Autor zdjęcia: Własne
Tomaszewski: Zieliński nie ma prawa grać w pomocy! Krychowiak: Debiut to pierwszy etap. Góralski motywował wślizgiem
W sobotniej prasie króluje temat meczu reprezentacji Polski z Włochami w Lidze Narodów. Z tej okazji wywiady z Krzysztofem Piątkiem, Grzegorzem Krychowiakiem, czy Janem Tomaszewskim. Pojawia się również analiza gry Jacka Góralskiego, czy rozważanie nad przydatnością Piotra Zielińskiego w kadrze. Zapraszamy!
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Wybiła godzina próby”
Spotkania z Włochami i Holendrami są dla Biało-Czerwonych idealnym podsumowaniem tej dziwnej i rozgrywanej w szybkim tempie reprezentacyjnej jesieni. O tyle dobrze możemy ją wspominać, że w kadrze Brzęczka pojawiły się kolejne nowe twarze, a część z nich zakołysała hierarchią i zwiększyła rywalizację. To zdecydowanie największy plus ostatnich meczów.
W niedzielę w Reggio nell’Emilia powinniśmy przekonać się, czy o jednym z wygranych październikowych spotkań reprezentacji, czyli Karolu Linettym, mamy prawo myśleć jako podstawowym zawodniku reprezentacji (za nadmiar żółtych kartek nie może wystąpić Mateusz Klich). Z uwagą będziemy przyglądać się grze Piotra Zielińskiego, pod którego nieobecność na ostatnim zgrupowaniu kadra pokazała rzadko spotykany wcześniej rozmach w ofensywie – mowa o spotkaniach z Finlandią (5:1) oraz Bośnią i Hercegowiną (3:0). Na boisku powinniśmy zobaczyć też Grzegorza Krychowiaka, który nie będzie miał lepszej okazji, żeby odpowiedzieć na krytykę po ostatnich meczach drużyny narodowej.
***
„Baraże, pieniądze i inne korzyści”
Największą wymierną korzyścią dla naszej drużyny będzie ułatwienie sobie awansu do mistrzostw świata. Na ten turniej można dostać się na dwa sposoby. Tradycyjnie, a więc poprzez eliminacje i w barażach. Zwycięzcy grup eliminacyjnych wywalczą bezpośredni awans, a drużyny z drugich miejsc trafi ą do play-off. Dołączą do nich dwa najlepsze zespoły Nations League, które nie zajmą jednego z pierwszych dwóch pozycji w grupach kwalifikacyjnych.
Czyli jeśli kadra słabo wypadnie w kwalifikacjach, to dzięki wygranej w grupie LN prawdopodobnie trafi do barażów. Pewności jednak nie będzie mieć, bo może się zdarzyć, że dwaj spośród trzech innych triumfatorów grup dywizji A także nie zakwalifikują się poprzez eliminacje, a wyprzedzą nasz zespół w ostatecznym rankingu LN. Stuprocentową pewność da tylko udział w finale tych rozgrywek.
***
„Piątek: Dopada mnie tęsknota za Italią”
Przeszedł pan drogę od uwielbienia do wyliczania panu – bywało, że w szyderczym stylu – minut bez gola. Menedżer z „Fabryki futbolu” – agencji, z którą jest pan związany – mówił mi, że jeśli chodzi o „mental” i odporność psychiczną, Krzysztof Piątek nie ma z tym kłopotu. Rzeczywiście?
Jako sportowcy musimy być trochę ponad to. Nie można dać się ponieść emocjom, tylko skoncentrować na robocie. Kibice mają prawo oceniać, podobnie eksperci. Nie mam z tym problemu. Ale to sportowiec wie, jak wszystko wygląda od środka, na co go stać w danej chwili, jak się czuje, jakie błędy popełnia. Oceniający widzą końcowy efekt, to, co człowiek zaprezentuje na boisku, a to jest wypadkowa wielu rzeczy, o których nie mają pojęcia. Ich wiedza jest powierzchowna. Najważniejsze, by człowiek sam wiedział i zdawał sobie sprawę, co musi poprawić. Zaznaczam jednak, że z rzeczową oceną czy krytyką nigdy nie miałem kłopotu.
Nasza reprezentacja wybiera się na mecz do Włoch na spotkanie Ligi Narodów. Przyjemnie będzie wrócić do Italii, choćby na chwilę? Tam pańska kariera nabrała kosmicznej prędkości. Ładnie pokazał się pan w barwach Genoi, z której trafi ł do AC Milan, stając się najdroższym polskim piłkarzem w historii.
