Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Przemysław Michalak dla 2x45: Ruszaliśmy od zera, bez pieniędzy, a i tak się przebiliśmy. Wkurzał tylko szklany sufit...

Autor: rozmawiał Mariusz Bielski
2020-10-31 09:48:02

Z okazji 10. urodzin naszego portalu zabieramy was w sentymentalną podróż wraz z Przemkiem Michalakiem – założycielem, wieloletnim redaktorem naczelnym 2x45!

Ile razy w ciągu 7 lat pracy był na urlopie i dlaczego tak mało? Komu pomógł w karierze dziennikarskiej? Czemu w ogóle porwał się z motyką na słońce i założył swój portal? Jak objawiała się u niego chora ambicja? Dlaczego jego rodzina nie traktowała 2x45 poważnie? Z jakiego powodu wydzwaniał do sklepów sportowych? Ile wywiadów nagrał podczas randek? Czy portal stał się ważniejszy niż żona? Czemu nie przystał na propozycję Jarosława Kołakowskiego? Jak absurdalnie wobec 2x45 zachował się Wojciech Jagoda? Z jakiego powodu nigdy nie będzie kibicował Ferencvarosowi? Dlaczego nie żałuje odejścia?

Zapraszamy!

***

Sprawdziłem sobie pierwszy tekst, jaki wrzuciłeś na 2x45 po starcie portalu. No nie napracowałeś się! (śmiech)

Szykowałem się na start strony z dużym wyprzedzeniem, bo już w  kwietniu 2010 zarezerwowałem sobie domenę. Pisałem wtedy na futbol.pl, ale coraz gorzej się tam działo. Mocno zaczęli, na przykład Borucowi płacili krocie za reklamę, lecz dość szybko się to posypało. Przeszarżowali. Najpierw było też pismo, potem został tylko portal, często zmieniali się właściciele, ambitne plany nie zostały zrealizowane. W sierpniu 2010 stamtąd odszedłem. Miałem dwa miesiące na przyszykowanie projektu strony, grafik oraz pierwszych treści. 

Podejrzewam jednak, że jakiś punkt zapalny tego pomysłu musiał się pojawić. Bo chyba nie było tak, że wstałeś któregoś poranka i stwierdziłeś "A, zrobię sobie własny portal o piłce".

Kiełkowało to w mojej głowie od dłuższego czasu. Uważałem, że już jestem na tyle mądry, by samemu udźwignąć kierowanie takim projektem (śmiech). Widziałem błędy jakie popełniali rządzący innymi portalami, dla których pracowałem. Wiedziałem co robić, a czego nie. W końcu miałem też odłożonych parę groszy, co udało mi się w dużej mierze dzięki temu, że wtedy jeszcze mieszkałem z rodzicami. Miałem 23 lata i uznałem, że pójść na taśmę do fabryki mogę zawsze, a czas na realizowanie marzeń i ryzykowanie był właśnie wtedy.

Jakie to były błędy, które dostrzegłeś u swoich poprzednich szefów?

Wyrzucenie trzydziestu kawałków na jakieś badania rynku to chyba nie jest najlepszy pomysł. W jednej z redakcji płacono kilkanaście tysięcy miesięcznie za same zdjęcia, a to przecież dodatek, zwłaszcza ponad dekadę temu. Ja patrzyłem na wszystko z perspektywy maksymalnego oszczędzania. Korzystałem choćby ze znajomości w różnych innych portalach klubowych, dzięki czemu udostępniano mi fotki do tekstów. To oczywiście druga skrajność, ale generalnie dało się tego typu sprawy załatwiać znacznie taniej niż tam.

Dziwiłem się, że pakują kupę forsy w takie rzeczy, a jednocześnie nigdy nie mieli pieniędzy, aby nam godnie zapłacić. Na Futbolnet.pl tyrałem naprawdę ostro za 1200 zł miesięcznie i to tam okrzepłem jako dziennikarz przy Romanie Hurkowskim, ale zarządzanie było tragiczne. Pamiętam, gdy zadzwonił do mnie prezes i zapytał, czy może mi jeszcze obniżyć te zarobki, bo muszą robić cięcia. A to de facto były kwoty brutto. Nie dostawałem zwrotów na przykład za rachunek telefoniczny do Anglii, bo akurat robiłem wywiad z kimś grającym tam i nastukało 80 zł. Po odliczeniu w sumie wychodziło, że zarabiałem jakieś 700-800, a nie 1200 złotych.

Takich spraw się nazbierało, więc zacząłem myśleć o uruchomieniu 2x45.

Mateusz Borek się nie obraził na ciebie?

