Autor zdjęcia: Norbert Barczyk / PressFocus
Plusy i minusy wcześniejszego wznowienia Ekstraklasy
W klubach Ekstraklasy rozgorzała poważna dyskusja odnośnie szybszego powrotu rozgrywek po świąteczno-zimowej przerwie. A skoro w Polsce i na całym świecie klimat koronawirusowy jest taki, a nie inny, podeszliśmy do tematu na poważnie i poszukaliśmy plusów i minusów takiego rozwiązania.
PLUSY
Uratowanie kalendarza rozgrywek
Głównym powodem wcześniejszego powrotu do gry w 2021 roku są naturalnie skutki wywołane pandemią. Poprzedni sezon udało się z trudem dokończyć, przed obecnym zrezygnowano z rundy finałowej i zabezpieczono się przepisem o możliwym wcześniejszym zakończeniu rozgrywek. Niemniej skrócenie liczby kolejek trzeba traktować jako reakcję na mocno opóźniony start Ekstraklasy.
Powrót ligowców do gry już na początku stycznia miałby być ruchem wyprzedzającym wszystkie możliwe konsekwencje trwania pandemii koronawirusa (w podobnej skali jak obecnie lub kolejnej fali uderzeniowej). Dyskusje i plany władz ligowych można traktować jako działanie w panice lub niepotrzebne jej tworzenie, ale trzeba trzeźwo spojrzeć na problem. Tylko wtedy zobaczymy, że ostatnie tygodnie w Ekstraklasie nie były normalne. Z powodu epidemii w tym sezonie przełożono już siedem meczów, z czego tylko cztery w ostatni weekend.
Czy dzisiaj można mieć gwarancję, że na początku lutego w kraju będzie lepsza sytuacja? Nie. Nie możemy zatem kategorycznie założyć, iż nie będzie problemów z dokończeniem sezonu, a przecież sport w dobie zamknięcia w domach dla niektórych jest jedyną odskocznią od problemów. Czasami nawet jedyną nadzieją na to, że kiedyś będzie dobrze.
Dlatego jeśli władze Ekstraklasy wspólnie z klubami chcą zabezpieczyć się przed ewentualnymi problemami, to my na stojąco takim inicjatywom przyklaskujemy. Pozorowane przygotowania rządu do jesiennej fali epidemii pokazały, że tylko myślenie i działanie do przodu zapobiega poważnym kryzysom.
Pójście wzorem najlepszych
Wcześniejszy powrót Ekstraklasy idealnie wpisywałby się również w narrację o tym, że nasza piłka czerpie z zachodnich wzorców. Mamy tutaj na myśli głównie Niemców, u których Bundesliga ma ruszyć już 2 stycznia, czyli w niedługim odstępie czasu po świętach. Wiadomo, u naszych zachodnich sąsiadów występują innej klasy piłkarze, ale według nas i ligowcom w Polsce korona z głów również nie spadnie. Zwłaszcza, że tego czasu na odpoczynek również nie będą mieli tak wcale mało. Runda jesienna w Ekstraklasie zakończy się 19 grudnia. Przy planowanym powrocie 15 stycznia naprawdę widzimy tutaj duże okienko na regenerację.
Zaoszczędzone pieniądze
Ten punkt mocno wiąże się z pierwszym minusem, ale według nas jest bardzo ważny w dobie koronawirusa i cięcia wydatków. Wcześniejsze wznowienie rozgrywek raczej wykluczy organizowanie zagranicznych obozów przygotowawczych. Ile kluby Ekstraklasy mogą na tym zyskać? Szacunkowe wyliczenia podają kwotę kilkuset tysięcy złotych. Krzysztof Brede w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” podaje konkret: - Po pierwsze wyjazd na obóz, do Turcji, czy gdziekolwiek, to koszt 150–200 tysięcy. W czasach pandemii w których wszyscy zaciskają pasa zaoszczędzenie takiej kwoty nie jest drobiazgiem. Poza tym w czasie grasującego koronawirusa zorganizowanie obozu za granicą nie należy do łatwych spraw. I to w każdym kierunku: Turcja, Portugalia, Hiszpania. Wszędzie panują obostrzenia, ale jest jeszcze kolejna, istotna rzecz: nikt nie wie, co jutro się wydarzy.
