Autor zdjęcia: ndr.de
Kobylański przykładem tego, jak spożytkować porażkę
W Lechii się nie sprawdził. Albo – bo tak pewnie będzie uczciwiej – nie został w ogóle sprawdzony, w Niemczach zaś przeżywa swego rodzaju odrodzenie. Martin Kobylański w siedmiu meczach tego sezonu strzelił pięć goli, zaliczył dwie asysty i dał się poznać szerszemu gronu kibiców, bo ostatnio zrobiło się o nim w mediach dosyć głośno.
11 września jego Eintracht Brunszwik mierzył się w Pucharze Niemiec z Herthą Berlin. Faworytem była oczywiście drużyna z Bundesligi, ale strzelanie rozpoczęli gospodarze. A konkretniej Martin Kobylański, który nie zatrzymał się ani na jednym, ani na dwóch golach, tylko od razu na starcie sezonu sieknął sobie hat-tricka. Brunszwik ostatecznie wygrał 5:4, więc siłą rzeczy Polak stał się bohaterem, o którym dzień później rozpisywały się media w Niemczech i w Polsce.
Dawno albo nawet i nigdy Martin Kobylański nie przykuwał takiej uwagi. Zapewne dlatego, że ostatnie kilka sezonów spędził w 3. lidze niemieckiej, którą mało kto na co dzień się interesuje, a wcześniej – czyli pięć lat temu – gdy grał w 2. Bundeslidze w barwach Unionu Berlin, nie był podstawowym zawodnikiem klubu. Zdarzało mu się wyjść na 90 minut, czasami strzelić bramkę, ale nie ma porównania między jego ówczesnym a dzisiejszym statusem. Między 20-letnim zmiennikiem, a kapitanem drużyny, który wprowadził ją na zaplecze Bundesligi strzelając 18 goli i tym samym będąc czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem w sezonie.
MECZE 2. BUNDESLIGI MOŻESZ OBSTAWIAĆ W BETSSON> ZAREJESTRUJ SIĘ I SPRAWDŹ KURSY!
Pomiędzy tymi dwiema przeróżnymi rzeczywistościami jest jeszcze inna, dla Kobylańskiego najgorsza ze wszystkich. Od początku kariery w zasadzie nie miał okresu, w którym przeżywałby całkowitą stagnację sportową – nawet w Bundeslidze w sezonie 2013/2014 złapał około 200 minut w barwach Werderu Brema. Zagrał pół godziny z Borussią Dortmund, czy ponad godzinę w debiucie z Hamburgiem. A w Lechii? Jego pozycja była progresywno-żałosna. Na debiut w Ekstraklasie – przeciwko Legii – czekał od stycznia do kwietnia 2016 roku. Dostał wówczas trzy minuty! Trzy tygodnie później nastąpił przełom – Kobylański wszedł na siedem minut z Piastem Gliwice, a za kolejne trzy tygodnie łapaliśmy się za głowy, bo Polak wreszcie dostał prawdziwą szansę od trenera Piotra Nowaka! 17 minut przy stanie 0:2 z Cracovią!
- Spędziłem w Gdańsku rok, od stycznia do stycznia, czyli w zasadzie dwa sezony. To były dla mnie bardzo ciężkie 12 miesięcy. Wydaje mi się, że sportowo i pozaboiskowo był to najtrudniejszy rok w życiu. Nie grałem, dlatego psychicznie musiałem radzić sobie z nowymi wyzwaniami. Nie chcę już wracać do tego okresu gry w Lechii. Nie dostałem tam szansy. Niech każdy odpowie sobie sam czy 27 minut to szansa. Dla mnie to była sytuacja, w której byłem wrzucony w końcówce meczu na parę minut i tyle. Cieszę się, że ten okres minął i wróciłem do Niemiec – powiedział we wrześniu „Przeglądowi Sportowemu” Kobylański.