Fakt, był kiedyś program w Polsacie o nazwie 2x45, ale z tego co się orientuję nie zostało to zastrzeżone ani nic w tym stylu. Szukałem nazwy kojarzącej się z piłką, ale trudno było znaleźć coś sensownego, wszystko zostało już pozajmowane. Z perspektywy czasu uważam, że nie trafiłem z nazwą jeśli chodzi o takie sprawy jak choćby pozycjonowanie w Google. Wracając do kwestii programu - jeśli dobrze pamiętam, gdy startowaliśmy już go chyba nie emitowano, a zatem nie istniał konflikt interesów. Nie pojawiły się żadne pretensje. Mateusz Borek pewnie nawet nie wiedział o istnieniu takiej strony.

Miałeś pewność, że 2x45 stanie się dla ciebie robotą na pełen etat?

Nie licząc jakichś sezonowych robót za młodu, nigdy nie łączyłem pisania o piłce z inną pracą i nie chciałem tego robić. Wtedy naiwnie myślałem, że gdy zacznę robić rozmówki na telefon na przykład z Januszem Golem z GKS-u Bełchatów, to rzuci się na to pół internetu i będą o tym mówić w tramwajach. Miałem spore mniemanie o randze mojego projektu. Dzwoniłem na przykład po sklepach sportowych i oferowałem im reklamy za 2000-3000 złotych. Nikt się nie skusił, no szok! (śmiech) Sprowadziło mnie to na ziemię i rzeczywiście potem trzeba było działać po kosztach. Niemniej nigdy nie było moją ideą, aby 2x45 robić z doskoku. Albo konkretnie, albo wcale. 

Patrząc szerzej na całą twoją kadencję w 2x45, czyli te 7 lat - miałeś kiedyś taki moment, że pomyślałeś: „Mam dość, rzucam to i jadę w Bieszczady”?

Zmęczeniowo nigdy nie miałem większego kryzysu, choć niektórzy się dziwili jak to możliwe, skoro zasuwałem dzień w dzień. Prawda jest jednak taka, że dużo pracowałem, ale też sporo spałem (śmiech). Dbałem o tę higienę, nawet jeśli spałem w dość dziwnych godzinach. Kulminacja nastała podczas Euro 2012, gdy często kończyłem robotę nad ranem. Najpierw o 4, potem coraz później, aż w końcu regularnie zarywałem nocki, kładłem się o 7, wstawałem o 13-14 i jazda dalej. Tryb życia niewygodny o tyle, że trudno było mi cokolwiek załatwić na mieście, jakieś urzędowe sprawy i tym podobne, bo nim ja się ogarnąłem, tamci się zamykali. A do tego zimą bywało kiepsko - dzień był krótki, bywało, że „poranny” prysznic brałem, gdy już zrobiło ciemno. Żyłem wtedy jak w nocy polarnej. Dopiero gdy pojawiło się pierwsze dziecko zacząłem wracać do normalniejszych godzin. Teraz na Weszło w ogóle stałem się rannym ptaszkiem. Przestawienie się na standardowy tryb pracy było chyba największym wyzwaniem przy tej zmianie, ale dobrze się stało. 

Natomiast nachodziły mnie wątpliwości bardziej na zasadzie... Czy to się kiedyś dobrze spienięży? Czy będziemy mocniejsi w sensie biznesowym? Czy rozwiniemy się na tyle, bym nie tylko ja się mógł z tego utrzymać? Nie wpływało to jednak na moje zaangażowanie.

Ile razy byłeś na urlopie w ciągu tych 7 lat?

Raz. Polecieliśmy w podróż poślubną na 12 dni, wtedy stery przejął Mariusz Grzegorczyk. Wytrzymałem tydzień odcinając się od internetu, potem już gdzieś zerkałem i nawet napisałem na boku jakiś tekst.

Uważasz się za pracoholika?

Staram się odchodzić od tego, złapać większy balans życiowy, chociaż zaraz po przyjściu do Weszło też wpadłem w taki tryb, że zasuwałem bez opamiętania. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że muszę zwolnić. Nie chciałem przyzwyczaić innych, że zawsze będę harował jak na dwóch etatach. W końcu bym nie wytrzymał, przeszedł na normalną intensywność, a wszyscy byliby zdziwieni „czemu się tak opuścił?”. Dopiero na Weszło mam normalne dni wolne, gdy nie muszę myśleć o pracy – choć i tak wtedy dużo czytam o piłce, ale to już przyjemność – i normalne urlopy. Wcześniej maksymalnie odpuszczałem dwa dni, gdy było jakieś wesele albo coś w tym stylu.

Zastanawiam się na ile mogło to wynikać z faktu, że miałeś chorą ambicję - wszystko zrobię sam, najszybciej, najlepiej, najdokładniej...