Oczywiste, że będzie przyjemnie odwiedzić Włochy. Półtora roku spędzone w tym miejscu kojarzy mi się wyłącznie dobrze. Kraj, życie w nim, piłka, uwielbienie tej dyscypliny – to wszystko zapisałem w swojej pamięci. Naprawdę nie jest to z mojej strony kurtuazja, bo zabrałem stamtąd wyłącznie pozytywne wspomnienia. Niekiedy dopada mnie tęsknota, choćby za zjedzeniem czegoś dobrego w mojej ulubionej restauracji. Z przyjemnością tam wrócę, choćby na chwilę, mimo że mamy pandemiczną rzeczywistość.
Więcej TUTAJ
***
„Pesković: „Przedłużyłem karierę”
Długo się pan zastanawiał?
Może trzy godziny. Zadzwoniłem tylko do trenera Michała Probierza i powiedziałem, że wolę iść tam, gdzie mogę grać, niż czekać na szansę, która może nie nadejść. W Podbeskidziu za to wystąpiłem od razu w pierwszym możliwym meczu (1:1 z Pogonią w Szczecinie – przyp. red.).
W lutym przyszłego roku będzie miał pan już 39 lat, czyli przejściem do Podbeskidzia przedłużył pan sobie karierę?
Długość kontraktu była moim jedynym warunkiem. Krótkoterminowa współpraca mnie nie interesowała, dlatego szybko porozumieliśmy się w sprawie półtorarocznej umowy.
Trener Brede wprost mówi, że oczekuje od pana, iż do zespołu wniesie doświadczenie ekstraklasowe, którego jego zawodnikom brakuje.
Właśnie to usłyszałem od trenera. Nie chodzi tylko o interwencje w bramce, ale organizowanie gry defensywnej. Podpowiadanie, ustawianie piłkarzy przy stałych fragmentach, korygowanie pewnych rzeczy na bieżąco. Nie jest mi to obce, bo tego samego wymagał trener Probierz w Cracovii i tu będę robił to samo, co w Krakowie. Zresztą da się zauważyć, że obaj szkoleniowcy długo ze sobą współpracowali (Brede był wieloletnim asystentem Probierza najpierw w Lechii Gdańsk, potem w Jagiellonii Białystok – przyp. red.). Zasady grania w Podbeskidziu nie są dla mnie czymś nowym.
Więcej TUTAJ
***
„Krychowiak: Odwagi nam nie zabraknie”
Jerzy Brzęczek ma większe pole manewru i bardziej wartościowych zmienników niż Adam Nawałka.
Zgadzam się z tą opinią, ale i tak najważniejszym kryterium oceny będą wyniki na wielkim turnieju, a nie siła piłkarzy wchodzących na boisko z ławki.
Po październikowych meczach zrobił się tłok w środku pola. Chyba dawno nie czuł pan takiego nacisku.
Rywalizacja tylko pomoże drużynie i każdemu z nas. Trzeba pracować i walczyć o swoje, na tym się koncentruję. To normalne, że pojawiają się nowi gracze i zaczynają odgrywać coraz bardziej znaczącą rolę w reprezentacji. Ten proces jest nieodwracalny. Nie można oczywiście popadać ze skrajności w skrajność i nagle, z meczu na mecz, wymienić cały zespół. Kilku młodych graczy już weszło do drużyny i coraz śmielej sobie w niej poczyna. Jakiś czas temu rozmawiałem z Sebkiem Szymańskim, który wtedy dostał jedno z pierwszych powołań do kadry. Powiedziałem mu to samo, co dziś powtórzyłbym innym młodym graczom: To dopiero początek. Dziś jesteście tutaj, ale nie ma gwarancji, że będziecie za sześć i dwanaście miesięcy. To nie jest klub, na wyjściową jedenastkę w reprezentacji Polski trzeba naprawdę ciężko zapracować. Celem nie powinno być rozegranie jednego, dwóch meczów, tylko siedemdziesięciu, osiemdziesięciu. Spróbujcie zostać ważnymi ogniwami kadry, wprowadźcie ją na dwa, trzy wielkie turnieje, i jeszcze tam postarajcie się osiągnąć sukces. Jesteśmy w stanie przynajmniej powtórzyć wynik sprzed dwóch lat – mówi pomocnik. Dopiero wtedy będziecie mogli poczuć się spełnieni. Debiut to pierwszy etap, trudny, ale naprawdę strome schody pojawiają się później. Utrzymać miejsce i grać w kadrze – to dopiero wyzwanie.
