartek Miedziowi mieli też zagrać z tym rywalem w 1/16 finału Pucharu Polski), ale zostało przesunięte o dziesięć dni – na poniedziałek 16 listopada.
Kalendarz staje się już wie dwóch tygodni, tak napięty, że Ekstraklasa SA postanowiła, iż nowy termin będzie kolidować z przerwą na zgrupowanie drużyn narodowych, co oczywiście na horyzoncie rysuje nowe problemy, choćby dlatego, że etatowy lewy obrońca Zagłębia Saša Balić dostał powołanie do reprezentacji Czarnogóry. Na razie w Lubinie zdają się o takich „błahostkach” nie myśleć, bo koncentrują uwagę na walce z koronawirusem, choć najwyraźniej ktoś uznał, że należy to robić w dużej konspiracji.
Więcej TUTAJ.
***
„Sądne dni Williama Remy’ego”
Teoretycznie najwyższą sankcją, z jaką musi liczyć się Francuz, byłoby rozwiązanie umowy z jego winy. Zachowanie piłkarza negatywnie wpłynęło bowiem nie tylko na jego wizerunek, ale również na wizerunek klubu. Nie wiadomo jednak, czy pozwalają na to zapisy kontraktowe. Możliwe więc, że władze Legii ograniczą się do udzielenia wysokiej kary finansowej. Prawdopodobnie w takim przypadku KL odstąpi od wymierzania własnych sankcji, aby zawodnik nie był dwukrotnie karany za to samo wykroczenie. Sprawą Remy’ego komisja ma zająć się na środowym posiedzeniu (4 listopada).
Więcej TUTAJ.
„Haydary odkupił winy”
Afgańczyk, posiadający także obywatelstwo holenderskie, trafi ł do Gdańska nieco przypadkowo. Sztab Lechii obserwował Tiago Alvesa, który ostatecznie przeszedł do Piasta Gliwice, ale uwagę trenerów zwrócił inny zawodnik Olimpii Grudziądz – właśnie Haydary. Stokowiec wprowadzał go stopniowo, bo do drużyny dołączył już po zimowym zgrupowaniu i rozpoczęciu rundy wiosennej. Pomocnik zdążył wystąpić w trzech spotkaniach, potem z powodu pandemii przerwano rozgrywki.
W trakcie ramadanu (od 12 kwietnia do 11 maja) Haydary miał dosyć jedzenia ryb. Zapragnął mięsa, które musi być jednak przygotowane w sposób rytualny, stąd prośba piłkarza do rodziców, aby przywieźli do Polski specjalne posiłki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby w drodze powrotnej Haydary nie wjechał przypadkowo do Niemiec. Za granicą spędził zaledwie cztery minuty, ale to wystarczyło do obowiązku odbycia dwutygodniowej kwarantanny. W tym czasie zespół zaczął szykować się do wznowienia rozgrywek, więc Haydary mocno oddalił się od składu. Łącznie piłkarz nie znalazł się w kadrze meczowej w siedmiu kolejnych spotkaniach.
Więcej TUTAJ.
***
„Boiskowa telepatia”
Ty miałeś asystę? – zapytał Son Heung-min Harry’ego Kane’a. Kiedy ten przytaknął, Koreańczyk szeroko się uśmiechnął i wyściskał kolegę. Kilka sekund wcześniej wydarzyło się to, co w tym sezonie jest już stałym punktem Premier League: Kane podał do Sona, a on strzelił gola (1:0 z Burnley). Obecnie nie ma innej pary zawodników, która na boisku miałaby większe zdolności telepatyczne i rozumiałaby się tak dobrze.
Bramka na Turf Moor była już 29., którą wypracował duet Tottenhamu. W tym sezonie aż siedem razy zdarzyło się, że Anglik asystował przy golu Sona. Największy popis obaj dali zwłaszcza w spotkaniu z Southampton (5:2), w którym reprezentant Korei Południowej strzelił aż cztery gole i wszystkie po zagraniach najlepszego strzelca. Po tym meczu menedżer Jose Mourinho przerwał wywiad, którego Kane udzielał stacji SkySports, żeby wskazać palcem na swoją gwiazdę i powiedzieć do kamery: – Oto najlepszy piłkarz spotkania.
Więcej TUTAJ.