Pewnie miało to spore znaczenie. Dopiero z czasem uczyłem się oddawania innym części obowiązków, choć nigdy nie byłem na to całkowicie zamknięty. Nadal dajecie na przykład program TV na cały tydzień. Początkowo robiłem go sam, ale potem siedzący w tych telewizyjnych tematach Łukasz Kościelniak pokazał, że ogarnie go szybciej i lepiej, więc bez wahania oddałem mu tę działkę. Z drugiej strony, nie chciałem obarczać innych zbyt dużą liczbą obowiązków, skoro to były dla nich obowiązki dorywcze. Od początku byłem nastawiony, że to głównie ja sam będę tu zapierdzielał, a nie inni, których omamię jakąś wizją nieodległej wielkości strony. 

Masz kogoś takiego, z kogo jesteś szczególnie dumny, że dałeś mu szansę w 2x45 i potem wybił się do mainstreamu?

Kilka nazwisk gdzieś się przebiło. Mariusz Grzegorczyk na przykład trafił do Weszło i z tego co wiem, radził sobie nieźle. Zrezygnował, bo koniec końców postawił na studia prawnicze, nie chciał iść aż tak mocno w pisanie i wrócił na 2x45. Wytrwał do końca mojej kadencji. Mateusza Michałka chyba mogę nawet uznać za swojego pół-wychowanka. Ostatnio napisał książkę o Koronie Kielce, polecam, bardzo dobra, unikatowa lektura. Jasiek Mazurek też zaczynał u mnie, dzisiaj pisze dla Weszło. U mnie okrzepł Norbert Skórzewski, również potem pełnoprawny Weszłak. Epizody w 2x45 zaliczył też Mateusz Karoń, później pracował w Sportowych Faktach i napisał świetną biografię Radosława Kałużnego. Karoniowi i Mazurkowi tłumaczyłem, że to, iż Krzysiek Stanowski pracował w „Przeglądzie Sportowym” mając 14 lat, nie jest odpowiednim punktem odniesienia, bo to ewenement. A oni się martwili, że będąc nieco starszymi jeszcze nigdzie się nie przebili. Marcin Dobski z kolei dziś jest cenionym dziennikarzem politycznym, pisze dla "Wprost", wcześniej był w "Rzeczpospolitej" i "Polska The Times", a nim to się stało, krótko pisał dla nas.  Wspominał, że właśnie okres w 2x45 otworzyło mu oczy na wiele warsztatowych kwestii. Epizody u mnie zaliczali Paweł Paczul i Sebastian Chabiniak, który dziś z coraz większym powodzeniem komentuje mecze w Eleven. 

 

 

Czułem też satysfakcję, gdy Bartosz Adamski przejął ode mnie portal i w końcu mógł utrzymywać się z tego, że jest pełnoprawnym dziennikarzem, pisze o piłce i generalnie robi to, co lubi. On był jednym z najbardziej lojalnych redaktorów na przestrzeni lat. Współpracowaliśmy łącznie sześć lat i pisze dla was do dzisiaj. Wiedziałem, że dobrze zaopiekuje się stroną, gdy postanowiłem odejść. I tak było, ale po półtora roku też uznał, że taki tryb życia, nieustanne bycie pod prądem to dla niego i jego dziewczyny jednak za dużo. 

Na starcie portalu swoje blogi na 2x45 mieli piłkarze. Kogo i jak udało ci się namówić?

Jeden artykuł napisał Łukasz Surma, parę rzeczy podesłali Sylwester Czereszewski, Tomasz Kupisz, Marcin Żewłakow, Jacek Kiełb. Nie mam pojęcia, jak mi się to udało! Po prostu dzwoniłem do nich i pytałem po kolei, czy chcieliby się w coś takiego zaangażować. Jedynie Żewłakow już kojarzył Przemka z Tychów, bo parę rozmówek wcześniej zrobiliśmy. Z kolei z Kiełbem poznaliśmy się po pucharowym meczu Lecha z GKS-em Tychy w 2009 roku i też mnie zapamiętał. Z niektórymi dogadałem się na jakieś minimalne stawki, inni podrzucali swoje przemyślenia za darmo. Natomiast bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że na dłuższą metę to się nie uda. Część osób miała słomiany zapał, część pochłonęły ważniejsze obowiązki... A rynkowych stawek, typu 500 zł za felieton nie byłem w stanie oferować. Dłużej wytrwali tylko Marcin i Jacek. 

