Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Marcin Gadomski / PressFocus

Jankowski bawi, strzela, a gdynianie grają dalej. Arka 2:0 Korona

Autor: Maciej Golec
2020-11-04 21:00:08

Pojedynek dwóch spadkowiczów, którzy jednak na ten moment są na zupełnie innym etapie tworzenia drużyny, skończył się tak, jak można było się spodziewać. Korona nie położyła się przed rywalem, ale Arce rady nie dała nawet mimo półgodzinnej przewagi i "popisów" Macieja Jankowskiego.

Narobili nam smaku piłkarze obu drużyn już na samym początku. Dosłownie od pierwszej minuty, bo to wtedy, kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu meczu, Marcus da Silva miał pierwszą szansę z lewej strony boiska. W zasadzie to doznaliśmy lekkiego szoku, bo jeden gol Arki w ostatnich pięciu meczach i dwa Korony w sześciu spotkaniach nie były zwiastunem super hiper ofensywnej gry. Tym bardziej, że w Pucharze Polski część drużyn, zamiast zrobić coś dobrze, woli się nie wychylać, by nie popełnić błędu. 

Najpierw wspomniany Silva, chwilę potem – z drugiej strony – główka Kordasa po rzucie rożnym ledwo wyjęta przez Kacpra Krzepisza. Minęło kilka kolejnych minut i już przypomnieliśmy sobie, że oglądamy mecz spadkowiczów z Ekstraklasy – w odstępie kilkunastu sekund Matusz Żebrowski nie trafił w piłkę po wycofaniu jej z prawej strony boiska, a Maciej Jankowski po wrzutce Adama Marciniaka magicznie przeniósł ją nad bramką… z metra. Nad pustą bramką. Zresztą, w drugiej połowie również nie trafił do pustaka, bo po muśnięciu piłki w polu karnym ta przeleciała tuż obok słupka. Co za forma! Ma chłopak talent i pamięta ten futbol w najlepszym polskim wydaniu – to się szanuje! 

Można w ten sposób odnieść wrażenie, że Arka miażdżyła Koronę, wszak w pierwszej połowie ten sam Jankowski miał jeszcze jedną próbę, a w 18. minucie gospodarze objęli prowadzenie 1:0 po golu da Silvy z rzutu karnego, ale nie odważylibyśmy się powiedzieć o jednostronnym widowisku. Z tym, że podopieczni Ireneusza Mamrota byli bardziej dojrzali, agresywni w odbiorze i koniec końców lepsi (zwłaszcza w drugiej połowie) się zgodzimy, ale też na tyle nieskuteczni, że kielczanie przez długi czas nie pozostawali dłużni i szans na wyrównanie kilka mieli.

Choć paradoksalnie, po czerwonej kartce dla Bartosza Kwietnia, podopieczni Bartoszka nie wykazywali takiego zaangażowania jak wcześniej, a nawet stracili drugą bramkę. Nie dość, że grając w przewadze, to jeszcze z nogi Macieja Jankowskiego. Nie jest to powód do dumy. Kompromitacją też byśmy oczywiście tego nie nazwali, wszak skład Korony a skład Arki to personalnie trochę dwa światy, ale przy grze 11 na 10 oczekiwalibyśmy czegoś ekstra. A poza rajdem lewą stroną Długosza niestety nie za wiele się działo.

Może mieć to związek z kwarantanną, którą przechodzili wszyscy zawodnicy Korony. Pierwszy trening po 10 dniach spędzonych w domach odbyli dopiero w ubiegłą sobotę, więc zaległości motoryczne bądź kondycyjne nikogo nie powinny dziwić. Tak czy siak nie zaprezentowali się dzisiaj katastrofalnie – oddali więcej strzałów (choć mniej celnych) i dłużej utrzymywali się przy piłce. Jeśli przełożą to na ligę, trener Maciej Bartoszek powinien prędzej czy później zobaczyć lepsze efekty swojej pracy.

Arka Gdynia 2:0 Korona Kielce (1:0)
1:0 – 18’ da Silva (rzut karny) (asysta Młyński)
2:0 – 76’ Jankowski

Arka: Krzepisz – Kasperkiewicz, Marcjanik, Danch, Marciniak – Kwiecień, Żebrowski (90’ Wawszczyk), Drewniak, Młyński (90’ Boniecki), da Silva (58’ Letniowski) – Jankowski (79’ Wolsztyński).

Korona: Osobiński – Podgórski (86’ Długosz), Tzimopoulos, Szywacz, Kordas – Petrović (71’ Szymusik), Gąsior (86’ Basiuk), Kaczmarski, Łysiak (86’ Lisowski), Firlej (80’ Kiełb) – Thiakane.

Sędzia: Wojciech Myć.

Żółte kartki: Marciniak, Kwiecień, Młyński, Drewniak – Petrović, Gąsior, Kiełb.

Czerwona kartka: Kwiecień (dwie żółte).


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się