***
„Walka o powrót do przeszłości”
Pierwsi na wygraną w lidze czekają siedem lat. U drugich licznik wskazuje szesnaście. Po odejściu wielkich menedżerów – sir Alexa Fergusona z United i Arsene’a Wengera z Arsenalu – w obu klubach trwały poszukiwania godnych następców. Możliwe, że w końcu się udało.
Droga obrana przez oba kluby jest podobna. Po nieudanych eksperymentach ze szkoleniowcami postawiono na ludzi doskonale znających ich klimat. Ole Gunnar Solskjaer zaczynał z zupełnie innego pułapu niż Mikel Arteta. W Norwega nikt nie wierzył, miał być przy Old Traff ord tylko na chwilę, ale niezłe wyniki sprawiły, że spotkanie z Arsenalem będzie jego setnym w roli menedżera Czerwonych Diabłów. – Szybko zleciało. Mam nadzieję, że uda się uczcić jubileusz dobrym występem i trzema punktami – stwierdził menedżer Manchesteru United.
A że jego zespół powoli wraca na dobre tory, można się było przekonać w środku tygodnia, kiedy w Lidze Mistrzów Czerwone Diabły rozbiły RB Leipzig 5:0. Wydaje się, że kryzys z początku sezonu mają już za sobą. – Potrzebowaliśmy czasu, żeby pewne rzeczy poukładać – stwierdził Norweg.
Więcej TUTAJ.
***
„Barceloński koń trojański”
Za kadencji Josepa Marii Bartomeu nawet podanie się do dymisji nie mogło przebiegać normalnie. W poniedziałek deklarował, że „nigdy nie rozważał rezygnacji” i że „nie ma do niej podstaw”. 24 godziny później, gdy żegnał się z Barceloną, przekonywał, że to przemyślany i jedyny słuszny wybór. Ale decydując się na niego, zrobił z siebie ofi arę. Choć robił wszystko, by skompromitować organizatorów wotum nieufności i opóźnić czy anulować głosowanie, na koniec zrzucił winę na katalońskich polityków, którym rzekomo nie zależało na zdrowiu obywateli. Przedsiębiorcy nie uwierzył nikt. Bartomeu był pod ścianą. Nie chciał ryzykować zostania pierwszym w 121-letniej historii Barcy prezydentem usuniętym przez kibiców, więc, widząc nieskuteczność swojego sabotażu, zrezygnował.
Od momentu przejęcia rządów przez Bartomeu, który członkiem (socio) Barcy został w wieku 11 lat, jego wersja rzadko pokrywała się z rzeczywistością. Zaczęło się od transferu Neymara, który miał przebiegać zgodnie z prawem i za który klub został skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwa podatkowe. Zakończyło na aferze w mediach społecznościowych, za których pośrednictwem wynajęta przez zarząd firma oczerniała największe legendy Barcy, na czele z obecnymi zawodnikami, Gerardem Pique czy Leo Messim, a także na faksie wysłanym przez Argentyńczyka.
Więcej TUTAJ.
***
„Hit po francusku”
Francja ma jeden z najlepszych w Europie systemów szkolenia młodzieży, jest więc idealnym miejscem do poszukiwań zdolnych piłkarzy dla skautów Red Bulla, którzy działają tym na nerwy Francuzom. – Oni nikogo nie szanują! Nigdy ich tu nie widziano. Rozmawiali bezpośrednio z piłkarzem, a to my wcześniej przez półtora roku negocjowaliśmy z nim pierwszy profesjonalny kontrakt – złościł się dyrektor akademii Sochaux Eric Hely na łamach 20minutes.fr, gdy temu klubowi podebrano Konate.
Więcej TUTAJ.
***
„Dziczek: Udowodnię, że zasługuję na Lazio”
Była szansa, by latem wrócił pan na stałe do Lazio? W końcu to jest pana macierzysty klub.
Rozmawiałem z prezydentem Lazio. Usłyszałem, że będzie lepiej, jeśli jeszcze rok spędzę na wypożyczeniu w Serie B, że muszę popracować nad fizycznością, wzmocnić górne i dolne partie mięśniowe. Z mojego poruszania się na boisku i techniki byli zadowoleni, ale mam jeszcze trochę do poprawy, w tym ma mi pomóc kolejny rok na zapleczu Serie A. Pierwszy sezon był na naukę: taktyki, intensywności, języka.