Zresztą, czasami to były przeprawy... Jedna osoba przesłała mi niegdyś tekst na parę tysięcy znaków, bez polskich liter, żadnego podziału na akapity. Praktycznie musiałem to napisać od nowa. Potem wolałem już ich wydzwonić, samemu spisać i dać do klepnięcia. Wyjątek stanowił Marcin, który najbardziej się do tego przykładał. W pewnym momencie już nawet sam wolałem wywiad od wpisu blogowego. Tak na przykład powstała jedna z moich głośnych rozmów z Wojciechem Pawłowskim, gdy dopiero po fakcie stwierdziłem, że lepiej ułożyć to w formie rozmowy. Dopisałem swoje pytania i to był błąd. Wyszło sztucznie, jakbym nie potrafił podrążyć pewnych kwestii. Z drugiej strony, mowa o jednym z głośniejszych wywiadów z tym bramkarzem, poszedł mocno w Polskę.

Jak często odbijałeś się od ściany, gdy uderzałeś po jakiś wywiad? Wiesz, kiedy dzwoni „Przegląd Sportowy” to wszyscy kojarzą,  sama marka przekonuje, aby pogadać. A 2x45 jednak jest nieporównywalnie mniej znane.

Bałem się tego mocno, lecz nikt mi nigdy nie powiedział wprost, że ze mną nie porozmawia, bo to za mały portal. Może najwyżej tak pomyślał, gdy pierwotnie się zgodził, a potem nie odbierał telefonu, nie wiem. Raz tylko któremuś z moich współpracowników Marek Koźmiński powiedział, że do internetu nie udzieli wywiadu.

Ciekawe patrząc na to jak się nasza branża rozwinęła!

Prawda? Zdarzały się niestety historie typu: umówiłem się z kimś na konkretny termin, specjalnie wychodziłem wcześniej z imprezy czy randki, a potem nie mogłem się dodzwonić, ani dowiedzieć, co jest grane. To mnie strasznie wkurzało.

Ile rozmów na portal nagrałeś „wychodząc na chwilę do toalety” podczas randki?

Oj, zdarzyło się kilka. Pamiętam na przykład, że w ten sposób zrobiłem rozmowę z Pawłem Wszołkiem w czasach Sampdorii. Innym razem stałem w holu hotelu, w środku strasznego gwaru i nagrywałem. Czasem to trudno było odsłuchać. Muszę się przyznać - zawalałem randki czy spotkania towarzyskie, bo jeszcze chciałem coś tam napisać, dograć, skończyć jakiś przegląd transferowy. Spóźniałem się na halę, gdzie grałem z kumplami w piłkę i wszyscy się na mnie wkurzali. Niestety, nie jestem punktualną osobą. O ile potrafię sobie zorganizować czas pracy, o tyle w innych sferach życia bywało gorzej. Trochę cierpiało moje życie towarzyskie oraz aktywność fizyczna. Z drugiej strony jestem „piwniczakiem” i nawet wiosenny lockdown bardzo długo jakoś mocniej mi nie doskwierał.

Jak żona reagowała na to twoje pracowanie po kilkanaście godzin praktycznie codziennie?

Na samym początku wszyscy traktowali te moje próby raczej z lekkim przymrużeniem oka, nie do końca wierząc, że może być z tego na chleb. Siostra po latach przyznała mi, że według niej w ten sposób unikałem odpowiedzialności, dorosłości, normalnej pracy i to tylko pretekst do tego, by dłużej siedzieć przy kompie. Na szczęście pokazałem, że nie o to chodziło, ale rozumiem, że tak myśleli. De facto porywałem się z motyką na słońce, taka prawda.

 

 

Magda zawsze podchodziła do mojej pracy życzliwie i z wiarą, że ma to sens. Aczkolwiek w pewnym momencie też poczuła się zepchnięta na drugi plan, za portal. Słusznie niestety, miałem taki moment, gdy ewidentnie zatraciłem priorytety i odkładałem pewne sprawy. Stałem się wręcz zacietrzewiony w temacie promowania portalu. Nie miałem budżetu na promocję, więc wszystko załatwiałem pocztą pantoflową. Właziłem na fora kibicowskie i wrzucałem linki, wysyłałem je też do większych redakcji, aby mogły cytować tego nasze rzeczy i parę razy się opłaciło. To jeszcze było normalne, ale jakoś na początku 2011 roku zdarzyło mi się nawet anonimowo wrzucić na Weszło jakiś komentarz w stylu "eee, u was to musztarda po obiedzie, już wcześniej to było na 2x45!" Tomek Ćwiąkała w końcu mnie zdemaskował i nawet się lekko pokłóciliśmy. No, niezbyt mądre to było. 

Dostałeś kiedyś ultimatum od narzeczonej, później żony - albo ona, albo portal?

Aż tak źle nie było, ale w pewnej chwili należało mnie trochę przytemperować. Pogodziłem się wtedy, że z 2x45 nie wyjdzie mi finansowo, że chyba jednak się z tego nie utrzymam. Żebyś miał ogląd sytuacji: przez pierwsze dwa lata portal zanotował może 3 tys. zł przychodu. Podziel to przez 24 miesiące! W pewnej chwili narobiłem sobie długów u mamy, na szczęście nie brałem żadnych chwilówek i nie pożyczałem od chłopaków z osiedla.

