Autor zdjęcia: Adam Starszyński / PressFocus
Czerwona kartka zadziałała, jak płachta na… „Słonie”. Bruk-Bet 2:1 Górnik Łęczna
Jeśli gdzieś spodziewać się piłkarskich emocji, to bez wątpienia w rywalizacji drużyn walczących o awans do ekstraklasy. Pierwszy zespół zaplecza elity mierzył się z trzecim i kiedy wydawało się, że czerwona kartka ustawiła losy tego spotkania już w pierwszej połowie, życie napisało zupełnie inny scenariusz. Bruk-Bet nawet grając w osłabieniu odesłał swojego rywala z przysłowiowym kwitkiem.
Jak przystało na lidera tabeli, który na swoim stadionie podejmuje drużynę z czołówki, „Słonie” z Niecieczy od pierwszego gwizdka arbitra chciały udowodnić, że na zaszczytnym miejscu znajdują się nieprzypadkowo. Nie minęło jeszcze 60 sekund rywalizacji, a już Adam Radwański oddał strzał w światło bramki. Piłka została wybita jeszcze na rzut rożny, ale ten nie przyniósł zagrożenia. Zespół z Małopolski prezentował się korzystnie, budował atak pozycyjny, stwarzał sobie sytuacje ofensywne.
Przed kolejną dogodną szansą na zdobycie prowadzenia niecieczanie stanęli w 18 minucie. Wówczas po ataku przeprowadzonym środkiem boiska, w polu karnym do strzału złożył się Roman Gergel, ale z obroną uderzenia większych problemów nie miał stojący między słupkami Maciej Gostomski. Kiedy wydawało się, że gol dla gospodarzy jest tylko kwestią czasu nastąpiła sytuacja, mogąca wstrząsnąć dalszymi losami meczu. Czerwoną kartką po poł godziny zmagań upomniany został Jonathan de Amo, który faulował Pawła Wojciechowskiego. Bruk-Bet musiał dokończyć spotkanie w dziesiątkę.
Pomimo osłabienia gospodarze grali rozsądnie, potrafili poradzić sobie na boisku wobec braku jednego zawodnika i choć Górnik Łęczna zdawał się szukać w tym swoich kolejnych okazji, to nie przekładało się na sytuacje bramkowe. Wbrew pozorom, to Bruk-Bet wydawał się mieć więcej okazji do zmiany wyniku. W pierwszej połowie tak się jednak nie stało i zakończyła się ona remisem.
Po zmianie stron można było spodziewać się szarży piłkarzy Górnika, chcących zdobyć przewagę, a tymczasem stało się coś zupełnie odwrotnego. Na prowadzenie wyszedł Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Gergel zdecydował się na mocny strzał, który z problemami wybił bramkarz drużyny przyjezdnej, jednak przy dobitce pomocnika pochodzącego ze Słowacji nie miał już szans. W ciągu kolejnych siedmiu minut trener Kamil Kiereś postanowił przemeblować ekipę z Łęcznej dokonując aż czterech zmian w składzie. To był jasny sygnał do podjęcia ofensywy w tym meczu.
Efekt takiej strategii przyszedł w 70. minucie. Bartosz Śpiączka zagrał w pole karne do Przemysława Banasiaka, ten znalazł się w pojedynku sam na sam z bramkarzem i wyszedł z niego zwycięsko. Tomasz Loska zmuszony był wyciągać piłkę z siatki, a stan meczu się wyrównał. Radość wśród gości nie trwała zbyt długo, bo już kwadrans później znów na prowadzenie wyszedł Bruk-Bet. Martin Zeman otrzymał podanie na skrzydle, zszedł z nią do środka i uderzył w kierunku bramki. Ta po drodze zaliczyła jeszcze rykoszet , po czym wylądowała między słupkami Górnika Łęczna.
Podopieczni trenera Mariusza Lewandowskiego zdobyli prowadzenie cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry i w tym okresie, jak również w doliczonych 240 sekundach nie pozwolili sobie odebrać zwycięstwa. Osłabiony przez niemal jedną trzecią trwania meczu zespół „Słoni” zaliczył swoje dziewiąte zwycięstwo w trwającym sezonie i zdaje się pewnie zmierzać po upragniony awans.
Bruk Bet Termalica Nieciecza - Górnik Łęczna 2:1 (0:0)
1:0 – 51' Roman Gergel
1:1 – 70' Przemysław Banaszak
2:1 – 86' Martin Zeman
Bruk-Bet: Loska - Grabowski, Gergel, Stefanik, Śpiewak (46' Hubinek), Radwański (77’ Zeman), Grzybek, Żyra, Wlazło, Perez, Putiwcew.
Górnik: Gostomski - Midzierski, Leandro, Sasin, Stromecki (55’ Kalinkowski), Śpiączka, Krykun (66’ Banaszak), Goliński (57’ Stasiak), Baranowski, Cierpka (55’ Tymosiak), Wojciechowski (55’ Struski).
Żółte kartki: Grabowski, Śpiewak, Wlazło -Śpiączka, Struski, Tymosiak, Banaszak. Kalinkowski
Czerwona kartka: Jonathan De Amo
Sędziował: Zbigniew Dobrynin (Łódź).