Więcej TUTAJ
***
„Urodzony z darem do odbierania”
Jest też w grze Góralskiego coś, czego zmierzyć się nie da, a Grzegorz Kurdziel nazywa to energią zespołową. Razem pracowali w Jagiellonii. – Drużyna mogła być śnięta, mecz toczony w leniwym tempie, a wystarczyła jedna interwencja Jacka, by dać impuls kolegom. Wtedy reagowali też kibice, podrywali się z miejsc. Ci z Białegostoku za taką właśnie grę polubili go od pierwszego meczu.
Marcin Kaczmarek, który z polskich trenerów najdłużej prowadził Góralskiego w seniorskiej piłce, bo przez trzy lata w Wiśle Płock, przypomina sobie treningowe gierki, w których spotykało się czterech na czterech plus bramkarze. – Istniało duże prawdopodobieństwo, że drużyna z Jackiem w składzie wygra. Chodziło o jego zaangażowanie, innym wobec tego trudno było podejść lajtowo. On chciał uczestniczyć w każdej akcji, a gdy piłkę miał przeciwnik, to zaraz mu ją zabrać. Wokół takich postaci można budować zespół. Pamiętam, że Jacek w trakcie tych gierek wewnętrznych motywował kolegów okrzykiem „wślizg” – uśmiecha się Kaczmarek.
***
„Tutaj wszystko się rozpoczęło”
Patrząc na skład, jaki wystawił wówczas nowy selekcjoner, widać, że przez dwa lata nie przeprowadził rewolucji. Z pierwszej jedenastki aż dziewięciu zawodników zostało powołanych także na obecne zgrupowanie reprezentacji Polski.
Jedno nazwisko w podstawowym składzie z dzisiejszej perspektywy budzi jednak mocne zdziwienie. To nieco zapomniany Rafał Kurzawa. Już wówczas miał problemy w klubie, we francuskim Amiens w czterech kolejkach poprzedzających mecze kadry dwukrotnie wszedł z ławki w końcówce, a dwa razy przesiedział na niej całe spotkania.
***
„Niekończąca się historia”
Kazimierz Górski zapytał kiedyś: „Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”. I dziś pytanie najwybitniejszego selekcjonera w historii polskiego futbolu można spokojnie zadać, patrząc w kierunku Zielińskiego. Bo rzeczywiście, jeśli poprosić o opinię na temat jego gry w środowisku piłkarskim, większość bez wahania odpowie, że to świetny zawodnik. Problem w tym, że gracz Napoli rzeczywiście miewa w reprezentacji spotkania, w których wygląda tak, jakby prezentował góra 70 procent możliwości. – Przede wszystkim chciałem zaznaczyć, że nie możemy z Piotrka zrezygnować, bo jest po prostu za dobry. Ale nie może być też tak, że ma miejsce w kadrze tylko za zasługi. Zieliński musi wymagać od siebie znacznie więcej i w każdym meczu reprezentacji wspinać się na wyżyny – uważa Artur Wichniarek, były napastnik kadry.
Kiedy rozpoczyna się dyskusja o przydatności pomocnika do reprezentacji, najczęściej przewija się argument jego pozycji na boisku. Zwolennicy Zielińskiego twierdzą, że w kadrze rzadko gra tak, jak w klubie. Przeciwnicy z kolei podnoszą argument, że piłkarz ten grał już właściwie na każdej pozycji w pomocy i na żadnej nie prezentował się dobrze.
– Spojrzałbym na tę sprawę inaczej. To nie kwestia ustawienia, a sposobu gry. Napoli po prostu częściej ma piłkę i w takiej grze Zieliński czuje się znacznie lepiej – mówi Wiśniowski i jako przykład podaje mecze eliminacji mistrzostw świata w Rosji. Tam kadra Adama Nawałki w większości spotkań była faworytem i częściej konstruowała akcje w ataku pozycyjnym. – Efekt był taki, że drugim najlepszym, po Robercie Lewandowskim, graczem eliminacji był Zieliński – dodaje komentator Eleven.
***
„Iść za głosem z głośników”
Gdyby ktoś się zastanawiał, co miał na myśli zastępujący zakażonego SARS-CoV-19 Manciniego (przechodzi chorobę bezobjawowo) na ławce w spotkaniu z Estonią (4:0) oraz na konferencjach prasowych Alberico Evani, kiedy mówił o „skomplikowanym zgrupowaniu”, to właśnie między innymi brak selekcjonera przy drużynie. Oczywiście, Mancini treningi oglądał na żywo, w trakcie odpraw łączył się z zespołem za pośrednictwem internetu, a podczas środowej rywalizacji był w stałym kontakcie telefonicznym ze swoim sztabem, tyle że przecież to nie to samo, co osobiście stać przy ławce rezerwowych czy na boisku w trakcie zajęć. Ale całkiem prawdopodobne, że Evani – w normalnych okolicznościach asystent – w niedzielę przeciwko Biało- -Czerwonym znów poprowadzi Squadra Azzurra z wysokości murawy stadionu w Reggio nell’Emilia. Jeszcze w czwartek Mancini uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa, a do zakończenia izolacji i przejęcia obowiązków od dawnego pomocnika Milanu potrzebuje dwóch negatywnych rezultatów z rzędu.