26-latek tuż po transferze wypowiadał się o Lechii z dużą nadzieją. Komplementował klub za to, jak bardzo o niego zabiegał, podobało mu się, że Piotr Nowak osobiście do niego zadzwonił, tylko że po tym wszystkim był traktowany jak duch. Na wiosnę 2017 roku jeszcze łapał się na ławkę, ale później grał jedynie z rezerwami i grzał krzesełka na trybunach. Nie o to mu chodziło, gdy w Gdańsku stawiał pierwsze kroki, co zresztą powiedział również w wywiadzie dla „PS”, tyle że w lutym 2016 roku, niedługo po podpisaniu kontraktu:
- Uznałem, że Lechia da mi to, czego nie dostałem w Werderze. Treningi, mecze, odprawy z pierwszym zespołem, to zawsze coś innego.
Przeliczył się i to srogo. Ale też trzeba przyznać, że nie trafił najlepiej. W środku pola Lechii grali wówczas: ulubieniec Nowaka Milos Krasić, legenda klubu Sebastian Mila, Michał Chrapek, a później jeszcze Simeon Sławczew czy Rafał Wolski. Dlatego Piotr Nowak w pewnym momencie testował byłego piłkarza Wederu na prawej obronie, ale w oficjalnym meczu nigdy na to się nie odważył.
Przebicie się w takim gąszczu osławionych nazwisk było misją niemożliwą tym bardziej, że drugi sezon Kobylanskiego w Gdańsku zaczął się dla Lechii bardzo dobrze. Biało-zieloni zagościli w czołówce tabeli i nawet nie tyle co nie było przestrzeni do zmian, ale przede wszystkim nie było takiej potrzeby z czysto sportowego punktu widzenia. Oczywiście Kobylański na tym tracił, bo jedyne z czego go pamiętamy to występ w Turbokozaku, co nie jest najlepszą recenzją jego rocznego pobytu nad morzem.
Jednak najbardziej podoba nam się podejście do tematu wyboru klubu zaraz po odejściu z Lechii.
- Mentalnie mnie to jednak zbudowało. Nie poddałem się. Wyciągnąłem wnioski i co najważniejsze następny krok, jaki podjąłem, był słuszny. Przenosiny do Preußen Münster przez wielu oceniane były jako krok w tył. Ale tak czasami trzeba. Postawiłem na odbudowę. Nie rzucałem się na wygórowane propozycje. Wtedy mógłbym się tylko pogrążyć. Pójść do silniejszego klubu i być opcją numer trzy lub cztery? Bez sensu. Stałbym w miejscu. Miałem różne oferty, ale zdecydowałem, że 3. Bundesliga będzie dla mnie odpowiednia – powiedział ostatnio na łamach meczyki.pl.
WOW! 😲 W SAM RÓG BRAMKI, GOLKIPER BEZ SZANS! 😱😱😱
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) October 3, 2020
Zobaczcie znakomite trafienie Martina Kobylańskiego 🇵🇱 w meczu Hannover 96 - Eintracht Brunszwik! Brawo! 😍 #BundesTAK 🇩🇪 pic.twitter.com/HTBfZ5QEnr
To się nazywa racjonalna ocena własnych umiejętności i zdrowa perspektywa rozwoju. Wyższy poziom sportowy nie zawsze wiąże się z przejściem do klubu z wyższej ligi, bo co ci po podpisaniu kontraktu i ubraniu stroju do sesji fotograficznej, jeśli nie założysz go na boisku przez kolejne pół roku? Przypadek Kobylańskiego pokazuje, że krytycyzm wobec siebie (najwidoczniej dostrzegł, że on też w trakcie pobytu w Lechii zrobił coś nie tak) jest cenniejszy niż zaufanie trenera wyrażone przez telefon, co zresztą widzimy po jego dalszych losach.
- 2016/17 – 5 goli w 16 meczach III ligi niemieckiej
- 2017/18 – 10 goli i 8 asyst w 36 meczach III ligi niemieckiej
- 2018/19 – 12 goli i 7 asyst w 37 meczach III ligi niemieckiej
- 2019/20 – 18 goli i 9 asyst w 33 meczach III ligi niemieckiej
- 2020/21 – 2 gole i 2 asysty w 6 meczach 2. Bundesligi, w tym piękne trafienie w okienko z Hannoverem, a do tego hat-trick w Pucharze Niemiec
Tym razem pozycja nie progresywno-żałosna, a progresywno-rozwojowa.
Znacie powiedzenie, że piłkarz wyjdzie z Ekstraklasy, ale Ekstraklasa z człowieka nigdy? W tym wypadku wybitnie nieadekwatne.