Dlatego w ogóle rozmawiamy (śmiech).

Do dziś nigdy nie kupiłem nic na raty, nie wziąłem kredytu. Unikam tego jak ognia, by nic nade mną nie ciążyło. 

Najtrudniejszy był chyba 2012 rok. Zmarł mój tata, w kilka tygodni załatwił go rak. Do dziś pamiętam rozmowę z nim na kilka dni przed śmiercią. Powiedział mi wtedy: "Synu, to już jest ta chwila, kiedy powinieneś zacząć poważnie zarabiać". Wziąłem to sobie do serca. Niedługo potem się oświadczyłem, zaczęły się plany dotyczące przyszłości i dojrzewała we mnie myśl, że trudno, nie wyszło mi, trzeba szukać stabilizacji. Dzwoniłem nawet do jednego z okolicznych sklepów sportowych, aby się zatrudnić jako sprzedawca. Szczęście w nieszczęściu, że mi się nie udało. Niedługo potem odezwał się do mnie pośrednik pracujący z branży bukmacherskiej i dzięki tej współpracy 2x45 odbiło się mocniej. Gdyby nie on, pewnie zwinąłbym interes pod koniec 2012 roku, bo wiadomo, że pisanie z doskoku po normalnej robocie na dłuższą metę byłoby bez sensu.

Jeden z naszych wspólnych kolegów jest ciekawy jak funkcjonowałeś podczas remontu mieszkania. 

Na początku mieszkaliśmy razem z moją mamą, do tego jeszcze rodzeństwo czasem się przewijało. A że nie ruszano tam nic od kilkunastu lat, to w końcu trzeba było co nieco odświeżyć. To był 2014 rok. Wiesz, mundial trwa, dwa tygodnie do ślubu i jeszcze ten remont... Ja się wtedy w ogóle na tym nie znałem, teraz już cokolwiek kumam. Na przykład, że trzeba najpierw zdrapać farbę, położyć grunt i dopiero kłaść nową (śmiech).

 

 

No i w międzyczasie ogarniałem portal. Nawet wtedy nie byłem w stanie wziąć urlopu. Mało tego, w sobotę miałem ślub, a jeszcze w nocy z czwartku na piątek malowałem kaloryfer do 7 rano. Przespałem się dosłownie chwilę, nieprzytomny zrobiłem przegląd newsów z Ekstraklasy oraz I ligi. Dopiero potem wziąłem się za ostatnie szlify w przygotowaniach do wesela, typu zawiezienie jedzenia do sali. Wtedy chyba dotarłem do granicy wycieńczenia. Do dzisiaj nie wiem, jak mi się to udało spiąć. Dobrze, że w remoncie pomagał mi bardziej ogarnięty w tych tematach znajomy. 

Słyszałem, że w pewnym momencie z 2x45 chciał cię podebrać Jarosław Kołakowski, abyś prowadził stworzony przez niego portal.

To się działo tuż przed moim odejściem do Weszło, czyli latem 2017. Wcześniej parę razy wymienialiśmy po kilka zdań na twitterze, kojarzyliśmy się. Doceniał, że tak potrafiłem rozkręcić portal praktycznie z niczego, mając znikome fundusze. Że „w 2x45 działo się wszystko między przedpokojem a kuchnią” i mimo tego zdołaliśmy wypracować sobie markę. On w pewnym momencie zapalił się na pomysł założenia własnego portalu. Spotkaliśmy się raz w tej sprawie, ale jeśli chodzi o koncepcję nie zgraliśmy się w kilku kwestiach. Później sam odpuścił, bo chyba stwierdził, że taki projekt mu się nie zbilansuje. Podejrzewam jednak, iż pan Kołakowski maczał palce w tym, że Krzysiek Stanowski się mną zainteresował.

To, że 2x45 zawsze było medium eksperckim, ale z drugiej strony niszowym, po czasie uważasz za atut, czy z perspektywy czasu jakoś inaczej byś to poprowadził?

Nie wiem, czy mogłem zrobić coś więcej. Trochę irytowało mnie, że nasze statystyki zatrzymały się na pewnym pułapie i za cholerę nie mogłem tego ruszyć. W pewnym momencie pojawiły się problemy formalne związane z bukmacherami, nie było to tak dobrze zabezpieczone jak sądziłem. Kilka spraw musiałem poukładać, dla pewności zmieniłem nawet domenę z .com.pl na .info i zarejestrowałem ją w Anglii. Wypracowane wcześniej pozycjonowanie portalu zostało praktycznie wyzerowane. Za mojej kadencji już nigdy nie dotarliśmy do takiego miejsca, w którym byliśmy tuż przed tą zmianą. Nie ukrywam również, że rutyna, skupianie się codziennie na tym samym zabrało mi taką bardziej obiektywną opinię co do portalu. Może gdybym miał czas, aby jakoś bardziej spojrzeć na niego z dystansu, udałoby się coś wymyślić.