Teraz powinno być łatwiej. Wiosną był pan chwalony, od grudnia miał pewne miejsce w składzie, a ówczesny trener Salernitany Gian Piero Ventura bardzo pana komplementował. Naprawdę nie miał pan nadziei, że już udowodnił, iż zasługuje na szansę w Lazio?
Jakąś pewnie miałem. Zastanawiałem się, jak by to wyglądało, gdybym był w tak wielkim klubie. Kiedy jednak sprawy potoczyły się inaczej, na pewno się nie załamałem. Wierzę, że ludzie rządzący Lazio znają się na swoim fachu i skoro uznali, że jest dla mnie za wcześnie, to mają rację. Stwierdziłem, że widocznie to jeszcze nie jest ten moment, abym był w tym klubie. Skoro trener Inzaghi uważa, że muszę jeszcze jeden czy dwa elementy poprawić, to na tym właśnie się skupię. Wolę pozostać w Serie B i co tydzień walczyć o pierwszy skład niż siedzieć na ławce w Rzymie i stracić pół roku, w ogóle nie grając czy wchodząc tylko na końcówki. Nic nie zastąpi regularnej gry. Wierzę, że mój czas nadejdzie, że w tym sezonie będę grał w pierwszym składzie Salernitany i udowodnię, iż zasługuję na Lazio. Taki jest mój cel.
Więcej TUTAJ.
***
„Wichniarek: Lechowi należą się brawa”
Oczywiście porażki się zdarzają, bo są częścią sportu, ale po dobrej grze kibice biją brawo, dlatego uważam, że dzisiaj trzeba bić brawo Lechowi, który rozegrał dwa bardzo dobre mecze z wymagającymi zespołami. Zarówno Benfica Lizbona, jak i Glasgow Rangers nie tylko na papierze są klubami silniejszymi od Kolejorza. Celem Portugalczyków jest zwycięstwo w Lidze Europy, ale już szkocki klub jest do ogrania i w meczu rewanżowym w Poznaniu powinno być dobrze. Rangersi byli do ogrania już przed rokiem, gdy mierzyła się z nimi Legia Warszawa. Wówczas zabrakło odważnej decyzji Aleksandara Vukovicia, który postawił na Sandro Kulenovicia, a nie na Carlitosa. W czwartek widzieliśmy podobny scenariusz, choć nie można winić trenera Dariusza Żurawia. Widoczny był brak Pedro Tiby, który jest reżyserem poczynań ofensywnych w Lechu. Na Ibrox Stadium polskiej drużynie zabrakło ostatniego podania. Przede wszystkim było ich za mało, w dodatku często były niedokładne. Odczuwalny był właśnie brak Tiby.
Więcej TUTAJ.
„SPORT”
„Do Mielca kiedy indziej”
Nie będzie zatem dzisiaj w Mielcu „czyszczenia głów”. Wprawdzie wiadomo, że w szatni Piasta nikt nie zamierza poddać się atmosferze defetyzmu, ale na złe (gorsze) samopoczucie drużyny zawsze najlepszym lekarstwem jest zwycięstwo. Tak mówił Jakub Świerczok dla oficjalnej strony Piasta: - Niewątpliwie jest w nas złość, bo w dotychczasowych meczach nie byliśmy drużyną słabszą. Pojawia się frustracja, lecz nie można tak tego rozpamiętywać. Musimy koncentrować się na najbliższych spotkaniach i pokazać, na co nas stać. Myślę, że nie ma w naszych głowach blokady. Na pewno jest w nas chęć wygranej i jak już tak się stanie, to rozpoczniemy dobrą passę.
***
„Każdy występ jest świętem”
Wspominając wydarzenia sprzed roku, Pelle van Amersfoort pamiętał także doskonale atmosferę poznańskiego stadionu, na którego trybunach pojawiło się ponad 25 tysięcy widzów. - Szkoda, że tym razem graliśmy bez kibiców, bo sympatycy Lecha i nasi wspólnie stworzyliby pewnie znowu wspaniałą atmosferę - dodaje holenderski pomocnik Cracovii. - Mimo to na boisku w Poznaniu było ciekawie. Obydwie drużyny chciały wygrać i walczyły na sto procent o czym świadczy także duża liczba kartek. To jest również dowód na to, że dla nas zawodników, każdy występ jest świętem i chcemy w nim uczestniczyć pokazując się z najlepszej strony.