Więcej TUTAJ
***
„Umoczeni w rzymskiej łaźni”
Generalnie Polacy potrafi li grać na dobrym, europejskim poziomie – rok wcześniej również w Warszawie pokonali 2:1 ówczesnego wicemistrza świata Czechosłowację – ale brakowało im dobrej stabilizacji. Długo można było roztrząsać powody, ale kiedy na 11 dni przed meczem z Włochami nasz zespół w innym eliminacyjnym spotkaniu pokonał w Glasgow 2:1 Szkocję, wszelkie dyskusje zostały ucięte. Polacy wreszcie byli na fali i trudno było tego nie zauważyć.
Trenerowi Ryszardowi Koncewiczowi pozostała więc tylko taka błahostka, jak wymyślenie taktyki i składu na mecz. Nie był w tym zadaniu osamotniony, bo wszyscy wiedzą, że Polacy to naród selekcjonerów.
– Pod presją opinii publicznej ugiąłem się raz i do dzisiaj żałuję – przyznał Koncewicz cytowany w książce „Selekcjonerzy” autorstwa Andrzeja Jucewicza, byłego redaktora naczelnego „Przeglądu Sportowego”. Ten „raz” nastąpił właśnie przed meczem w Rzymie.
– Wiedziałem, że szansa zaskoczenia rywala huraganowym atakiem po prostu nie istnieje. Przyjęcie taktyki defensywnej pozwoliło żywić nadzieję na stoczenie w miarę równego pojedynku, mogło przynieść honorowy wynik. Jednak ze wszystkich szpalt sportowych gazet, w rozmowach ze spotkanymi kibicami słyszałem wołanie: „Polec albo zwyciężyć!”. W składzie znalazło się więcej atakujących, niż przewidywałem. Przegraliśmy gładko 1:6 – analizował nieżyjący już trener Koncewicz.
***
„Słowacki miks”
Była gwiazda Słowaacji, a wcześniej Czechosłowacji Lubomir Moravčik: „Trochę byłem zaskoczony, że partnerem Škriniara w obronie był Lubomir Šatka, a nie Martin Valjent, ale piłkarza Lecha oceniam pozytywnie. Jeśli będzie regularnie występował w klubie, powinien utrzymać miejsce w składzie w reprezentacji. Możliwe jednak, że do kadry wróci Martin Škrtel. Prowadzący drużynę Štefan Tarkovič był asystentem poprzednich selekcjonerów, zna Škrtela i może namówi go na ponowne występy, tak jak to było w przypadku Tomaša Hubočana”.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Trzy opcje w pomocy”
W stosunku do tego meczu nasz wyjściowy skład na Italię będzie się prawdopodobnie różnił w stu procentach. Na lewym skrzydle spodziewamy się Kamila Jóźwiaka, a w środku pomocy wystąpić winni Grzegorz Krychowiak i Karol Linetty. Zagadką jest trzeci ze środkowych pomocników, bo trzeba pamiętać, że za kartki nie będzie mógł zagrać Mateusz Klich. Ale trener Brzęczek ma trzy opcje do wyboru. Pierwsza z nich jest najbardziej ofensywna i najczęściej przez trenera stosowana, bo dotyczy Piotra Zielińskiego. Który jest po koronawirusie i nie doszedł jeszcze do pełni formy fizycznej. Z Ukrainą zagrał tylko w I połowie. Selekcjoner przyznał wówczas, że potrzebuje go na kolejne mecze. Swoją drogą mecz z września 2018 roku był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym występem „Ziela” w drużynie narodowej.
***
„Dziennikarz „Tuttosport” Marc Bo: Pierwsze miejsce w zasięgu”
A co pisze się u was o reprezentacji Polski?
Zdajemy sobie sprawę, że przyjdzie grać z silną drużyną, która prezentuje wysoki poziom. Macie obecnie wielu graczy, którzy przynależą do europejskiej czołówki. To nie tylko Lewandowski, ale też wielu innych. Praktycznie w każdej formacji są dobrzy czy bardzo dobrzy gracze. Z tego tytułu zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe spotkanie. Trzeba będzie zagrać na maksimum umiejętności, żeby zdobyć 3 punkty.