Co innowacyjnego wniosłeś do internetowego dziennikarstwa sportowego?

Nie wiem, czy cokolwiek. Na pewno sprawdziło się kilka formatów, które do dzisiaj funkcjonują w różnych miejscach. Pierwsze na myśl przychodzą mi przesłuchania piłkarzy, w których rozmawialiśmy nie tylko o piłce, ale też na przykład o ich poglądach politycznych czy hobby... Później na tej bazie powstało "Weszło z butami", które w podobnej formie jest robione dzisiaj w ramach audycji "Weszłopolscy".

Jako pierwszy zacząłem też robić przeglądy prasy, klubowych tv... Wiem, że czytali nas Tomek Ćwiąkała czy Paweł Muzyka i pewnie trochę się inspirowali, bo później na Weszło pojawiały się podobne cykle. Żeby była jasność - nie mam o to pretensji, nie wynajdywałem żarówki, natomiast potem zdarzały się komentarze, że to my kopiujemy formaty od Weszło, co już było niesprawiedliwe (śmiech). Doskonale przyjęły się też przeglądy newsów z Ekstraklasy. Wiele osób je sobie chwaliło, bo w jednym miejscu miało zebrane najważniejsze informacje i wypowiedzi z danego dnia. Nie musiało skakać pół godziny po internecie, tylko wchodziło na 2x45 i po paru chwilach wszystko wiedziało. Ale żebym Amerykę odkrył w dziennikarstwie, to nie za bardzo. 

Chociaż i przy tych przeglądach raz byłem bliski przejechania się. W 2012 roku zgłosił się do mnie jeden z większych koncernów medialnych, że przekroczyłem prawo cytatu, w związku z czym żądał ode mnie ogromnej kwoty zadośćuczynienia. Skończyło się bez większej draki, bo w odpowiedzi ja podałem im ich rzeczy, gdy na bazie moich wywiadów budowali praktycznie całe newsy, a cytaty z naszych materiałów stanowiły 90% artykułu. Wypomniałem im też, że nie dodawali odsyłaczy do 2x45, gdy nas cytowali, albo nie podawali źródła. Żeby było zabawniej - raz za przykład przeciwko mnie podali swój tekst, który bazował na moim newsie (śmiech). W końcu uznaliśmy, że wzajemne roszczenia równają się zeru i nie ciągnęliśmy sprawy. Natomiast przyznam - co się na samym początku najadłem strachu, to moje! Nie miałem jeszcze obycia w takich formalno-prawnych sprawach, dzisiaj już bym wiedział, że na starcie każdy może sobie żądać dowolnej kwoty.

Jak już przy tych przeglądach prasy i newsów jesteśmy - czasem nawet mnie to wkurzało, że właśnie one generują największy ruch, a nie jakieś ambitne analizy, reportaże i wywiady. Chwilami miałem wrażenie, że wielu wystarczyłyby te przeglądy i więcej im nie potrzeba, a nie o to mi chodziło.

A jest coś w historii twojej pracy w 2x45, czego żałujesz?

Kilka głupich tekstów puściłem, nie ma się co czarować. Czasem chciałem być śmieszny na siłę i z tego nie jestem dumny. Na przykład gdy domniemywałem, że Eugen Polanski był pijany, bo palnął w wywiadzie jakąś totalną głupotę. Ale żebym się czegoś ewidentnie wstydził, to chyba nie. 

Bardziej na zasadzie, że coś bym mógł robić lepiej, to szybciej ruszyłbym w Polskę. Do 2014 roku nie zrobiłem praktycznie żadnego większego artykułu działając w terenie. Przeprowadziłem wcześniej setki rozmów i wywiadów, ale przez telefon. Pierwszy raz na poważny materiał face to face spotkałem się Arkiem Milikiem świeżo po jego transferze do Ajaxu. 