***
„Czarny koń z Rybnika”
Drużyna ROW II Rybnik prowadzona była przez wielką legendę Górnika Zabrze, Edwarda Jankowskiego. Ten były reprezentant Polski z klubem z Roosevelta zdobywał cztery tytuły mistrza Polski (1957, 1959, 1961 i 1963). Jest tym piłkarzem górniczej jedenastki, który jako pierwszy wpisał się na listę strzelców w rozgrywkach ekstraklasowych; było to 18 marca 1956 roku w derbach z Ruchem (3:1). Potem osiadł w Rybniku. - Nie miał trenerskich papierów, ale na pracy szkoleniowca znał się jak nikt. Niesamowita i wspaniała osoba - wspomina „Janę”, jak na Jankowskiego wołano w Zabrzu, Zbigniew Gańczorz, zawodnik rezerw ROW-u, który miał przyjemność pracować z Jankowskim.
- Mieliśmy wtedy w zespole rezerw praktycznie samych młodych piłkarzy, 18-, 20-latków. Ja byłem rocznik 1954, inni w podobnym wieku albo jeszcze młodsi, jak Paweł Janduda, który trafił do nas ze Stadionu Śląskiego. Na ligowe mecze wysyłani byli do nas zawodnicy pierwszego zespołu, którzy w ekstraklasie nie grali. Jankowski jednak nie wstawiał ich do składu, wolał postawić na nas, na młodszych graczy - śmieje się Gańczorz.
***
„Rozjechali się po Polsce”
- Dałem moim piłkarzom dwa dni wolnego - mówi szkoleniowiec tyszan. - To jest czas na odpoczynek i regenerację, a także na spędzenie weekendu z rodziną. Ten wolny od piłkarskich obowiązków czas przyszedł dla nas w dobrym momencie, bo Krzysiek Wołkowicz i Damian Nowak, którzy z Radomia wrócili z urazami, mają czas, żeby się podleczyć. „Wołek” był na rezonansie i wstępna diagnoza jest pomyślna, to znaczy, że łąkotki i więzadła są całe. Potrzebne jest jednak dokładne sprawdzenie, gdzie jest źródło bólu. Natomiast „Nowy” z podejrzeniem naciągnięcia, a nawet naderwania mięśnia dwugłowego, ćwiczy górne partie i czeka na badania oraz konsultację, która wyjaśni nam, od kiedy będzie mógł wrócić do normalnych zajęć. W szatni pojawił się też Dawid Kasprzyk, który odlicza już dni do wizyty u lekarza w poradni chirurgii szczękowo-twarzowej, bo powinien już usłyszeć diagnozę, że może wrócić do treningów.
***
„W Sosnowcu wciąż za nim tęsknią”
W stolicy Zagłębia Dąbrowskiego wyczekują przyjazdu legendarnego piłkarza, choć nadzieje na to są coraz mniejsze. Jarosik od momentu wyjazdu z Polski w połowie lat 70. nigdy w kraju nie był. Unikał także kontaktów z dziennikarzami. Przez lata dało się słyszeć różnorakie plotki na temat Jarosika. - Docierały do nas wiadomości, które - jak się potem okazywało - nie miały wiele wspólnego z prawdą. W tym o rzekomej śmierci piłkarza. Andrzej Jarosik mieszka we Francji, tam postanowił ułożyć sobie życie po zakończeniu kariery. Trzeba uszanować jego decyzję, choć nie ukrywam, że na jego przyjazd wciąż czeka w klubie, w Sosnowcu, wielu jego fanów. To miłe, że został uhonorowany Medalem 100-lecia Odzyskania Niepodległości. Ma na koncie wiele sukcesów, reprezentował Polskę, był z drużyną na olimpiadzie. W Sosnowcu na zawsze pozostanie legendą – podkreśla Leszek Baczyński, honorowy prezes Zagłębia Sosnowiec.
***
„Podstawy do optymizmu”
Dwie kolejne porażki w LaLiga Barcelona zrekompensowała sobie dwoma zwycięstwami w Champions League. Wygrana w Turynie z Juventusem miała dla niej takie znaczenie, jak dla Realu sukces w „klasyku”. Mistrzom Włoch brakowało tego, czego Barcelonie z Realem – skuteczności, więc przegrali. Nie ma Cristiano Ronaldo, nie ma goli, bo mający go zastąpić Hiszpan Alvaro Morata trzy razy był na ofsajdzie przy strzelanych golach. Przed meczem oba kluby kogoś straciły.