Trener Podbeskidzia Bielsko-Biała przy okazji zwrócił uwagę na ważny fakt: z uwagi na pandemię, obostrzenia i wszystko z tym związane, zorganizowanie takiego zagranicznego zgrupowania wcale nie byłoby takie łatwe. W związku z tym w rozmowach klubów ten argument nie powinien stanowić wielkiej wagi.
MINUSY
Brak tradycyjnych przygotowań
Przy wcześniejszym powrocie do grania kluby nie będą mogły wyjechać na zagraniczne obozy i dzięki temu na pewno zaoszczędzą trochę grosza. Być może akurat na pensję jakiegoś członka sztabu szkoleniowego lub pracownika biurowego. Niemniej wznowienie Ekstraklasy 15 stycznia może spowodować brak jakiegokolwiek obozu, nawet w Polsce. Oczywiście kluby sobie z tym poradzą, tak jak przeszły suchą stopą przez wiosenny lockdown, ale o tradycyjnych przygotowaniach w tym przypadku nie może być mowy.
Brak czasu na zgranie nowych zawodników
W zachodnich klubach zimowe okno transferowe służy raczej do kosmetycznych zmian i nie można się temu dziwić, bo najlepsi piłkarze w tym czasie raczej przygotowują się do gry lub są w trakcie sezonu jak np. w Anglii. W naszych realiach jest jedna tak, że często w styczniu i lutym dochodzi do sporych ruchów. Czołowe kluby korzystają z okazji i biorą piłkarzy, którym jesienią nie wyszło, a w styczniu nie udało się im znaleźć miejsca w jakiejś zachodniej lidze. Dla drużyn walczących o utrzymanie jest to ostatni dzwonek na ratowanie sezonu.
Daleko szukać nie zamierzamy. ŁKS Łódź zimą 2020 roku zrobił siedem transferów, raptem o jeden więcej niż latem 2019. Zagłębie Sosnowiec przed wznowieniem sezonu 2018/19 wykonał 15 wzmocnień (licząc powroty z wypożyczenia czterech młodych zawodników) przy 13 nowych graczach latem 2018 roku. Dalej cofać się nie zamierzamy, ale trend jest widoczny. Wcześniejsze wznowienie Ekstraklasy albo spowoduje szybsze transfery (w co wątpimy, pisaliśmy już wcześniej, że najlepsze okazje dla polskich klubów trafiają się później), albo zwyczajnie zabraknie czasu na zgranie tych piłkarzy.
Ucierpią najsłabsze kluby?
I tutaj dochodzimy do chyba najważniejszej rzeczy. Ktoś na tym szybszym wznowieniu ligi musi stracić i jeśli weźmiemy pod uwagę poprzedni akapit, to naszym zdaniem będą to kluby walczące o utrzymanie Ekstraklasy. W Stali Mielec już teraz podkreślają, że pewne błędy transferowe zostały popełnione, a latem klub miał też ograniczone możliwości na rynku transferowym. Można zatem spodziewać się, że zimą dojdzie do wzmocnień. Warta również ma dosyć wąski skład, chociaż w jej przypadku na postawę w rozgrywkach nie można narzekać.
Jak sytuacja będzie wyglądać w Gliwicach, Bielsku-Białej, Płocku, czy Krakowie? Trudno dzisiaj wyrokować, ale nasze kluby nie słyną z racjonalnych i spokojnych decyzji. Trzeba zatem zakładać, że w tych zespołach, które jesień zakończą w dolnej części tabeli, może dojść do gwałtownych ruchów. Tak wynika z historii.
Zerknęliśmy w terminarz Ekstraklasy i przy założeniach z lata 2020 roku widać, że tylko w lutym do rozegrania są cztery kolejki. Jeśli cofniemy to w czasie, dodamy wszystko o czym napisaliśmy wyżej, to naszym zdaniem, jeśli powtórzy się sytuacja z ostatnich lat i jeszcze w starym roku będziemy mieli w lidze wyraźną czerwoną latarnię, to w takiej sytuacji jej szanse na utrzymanie będą zerowe.