Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus
Rywale grali, nasi pakowali bramki. Niby nie ma na co narzekać, ale... Polska 2:0 Ukraina
Gdyby przy ocenie meczów piłkarskich moglibyśmy wystawiać noty za walory artystyczne, to Ukraińcy otrzymaliby mocną ósemkę. Podopieczni Andrija Szewczenki w środę lepiej zaprezentowali się na boisku, ale to Polacy byli bardziej skuteczni. I mieli do tego furę szczęścia.
Komentujący ten pojedynek w TVP Jacek Zieliński i Dariusz Szpakowski nieśmiało podkreślali, że to Ukraina była tego wieczoru lepsza, ale wielokrotnie z ich ust padły wielkie słowa o tym, iż błędy rywali trzeba jeszcze wykorzystać. Mało tego: taką umiejętność można, a nawet trzeba nazwać sztuką.
Trochę krzywiliśmy się na takie zdania, bo przecież wynik spotkania jest mylący. To Ukraina była zespołem zdecydowanie lepszym. Drużyna Szewczenki lepiej prezentowała się w pressingu i odbiorze piłki, chociaż był to mecz towarzyski (a w pierwszym zespole brakowało kilku ważnych twarzy), to przeciwnicy konsekwentnie grali swoim stylem. Ich akcje ładnie zazębiały się do okolicy pola karnego, do tego wymienność pozycji, ciekawe rozwiązania, kilka ładnych wymian z pierwszej piłki, które błyskawicznie mijały nasz środek pola.
Tak jak napisaliśmy na początku: dla oka lepiej (ładniej) zaprezentowała się Ukraina, ale w konsekwencji zabrakło u piłkarzy Szewczenki skuteczności. Przecież żółto-błękitni mieli rzut karny po faulu Bochniewicza, sytuację sam na sam miał Cyhankow. Ten sam zawodnik groźnie próbował w drugiej połowie, w pierwszej do wielkiego wysiłku zmusił Skorupskiego również Zinczenko. Po tym meczu Jerzy Brzęczek może mieć wielki ból głowy odnośnie bramkarzy, bo golkiper Bologni naprawdę rozegrał bardzo dobre zawody.
OBSTAWIAJ MECZE POLSKIEJ KADRY U NASZEGO PARTNERA BETSAFE!
Jak to się zatem stało, że Polacy wygrali ten mecz? I to pomimo tego, że biało-czerwoni robili bardzo dużo prostych błędów, notowali sporo strat, a w ataku byli tak czerstwi, jak dwutygodniowy chleb? A no tak, że rażąco mylili się rywale. W pierwszej połowie jedynym zagrożeniem bramki Łunina był on sam, kiedy głupio wyszedł z bramki, stracił piłkę na rzecz Zielińskiego, a Piątek zapakował futbolówkę do pustej bramki.
Druga połowa? Znowu lepiej rozpoczęta przez Ukraińców, którzy wymienili trzech graczy ofensywnych i wykreowali sobie jedną stuprocentową sytuację, ale to Polacy zdobyli bramkę. Naturalnie po błędzie defensywy rywala. W kontekście gry drużyny Szewczenki pierwszym skojarzeniem jest postawa Lecha Poznań w Ekstraklasie. Kolejorz naprawdę ładnie gra w piłkę, ich mecze aż chce się oglądać, ale w starciu z typową ligową młócką brakuje konkretów do tego, żeby zainkasować trzy punkty. I tak było z Ukrainą: szczególnie w drugiej połowie przed naszym polem karnym w rozegraniu piłki wyglądała jak Barcelona, ale dalej brakowało jakości. Chociaż znowu przypomnimy, że dwie znakomite sytuacje mieli.
W kontekście reprezentacji Polski na pewno był to bardzo dziwny mecz. Kadra Brzęczka zagrała słabo praktycznie w każdej kwestii, a jeśli pamiętamy idiotyczny faul Bochniewicza z pierwszej połowy, to mizernie wyglądały wszystkie formacje. Środek pola, złożony przecież z doświadczonych graczy nie wykreował praktycznie żadnej akcji (bramkę Piątka zaliczamy jako błąd Łunina, były też próby Góralskego w pierwszej połowie, ale to zdecydowanie za mało). Atak z Milikiem i Piątkiem parę razy wymienił piłkę, ale przecież nie będziemy z tego powodu rzygać z euforii.
Paradoksalnie najlepiej zaprezentowali się w tym meczu bramkarz, debiutujący Gumny i Płacheta oraz gracze zamieszani w pierwszą bramkę, czyli Zieliński i Piątek. Chociaż ich ocena też wynika raczej z akcji przy golu niż szaleństw w ofensywie. Jeśli mielibyśmy po tym meczu wyciągać jakieś wnioski, to na pewno parze Walukiewicz-Bochniewicz jeszcze za wcześnie na regularną grę w kadrze, a Przemysław Płacheta depcze po piętach podstawowym skrzydłowym. Co jeszcze? Na pewno tercet ofensywny Milik, Piątek i Zieliński nie powinien grać ze sobą, bo nie ma z niego pożytku zarówno w ataku jak i w pressingu.
Zwycięstwo biało-czerwonych z silną Ukrainą cieszy, bo przecież każdy chce oglądać zespół zwycięski, ale do euforii nam daleko. Ogólnie oglądając ten mecz czuliśmy się jak ten dziennikarz stażysta, który w sylwestra został sam na dyżurze, a jego koledzy właśnie sprawdzali realność scenariusza filmu „Kac Vegas”. Polacy zagrali bardzo słabo i nie kupujemy tłumaczeń selekcjonera, że grała nowa drużyna.
Całe szczęście, że Brzęczek ponownie nie bał się sprawdzić w boju kolejnych graczy i dzisiaj wieczorem znowu to on jest największym wygranym.
Polska – Ukraina 2:0 (1:0)
1:0 – Piątek 40’ asysta Zieliński
2:0 – Moder 62’
Polska: Skorupski – Gumny (79’ Bereszyński), Walukiewicz, Bochniewicz, Rybus (79’ Reca) – Płacheta (83’ Szymański), Góralski (62’ Linetty), Klich, Zieliński (46’ Jóźwiak) – Milik (62’ Moder), Piątek
Ukraina: Lunin – Konoplia (64’ Bondar), Krywcow, Matwijenko, Mychaliczenko – Kowalenko (76’ Sydorczuk), Makarenko, Zinczenko (56’ Charatin)– Jarmołenko (46’ Marlos), Jaremczuk (46’ Moraes), Zubkow (46’ Cyhankow).
Żółte kartki: Góralski – Kharatin.