Pamiętam, że nawet kłóciłem się o to z Tomkiem Ćwiąkałą - ja uważałem, że wywiady telefoniczne wcale nie są gorsze niż te zrobione twarzą w twarz. Szedłem w zaparte, mimo że w duszy trochę racji mu przyznawałem (śmiech). Dziś powiem tak: przy wielu wywiadach telefonicznych czytelnik koniec końców niczego lepszego nie dostanie. Dość często miałem poczucie, że na żywo nic więcej bym do materiału nie wyciągnął. Ty jednak zawsze zyskasz, gdy kogoś faktycznie poznasz, pokażesz twarz, pogadasz dłużej na offie. Do teraz z wieloma osobami jestem na "ty", rozmawiamy jak znajomi, zrobiłem z nimi wiele wywiadów, a nigdy się nie widzieliśmy, że wspomnę Bartosza Białkowskiego. Innych z kolei dopiero niedawno poznawałem osobiście, jak Kamila Bilińskiego czy Tomasza Nowaka. 

A ze współpracownikami się widywałeś? Na przykład z Bartkiem Adamskim, który przejął od ciebie stery w 2018 roku?

Z nim widziałem się łącznie trzy razy - po raz pierwszy dopiero w chwili, gdy w Katowicach w McDonald’s ustalaliśmy szczegóły jego zastąpienia mnie na stanowisku redaktora naczelnego. Przypomnijmy - po sześciu latach współpracy! Później raz mnie przenocował, gdy byłem we Wrocławiu z okazji meczu reprezentacji i niedługo przed koronawirusem. Akurat wracał z narzeczoną z jakiegoś rodzinnego wypadu i po drodze zajechali. Z kolei z Mariuszem Grzegorczykiem, innym wieloletnim redaktorem 2x45, nie widziałem się nigdy. Z Jankiem Mazurkiem i Norbertem Skórzewskim zobaczyliśmy się dopiero po ich dołączeniu do Weszło. Z Mateuszem Michałkiem spotkaliśmy się raz, bo akurat był w Katowicach na szkoleniu dla spikerów. Reszty nie widziałem nigdy.

Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy usłyszałeś, że o 2x45 powstaje praca magisterska?

Bartek ją pisał, prawda? Nie miałem pojęcia, że to jest na tyle duża rzecz, aby rozwijać ją aż na magisterkę! Ostatecznie nigdy jej nawet nie przeczytałem. No ale widzisz, dzięki mnie przynajmniej z przytupem skończył studia (śmiech). Nie pamiętam dokładnie jak zareagowałem, ale na pewno byłem zdziwiony tym przedsięwzięciem. Chociaż wiadomo, że miło też mi było, skoro wyszło na to, iż 2x45 to na tyle duży projekt, by mocno go zgłębiać i opisywać. Niemniej dopóki się to nie wydarzyło, w życiu bym sobie nie wyobraził, że magisterka o 2x45 w ogóle może powstać. 

Czyli nie autoryzowałeś pracy Bartka. A jak już przy tym jesteśmy - opowiesz o co chodziło z autoryzacją ze strony Ferencvarosu?

Michał Nalepa, dzisiejszy zawodnik Lechii, występował wówczas na Węgrzech i zrobiliśmy wówczas rozmowę. Nic super, zwykła rozmówka, nie było w niej żadnych kontrowersji. Powiedział mi jednak, że w klubie na pewno będą chcieli się z tym zapoznać, więc mam im wysłać. Przetłumaczyłem, poszło... Byłem pewny, że jak zobaczą, iż nie nie ma tam żadnej petardy, to puszczą wszystko na luzie. A pocięli mi tę rozmowę niesamowicie - analizowali każdą kropkę i przecinek. Zmieniali absurdalne rzeczy, na przykład tak nijakie zdania jak „Jesteśmy rozczarowani wynikami” na „Jesteśmy TROCHĘ rozczarowani wynikami”. No ludzie... Wkurzyłem się strasznie. Odpowiedziałem, że gdyby mnie obchodziła opinia ich działu prasowego, to zadzwoniłbym od razu do rzecznika, a nie Michała. Chciałem puścić wywiad bez autoryzacji, bo przegięli, lecz ostatecznie sam Nalepa mnie ubłagał, abym tak nie robił. W końcu to nie poszło, a obecny piłkarz Lechii obiecał mi, że będę pierwszy do rozmowy, gdy już stanie się sławny (śmiech). No ale jakoś się nie zgadaliśmy. Wiele polskich klubów było sztywnych w kwestiach wywiadów - Lech lub Widzew - lecz to już była wielopoziomowa przesada.

Ciekawa historia łączy też 2x45 z Wojciechem Jagodą...

