Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Adam Starszyński / PressFocus

Żenujące widowisko w derbach ziemi łódzkiej. Widzew 0:0 GKS Bełchatów

Autor: Łukasz Kościelniak
2020-11-10 21:20:15

My oglądaliśmy mecz Widzewa Łódź z GKS-u Bełchatów z obowiązku, natomiast współczujemy wszystkim pozostałym, którzy to widowisko śledzili z własnej woli. Pierwszoligowe starcie przypominało bowiem pojedynki rodem z B-Klasy, gdzie wymienienie kilku podań i stworzenie sytuacji często sprawia ogromne trudności. Tak grać i męczyć kibiców po prostu nie wypada…

Spotkanie toczyło się głównie na połowie GKS-u, ale co z tego, skoro Widzew nie potrafił tego przełożyć na sytuacje bramkowe. W 16. minucie groźną kontrę stworzyli sobie goście, ale strzał Patryka Makucha zdołał złapać Miłosz Mleczko. 120 sekund później ten sam zawodnik przejął piłkę po błędzie Patryka Stępińskiego, ale tym razem uderzył minimalnie niecelnie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o warte uwagi sytuacje w pierwszej odsłonie meczu. 

 

 

Powiedzenie „nadzieja matką głupich” idealnie sprawdziło się w naszym przypadku, bowiem liczyliśmy, że gorzej już być nie może i w drugiej połowie w końcu musi się coś zacząć dziać. Trzeba jednak przyznać, że początek był obiecujący, bowiem świetną okazję stworzył sobie beniaminek. W pole karne wpadł Mateusz Michalski i chciał dograć do Roberta Prochownika, ale na chęciach się skończyło. Szkoda, bowiem młody napastnik miałby przed sobą w zasadzie pustą bramkę. Inna sprawa, czy zdołałby wpakować piłkę do siatki… 

Minuty mijały, a my mieliśmy czas na rozmyślanie o sensie życia, bowiem na murawie nie działo się nic. Ktoś tam biegał, ktoś podawał, ale nawet z tym było różnie. 

 

 

 

 

Ucieszyliśmy się, gdy w 63. minucie na murawie pojawił się Marcin Robak, bowiem on jako jedyny dawał jakiekolwiek podstawy, by sądzić, że coś w ofensywie wreszcie może zacząć się dziać. Nie pomyliliśmy się, bowiem kapitan łodzian już dwie minuty później oddał strzał na bramkę Pawła Lenarcika, ale golkiper Bełchatowa nie miał problemów z jego obroną. W 77. minucie Michalski był w polu karnym, ale… nie spodziewał się, że piłka spadnie pod jego nogi po dośrodkowaniu i ostatecznie nie oddał uderzenia. Setkę w doliczonym czasie gry miał Patryk Kun. W szesnastkę wbiegł Henrik Ojamaa, futbolówkę przed siebie po jego strzale odbił Lenarcik, ale Kun z bliska fatalnie przestrzelił. 

Z wywalczonego punktu najbardziej cieszą się bełchatowianie, którzy bez wątpienia wykonali plan minimum. Pozwolili grać beniaminkowi, dobrze ustawili się w obronie i szukali swoich okazji. Widzew na papierze ma jeden z najmocniejszych składów w pierwszoligowej stawce, ale po raz kolejny w żaden sposób nie przekłada się to na boiskowe poczynania. I o ile wcześniej często sytuacje ratował Robak, tak teraz nawet i on nie jest już gwarantem goli. Bez nich meczów wygrywać się nie da. Wracając do Bełchatowa – warto docenić defensywę oraz bramkarza, Pawła Lenarcika, który po raz piąty z rzędu zaliczył czyste konto. 

 

 

Widzew Łódź – GKS Bełchatów 0:0

Widzew: Mleczko – Kosakiewicz, Grudniewski, Tanżyna, Stępiński – Mąka (63’ Robak), Mucha (75’ Możdżeń), Poczobut, Fundambu (75’ Kun), Prochownik (64’ Becht) – Michalski (88’ Ojamaa). 

GKS: Lenarcik – Sierczyński, Michalski, Magiera, Szymorek – Wroński, Witek (46’ Najemski), Gancarczyk, Makuch (82’ Zdybowicz), Eizenchart (75’ Błanik) – Winsztal (46’ Mas). 

Żółte kartki: Michalski, Stępiński, Kosakiewicz, Mleczko – Gancarczyk. 

Sędziował: Tomasz Marciniak (Płock). 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się