Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus
Jak powiedziałaby dzisiejsza młodzież: w Poznaniu umieją w napastników. Jak Ishak wypada na tle byłych snajperów Lecha?
Na sam początek trochę liczb: W pierwszych 15 spotkaniach nowy snajper Kolejorza zdobył aż 11 bramek, co daje średnią 0,73 gola na mecz. Z tej okazji sprawdziliśmy, czy jego wielcy poprzednicy również mieli w Kolejorzu tak imponujący początek.
Robert Lewandowski, Artjoms Rudnevs, Christian Gytkjaer – każdy z poprzedników Ishaka złotymi zgłoskami zapisał się w 98-letniej historii 7-krotnych mistrzów Polski, nawet jeżeli ich trafienia nie zawsze przekładały się na konkretne trofea. Nie sposób sporządzić sprawiedliwy ranking tych atakujących, ale już można dokładnie sprawdzić, czy swoją przygodę z biało-niebieskimi rozpoczęli w równie imponujący sposób, co sprowadzony latem Ishak.
W teorii to nic trudnego, pod uwagę bierzemy liczbę goli, dzielimy ją przez liczbę gier i voila – mamy zwycięzcę. Tylko jedną rzecz należy wziąć pod uwagę – mianowicie przesunięcie terminarza ze względu na przerwę w rozgrywkach, jaka wystąpiła wiosną. Na ten moment więc Ishak rozegrał już 15 meczów, podczas gdy jego poprzednicy w listopadzie mieli tych gier na liczniku ponad 20. No ale to tylko taka mała zmienna.
Lewy przy Bułgarskiej dał się poznać jako specjalista od debiutów. Mimo że dopiero wchodził do poważnej piłki, nie miał przed nikim absolutnie żadnych kompleksów – trafiał do siatki w premierowych bojach w Ekstraklasie (z GKS Bełchatów) i eliminacjach Pucharu UEFA (z Chazarem Lenkoran). Zwłaszcza trafienie z wicemistrzami Polski z 2007 roku było przedniej urody, gdyż Lewandowski Łukasza Sapelę pokonał uderzeniem piętką. W kolejnych 6 meczach jeszcze 4-krotnie pakował piłkę do siatki (po razie w starciach z Arką Gdynia i Górnikiem Zabrze oraz dwa razy w rywalizacji z Wisłą Kraków). W lidze polskiej zatem przyszła gwiazda światowej piłki zanotował ciut lepszy start niż Ishak.
Identyczne z kolei wygląda bilans obu napastników w eliminacjach Pucharu UEFA/Ligi Europy. Zarówno Polak, jak i Szwed 3 razy wpisywali się na listę strzelców w czterech bojach eliminacyjnych. Kamyczkiem do ogródka Lewandowskiego będą z kolei boje w fazie grupowej. O ile były gracz 1.FC Nurnberg na tym polu radzi sobie znakomicie (cztery gole w trzech spotkaniach), o tyle Lewy 12 lat temu pozostawał w cieniu swoich kolegów. Łącznie w tamtym sezonie Pucharu UEFA zdobył ledwie 1 bramkę – w dramatycznym rewanżu I rundy z Austrią Wiedeń. W czterech bojach fazy grupowej, a także w dwumeczu 1/16 finału z Udinese jego nazwisko nie znalazło się już w sędziowskim protokole. W tym aspekcie więc Ishak, już na półmetku fazy grupowej LE bije o głowę swojego słynnego poprzednika. Dzięki temu też, 4-krotny reprezentant Szwecji ma ciut wyższą średnią goli od Polaka – 0,73 vs 0,6.
Na nazwisko „Artjoms Rudnevs” kibice Lecha od razu zakrzykną: „hat-trick z Juventusem!” I nie ma się co dziwić, bo tym występem Łotysz na zawsze zapracował sobie na miejsc w poznańskim „Hall of Fame”. W Ekstraklasie na „dzień dobry” wbił gola Widzewowi, w Pucharze Polski zaś dwukrotnie skarcił Cracovię. W lidze zresztą, po 7 grach miał na koncie 4 bramki, zatem nie odstaje od normy wypracowanej przez Ishaka.
Aż żal zatem ściska serce, że Rudnevs nie był do dyspozycji Jacka Zielińskiego w eliminacyjnych bojach o Ligę Mistrzów ze Spartą Praga. Wynik dwumeczu z mistrzem Czech (0:2) nie oddaje bowiem przewagi jaką w tamtej rywalizacji mieli podopieczni Jozefa Chovanca. Nie brak jednak opinii, że z Łotyszem Kolejorz miałby znacznie większe szanse. W związku z tym, że Rudnevsowi koło nosa przeszły także starcia we wcześniej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów z Interem Baku, a także obie potyczki IV rundy eliminacji Ligi Europy z Dnipro Dniepropietrowsk, aby dobić do „15-stki” musieliśmy dobrać odpowiednio cztery mecze ligowe i jeden z LE. W żadnym z nich jednak nie trafił do siatki, przez co ma bilans identyczny jak Robert Lewandowski.
I na końcu Christian Gytkjaer, któremu trzy lata gry przy Bułgarskiej wystarczyły, aby zostać najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Lecha. Duńczyk rozkręcał się jednak powoli. W eliminacjach Ligi Europy trafił dopiero w czwartym spotkaniu. Jego 2 gole w rywalizacji z FC Utrecht nie uchroniły jednak Kolejorza od odpadnięcia z tych rozgrywek. W Ekstraklasie konto bramkowe otworzył dopiero w 3. kolejce, niemniej do siódmej serii gier zdołał dobić do granicy 4 trafień. W Pucharze Polski zaś nie uchronił poznaniaków od kompromitacji w II rundzie, w rywalizacji z Pogonią Szczecin (0:3).
Jako jedyny z tego grona, nie miał okazji, aby pokazać się w fazie grupowej europejskich pucharów, zatem także musimy mu policzyć kolejne mecze w Ekstraklasie – po 15 spotkaniach mógł się pochwalić tylko 6 trafieniami. To zdecydowanie najskromniejszy dorobek w tym gronie poznańskich gigantów. Niemniej, jak już się rzekło, i ta historia, miała w stolicy Wielkopolski swój happy end.
Bilans napastników Lecha Poznań w pierwszych 15 meczach we wszystkich rozgrywkach:
- Robert Lewandowski – 9 goli w 15 meczach (0,6)
- Artjoms Rudnev – 9 goli w 15 meczach (0,6)
- Christian Gytkjaer – 6 goli w 15 meczach (0,4)
- Alexander Ishak – 11 goli w 15 meczach (0,73)
W poznańskiej wersji „Wejścia smoka” główną rolę grałby zatem bez wątpienia Alexander Ishak. Reszta napastników nie odstaje jednak aż tak bardzo od Szweda, zatem zdecydowanie za wcześnie jeszcze, by obwołać go najlepszym atakującym Lecha w tym stuleciu. 27-latek niech ma również z tyłu głowy, że nierzadko hurtowo strzelane gole, nie miały żadnego przełożenia na sukcesy klubowe poznaniaków.