On nie skonfliktował się ze mną, lecz z Mikołajem Barankiem ze Świnoujścia. Relacjonował mi później jak to wyglądało. Umówił się z tym komentatorem na wywiad, ale że wcześniej skrytykował go w jakimś tekście, to ten później go zbywał. Najpierw mówił, iż kompletnie nie ma czasu, potem przestał odpowiadać na telefony, aż w końcu odpisał Mikołajowi: „Ten numer nie należy już do Wojciecha Jagody, proszę więcej nie dzwonić”, podszywając się pod kogoś zupełnie innego. Następnie Mikołaj odezwał się do niego z innego, nieznanego dla tego dziennikarza numeru telefonu, aby w ten sposób go zdemaskować. Udawał, że jest z TVP Sport i chce mu zaproponować pracę. W wiadomości zwrotnej dostał jedynie tekst: „Kurwa, gościu, bez względu na to, czy jesteś dużym chłopcem, czy małą dziewczynką, daj mi zjeść lunch. Bardzo proszę.” Wywiadu oczywiście ostatecznie nie było. 

Wiem, że długo wzbraniałeś się przed sprzedażą portalu.

Dwukrotnie byłem bliski sprzedania 2x45 pewnemu agentowi piłkarskiemu, którego nazwiska nie będę wymieniał. Wspomnę tylko, że to już ktoś poza branżą. W każdym razie - w zasadzie się dogadaliśmy, brakowało zaledwie podpisów na dokumentach, ale ostatecznie się wycofałem. W pierwszym przypadku odniosłem wrażenie, że za bardzo chce wykorzystać moją sytuację życiową, nagle zaczęło mu się wiele nie podobać i zbijał cenę. Doszło do tego, że zrezygnowałem. Takie są rozmowy w biznesie, dalej mieliśmy kontakt i za drugim razem to ja się do niego odezwałem, warunki miały być już lepsze. Byliśmy wstępnie dogadani, ale wtedy do gry weszli również obecni właściciele portalu i ich oferta po prostu okazała się znacznie korzystniejsza. Zagwarantowali mi stałą pensję nieobwarowaną żadnymi kwestiami typu wyniki oglądalności. Wreszcie zyskałem minimum komfortu. 

Nie żal ci było zostawiać 2x45 na przełomie 2017 i 2018 roku?

Docelowo tak zakładałem, że prędzej czy później 2x45 wypromuje mnie gdzieś wyżej i w ten sposób portal spełni swoje zadanie. Sądziłem, iż będzie to dla mnie bardzo trudne, łzy polecą, pojawi się nostalgia... Ale pod koniec czułem już tak dużą potrzebę zmian, że ostatecznie nie było mi szkoda. Jedynie nieco głupio mi było wobec właścicieli, ponieważ na 2-3 tygodnie przed pierwszym kontaktem ze Stanem umówiłem się z nimi, iż zostanę w 2x45 jeszcze przez jakiś czas. No ale musiałem skorzystać z okazji, drugi raz mogłaby się nie trafić. Podeszli do tego ze zrozumieniem, zwłaszcza że nie zostawiłem spalonej ziemi, tylko przygotowałem grunt pod swoje odejście, szykując Bartka Adamskiego. Zmiany przebiegły płynnie. 

 

 

Dotarłem już do szklanego sufitu i frustrowało mnie to. Przeglądałem te większe media i czułem, że ja również byłbym w stanie robić materiały na równie wysokim poziomie, które rozchodziłyby się ze znacznie większym echem. Czarę goryczy przelał bardzo udany wywiad z Łukaszem Surmą, który jednocześnie miał mały odbiór. Musiałem zmienić pracę i ze względów finansowych, i ambicjonalnych, i czasowych. Teraz też często jest ostry zapieprz, ale jak na tę branżę, jest to już ujęte w jakieś ramy. Oceniając z perspektywy czasu, przejście z 2x45 do Weszło było jedyną słuszną decyzją, jaką mogłem podjąć. 

Czujesz się dumny z tego co osiągnąłeś razem z 2x45?

Sam nie wiem. Z jednej strony, nigdy nie staliśmy się topowym medium. Nie miałem szans na przeskoczenie Weszło czy 90minut. Z drugiej zaczynałem totalnie od zera, byłem zupełnie nieznanym, początkującym dziennikarzem, który w momencie startu miałby ze stu followersów na twitterze. Nie stał za mną żaden kapitał, a jednak w końcu rozepchaliśmy się łokciami na tyle, by zyskać całkiem spore audytorium, jakąś rozpoznawalność. Jeśli dawaliśmy naprawdę mocny materiał, to była pewność, że rozejdzie się on w środowisku. Kilka osób właśnie u nas zaczęło swoją przygodę z dziennikarstwem i z mniejszymi lub większymi sukcesami kontynuowało ją później w większych mediach. Spotykałem się z ciepłymi opiniami, na przykład Łukasz Olkowicz otwarcie przyznał, że 2x45 wielokrotnie było dla niego źródłem podczas robienia riserczu do własnych materiałów. Miałem też pozytywny feedback od Tomasza Smokowskiego. W końcu zacząłem się też z tego utrzymywać. Mimo iż wyjściowo mierzyłem wyżej, nie mogę narzekać. 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się