Autor zdjęcia: Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Niesamowity przebieg ligowego klasyka, niczego mu nie brakowało! Legia 2:1 Lech
Rywalizacja Legii z Lechem urosła w ostatnich latach do miana najważniejszego ligowego klasyka. Mecze Wojskowych z Kolejorzem często jednak swoim poziomem nie dorastały do oczekiwań. Dzisiaj mieliśmy w końcu dużo emocji, strzałów i akcji, które mogły się podobać.
Do jednego z najważniejszych, najbardziej prestiżowych meczów w ligowym sezonie, mistrzowie Polski przystąpili poważnie przetrzebieni. Czesław Michniewicz nie mógł skorzystać m.in. z lidera klasyfikacji strzelców Pekharta (tuż przed samym spotkania okazało się, że Czech nie jest jednak zarażony COVID-19, ale to już wyborów trenera zmienić nie mogło), Slisza, Karbownika, Kante czy Antolicia. Słowem, mówimy o zawodnikach, którzy w komplecie pretendowaliby do wyjścia w podstawowej jedenastce.
Pomimo tak licznych osłabień, to Legia długo przeważała i powinna wyjść na prowadzenie. Sam Gwilia mógł mieć na koncie dwie bramki w pierwszych trzydziestu minutach, ale w świetnych sytuacjach podejmował fatalne decyzje - raz uderzył za lekko po świetnym zagraniu Juranovicia, raz z kolei, nie będąc przez nikogo obstawiony na szesnastym metrze, przymierzył beznadziejnie. Niewiele wnosił Valencia, raził nieporadnością Rosołek, przez co gospodarze nie potrafili finalizować swoich akcji czymś konkretnym.
Lech nie imponował tak jak w spotkaniach Ligi Europy, nastawiając się na kontry. Lokomotywa nie była wielce dynamiczna, rozpędzona, ale skorzystała z karambolu, który sprowokowali gospodarze. Ramirez na skrzydle zwodem uciekł Jędrzejczykowi jak juniorowi, chytrze zacentrował w pole karne, a tam zgłupiał Juranović, który strzelił gola samobójczego. Trzeba też dodać, że refleksem nie zachwycił w tej sytuacji Boruc.
Samobój Jury. #LEGLPO pic.twitter.com/qSOvWbuOS8
— GrOcAL (@GrOcALs) November 8, 2020
Kuriozalny gol nie zmienił siłą rzeczy obrazu meczu - Legia wciąż przeważała, była częściej w posiadaniu piłki, a goście skupiali się na szybkich kontrach, które wychodziły im naprawdę nieźle. Groźne uderzenia oddali Ramirez i Tiba, dobrze spisywał się też Ishak, który i pomagał drużynie w akcjach obronnych i wyciągał defensorów Legii, dając przestrzenie swoim kolegom.
Podczas gdy uwaga wszystkich w ostatnich miesiącach była skupiona na młodych zawodnikach Lecha, losy spotkania odmienił debiutujący w lidze Kacper Skibicki z Legii! 19-latek wszedł na boisko po godzinie gry, w miejsce słabiutkiego dziś Rosołka. Po kilku minutach pięknym uderzeniem z pierwszej piłki po centrze Wszołka, nie dał szans Bednarkowi i wyrównał wynik. Młodzieżowiec zaliczył tym samym bliźniacze wejście do ligi, co kolega, którego… zmienił! Pamiętamy doskonale, że rok temu to Rosołek strzelił gola z Lechem, wchodząc z ławki w spotkaniu, które mogło przesądzić o zwolnieniu Vukovicia już jesienią 2019 r.
Narodziny gwiazdy? ⭐😏
— PKO BP Ekstraklasa 😷 (@_Ekstraklasa_) November 8, 2020
1⃣9⃣-letni Kacper Skibicki 𝓣𝓐𝓚𝓘𝓜 golem w ligowym hicie wita się z #Ekstraklasa!@LegiaWarszawa lepsza od @LechPoznan o jedno trafienie ⚽#LEGLPO 2:1 pic.twitter.com/aVSdN5NCsp
Ostatni kwadrans to prawdziwy rollercaoster. Legię trzy razy przed stratą bramki ratował Boruc, a jedna z tych interwencji, po strzale głową Ishaka z bliskiej odległości, będzie pretendowała do parady sezonu. Gospodarze mogli wyjść na prowadzenie 2:1 w 80. minucie, gdy wychodzili z kontrą w przewadze dwóch na jednego, ale Lopes zagrał po prostu katastrofalnie. Rezerwowy w pełni zrehabilitował się jednak w ostatniej akcji meczu. Hiszpański napastnik doskonale odnalazł się w polu karnym gości i po centrze Mladenovicia skorzystał z tego, że kompletnie zapomnieli o nim obrońcy Lecha. Swój udział w tej bramce miał też Skibicki, zaliczając swoisty stempel na wymarzonej legijnej premierze.
NIESAMOWITA KOŃCÓWKA ‼ Hit @_Ekstraklasa_ dla @LegiaWarszawa 💥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 8, 2020
Przed Wami #AkcjaMeczu, czyli trafienie Rafaela Lopesa, które pogrążyło @LechPoznan 😱 pic.twitter.com/zOMJlCofAt
Możemy z czystym sumieniem napisać, że ligowy klasyk w końcu nie rozczarował, choć nie bez racji będzie stwierdzenie, iż znacznie więcej mogliśmy się spodziewać po Lechu. Poznaniacy ponownie po dobrym występie w Europie, nie potrafili tego potwierdzić w lidze. Porażka z Legia po golu straconym w ostatniej (dosłownie!) sekundzie, oznacza, że Kolejorz ma już dziesięć punktów straty do dzisiejszego rywala oraz do Rakowa Częstochowa, który na boisko wybiegnie wieczorem. Nawet uwzględniając jeden zaległy mecz, ekipa Żurawia jest w coraz gorszym położeniu.
Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1 (0:1)
0:1 Juranović 29’ (samobójcza, po centrze Ramireza)
1:1 Skibicki 67’ (asysta Wszołek)
2:1 Lopes 90+2’ (asysta Mladenović)
Legia: Boruc 6 - Juranović 3, Lewczuk 6, Jędrzejczyk 4, Mladenović 5 - Kapustka 6, Martins 6, Gwilia 3 (63’ Luquinhas 4) - Wszołek 6, Rosołek 2 (59’ Skibicki 6), Valencia 2 (46’ Lopes 5).
Lech: Bednarek 5 - Czerwiński 5, Šatka 5, Rogne 5, Puchacz 3 - Sýkora 3, Tiba 5, Moder 4, Kamiński 4 (32’ Skóraś 4), Ramirez 5 (83’ Marchwiński) - Ishak 4 (85’ Kaczarawa).
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock)
Nota: 4
Żółte kartki: Lewczuk
Piłkarz meczu: Artur Boruc