Cristiano Ronaldo to dla Juventusu wielkie osłabienie, dla Barcelony dymisja znienawidzonego prezesa Josepa Marii Bartomeu była najlepszy dopingiem. Widać to było chociażby po zachowaniu Messiego, największego przeciwnika Bartomeu, a powodu którego chciał odejść z klubu. Bartomeu wykorzystał zapis w umowie i Messi musiał zostać, ale wieści z klubu świadczyły, że konflikt trwa. Bartomeu podjął wiele złych decyzji, przede wszystkim transferowych, ale konflikt z Messim przebija wszystko inne. Był najgorszym prezesem w historii Barcelony, mógł być pierwszym odwołanym z powodu wotum nieufności. Pod naciskiem ze wszystkich stron sam ustąpił.
***
„Kto w końcu zatrzyma Milan?
Milan jest w uderzeniu, ma 23 mecze bez porażki we wszystkich rozgrywkach. Kolejnym przeciwnikiem będzie Udinese, które wygrało jeden mecz, przegrało cztery i zajmuje 18. miejsce w tabeli (pierwsze spadkowe). Milan jest faworytem, chociaż od 2008 roku w Udine niezbyt mu się wiodło (3 zwycięstwa w 12 meczach). Przed dwoma laty sukces 1:0 zapewnił Alessio Romagnoli w… 97 minucie. Taki sam wynik, ale na korzyść Udinese, był w ich ostatnim pojedynku w sierpniu ubiegłego roku. W Milanie zagrał wtedy Krzysztof Piątek, na ławce Udinese siedział Łukasz Teodorczyk. Obaj opuścili w tym roku calcio, Teodorczyk nie miał tam nawet swoich „pięciu minut” jak Piątek.
***
„Lider po bolesnej porażce”
Borussia na spotkanie z Lipskiem przesadnie cieszyć się jednak nie może. Jeszcze nigdy w historii nie udało jej się pokonać zespołu RB, przegrywając 5, a remisując 3 spotkania z młodym klubem. „Źrebaki” przegrały (minimalnie) wszystkie te mecze u siebie i są blisko zrównania niechlubnego rekordu pięciu z rzędu przegranych na własnym stadionie - z imienniczką z Dortmundu. Przeciwko nikomu Gladbach nie zdobywa tak mało punków - 0,38 na mecz.
Lipsk z kolei ma statystykę dokładnie odwrotną, bo w zestawieniu z żadnym innym zespołem nie może pochwalić się tak znaczną liczbą meczów bez porażki. Każda passa kiedyś się jednak kończy, choć nie bez powodu uznany magazyn „Kicker” pisał w kontekście tego pojedynku o... „horrorbilanz” Borussii, czego tłumaczyć chyba nie trzeba.
***
„Moder już zimą?”
Brighton&Hove Albion - klub, który niedawno kupił dwóch polskich piłkarzy, Jakuba Modera i Michała Karbownika, zajmuje 16., przedostatnie bezpieczne miejsce w klasyfikacji Premier League. „Mewy” zgromadziły 5 punktów i nie wygrały żadnego z czterech ostatnich spotkań. Dziś ekipę z południowej Anglii czeka kolejne niełatwe zadanie, bo piłkarze Grahama Pottera zmierzą się na wyjeździe z Tottenhamem. Tymczasem w klubie, do którego trafić mają obaj młodzi polscy zawodnicy, coraz głośniej zastanawiają się nad tym, czy jednego z nich nie sprowadzić wcześniej. Przypomnijmy, że zarówno Moder, jak i Karbownik zostali – po dokonaniu transferów – wypożyczeni do klubów sprzedających, czyli Lecha Poznań i Legii Warszawa. Z opcją sprowadzenia ich do Anglii zimą. I w przypadku Modera taka ewentualność staje się coraz bardziej prawdopodobna.
***
„Pod specjalnym nadzorem”
- Testy nie mogą być starsze niż 48 godzin przed meczem u siebie. Natomiast przy wyjazdowych spotkaniach ten czas jest nieco dłuższy. W naszym przypadku – pierwsze badanie będzie w poniedziałek wieczorem, 9 listopada, drugie w piątek przed wylotem do Włoch, a trzecie - mimo wszystko - prawdopodobnie później niż planowaliśmy - zapowiedział Kwiatkowski. Jak wytłumaczył, chodzi o to, żeby ułatwić reprezentantom Polski powrót ze zgrupowania do ich zagranicznych klubów.
Do kadry wraca m.in. zakażony wcześniej koronawirusem, nieobecny w październikowych meczach Piotr Zieliński z Napoli. Nie wiadomo natomiast, jak będzie wyglądała sytuacja w przypadku prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, u którego stwierdzono pozytywny wynik w miniony weekend. - W federacji pracujemy w większości zdalnie. Ja ostatnio przeszedłem testy i uzyskałem ujemny wynik. Jeżeli chodzi o prezesa, przebywa w domu we Włoszech, w tym kraju miał badania – przypomniał Kwiatkowski.
***
„Okrągły jubileusz „Złotego Chłopaka”
Dla drużyny narodowej zdobył 34 gole, ale prawdopodobnie najsłynniejsze z nich uzyskał w tym samym meczu - w ćwierćfi nale mistrzostw świata w 1986 roku z Anglią. Wówczas trafi ł na 1:0 pokonując bramkarza Petera Shiltona lewą ręką. Jak później komentowano, widział to cały świat, ale nie widzieli sędziowie. Sam Argentyńczyk, mówiąc o tej bramce, wypowiedział słynną w świecie futbolu frazę: „Ręka Boga”.
Gol na 2:0 to już zupełnie inna historia. Trafi enie to było kwintesencją talentu Maradony. Otrzymał on piłkę w okolicach linii środkowej, sztuczką techniczną zmylił dwóch rywali, później na pełnej prędkości mijał kolejnych, w tym bramkarza, i trafi ł już do pustej bramki. Straty Anglików zmniejszył potem Gary Lineker, ale spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla „Albicelestes”. - Za tego pierwszego gola mam pretensje do sędziów, nie do ciebie. Ale ten drugi... To był chyba jedyny moment w karierze, kiedy chciałem bić brawo rywalowi, który strzelił nam bramkę - zwrócił się po latach do Maradony Lineker, który w listopadzie sam będzie obchodził 60. urodziny.
„SUPER EXPRESS”
„Trałka: Walczę z Legią już 16 lat”
Miałeś koronawirusa, ale nie opuściłeś żadnego meczu.
Złapałem go przed przerwą na kadrę, co pozwoliło w tym czasie się wyleczyć. Mój przypadek na szczęście nie był ciężki. Miałem stan podgorączkowy, 37 stopni, trochę bolały mnie plecy i głowa. Musiałem odleżeć dwa– trzy dni w łóżku i później miałem wynik ujemny. Na końcówkę z Podbeskidziem wszedłem po kilku dniach od powrotu, choć żeby dojść do formy, potrzebny był pełny tydzień treningów.
Jesteś w pełni gotowy na Legię?
Na mecz z Górnikiem byłem już gotowy i wystąpiłem od początku. Choć, co ciekawe, mimo ujemnego wyniku na wirusa wciąż nie odzyskałem smaku. Słyszałem, że niektórzy mogą stracić smak na dwa dni, a inni na miesiąc albo dłużej. U mnie trwa to już grubo ponad trzy tygodnie.
***
„Grosicki: Pokażę West Bromwich, że warto na mnie stawiać”
Jesteś rozczarowany, że do transferu nie doszło?
Raczej tym, że tak długo trwało, zanim ktoś zdecydował się powiedzieć w końcu „nie”. Gdy w piątek, 16 października, widziałem, że są problemy z zatwierdzeniem transferu do Nottingham, to byłem praktycznie pewny, że to się nie uda. Było po czasie i ktoś popełnił błąd. Federacja EFL i komisja arbitrażowa nie chciały stwarzać precedensu, żeby nie mieć podobnych spraw i problemów w przyszłości. Na szczęście zapewniono mnie, że jeżeli do mojego transferu do Nottingham nie dojdzie, zostanę przez WBA zgłoszony do rozgrywek.
Przez kogo został popełniony błąd?
Nie mam pojęcia. Ja podpisałem dokumenty przed godz. 17 angielskiego czasu (o tej godzinie zamykało się okienko – red.).