Co we Włoszech pisze się o sytuacji Arkadiusza Milika?
W kwestii tego piłkarza trzeba się uzbroić w cierpliwość i poczekać do zimowego okna transferowego. Na pewno teraz brakuje mu meczowego rytmu. W styczniu pewnie opuści Neapol, gdzie w czerwcu kończy mu się umowa. Napoli wie, że jeśli ma na Miliku zarobić, to tylko zimą. A gdzie odejdzie? Dziś trudno spekulować. Mówi się, że jego sprowadzeniem bardzo zainteresowany jest Inter Mediolan, ale możliwe są też inne opcje.
***
„Dobijanie leżącego smoka”
Do końca eliminacji Bośniakom pozostają mecze z Holandią i Włochami, ale dla nich rok tak naprawdę skończył się miesiąc temu, gdy odpadli z baraży o Euro z Irlandią Północną. Tym bardziej jest im przykro, że ich zwycięzcy w finałach ME też nie zagrają. W Bośni nie ukrywano, że priorytetem są finały mistrzostw Europy 2020 i nawet udany początek eliminacji drugiej edycji LN i remis z Włochami na ich boisku 1:1 nie zmienił tego nastawienia. Potem zremisowali 0:0 z Holandią i dwukrotnie przegrali z Polską. Zapracowali na nasze konto, ale na tym koniec. Porażka 0:3 z Polską trzy dni po odpadnięciu z baraży pokazała, że są rozbici psychicznie. Stracili motywację i raczej nie liczmy teraz na dalszą ich pomoc i zabranie punktów Holandii i Włochom. Od kiedy selekcjonerem został Bajević „Zmajevi” (Smoki) nie wygrały żadnego z 6 meczów (3 remisy i 3 porażki), od 346 minut nie zdobyły bramki.
***
„Z Belgią o wszystko”
Jude Bellingham, piłkarz Borussii Dortmund, który w czerwcu br. skończył 17 lat, a następnie trafił do Bundesligi, został w czwartek trzecim najmłodszym debiutantem w historii reprezentacji Anglii. Swój pierwszy mecz rozegrał w wieku 17 lat i 136 dni. Młodszymi od niego zawodnikami, którzy wystąpili z trzema lwami na piersi, byli jedynie Theo Walcott (17 lat i 45 dni), a także Wayne Rooney (17 lat i 111 dni). Bellingham na placu gry pojawił się w 73 minucie towarzyskiego starcia na Wembley przeciwko Irlandii. Co ciekawe zarówno Walcott, jak i Rooney nie zadebiutowali w zespole narodowym na najsłynniejszym londyńskim stadionie, bo ten znajdował się wówczas w remoncie. Najnowszy, 1258. reprezentant Anglii, jest zatem najmłodszym piłkarzem „Synów Albionu”, który zagrał na Wembley. Dodajmy jeszcze, że w meczu z Irlandczykami swoje premierowe spotkanie w drużynie narodowej rozegrał Dean Henderson.
***
„Wreszcie koniec eksperymentowania”
- Wiedzieliśmy, że po tym całym zamieszaniu będą pewne kłopoty i niepowodzenia. W tym roku, z długą przerwą, nie wszystko poszło tak gładko. Dlatego chcemy wykorzystać dwa ostatnie mecze w grupie Ligi Narodów do tego, aby wypracować pewne automatyzmy - zapowiedział „Jogi” przed dzisiejszym spotkaniem z Ukrainą. Ten pojedynek, oraz przyszłotygodniowe starcie z Hiszpanią, będą ostatnimi meczami Niemców w rozgrywkach Ligi Narodów. Nasi zachodni sąsiedzi wierzą, że uda im się zająć pierwsze miejsce w grupie, gdzie tracą punkt do reprezentacji z Półwyspu Iberyjskiego.
***
„To wielki zaszczyt”
Przed tygodniem Słowaka w bramce Górnika spotkało kolejne wyróżnienie. Pod nieobecność Michała Koja Chudy założył kapitańską opaskę. - To dla mnie wielki honor i zaszczyt móc być kapitanem Górnika. W przeszłości opaskę nosiły wielkie nazwiska. Wynikło to z tego, że nie było Michała Koja i Jesusa Jimeneza. W związku z tym trener chciał, aby w meczu ze Śląskiem funkcję przejął ktoś starszy. To duża odpowiedzialność, dlatego chciałem - wspólnie z Romanem Prochazką, jako najbardziej doświadczeni - pomóc drużynie. Przywieźliśmy punkt, a to dobry wynik - mówi Chudy.
***
„Kapitan jest z powrotem”
Znaczna część kibiców Podbeskidzia była mocno zdziwiona w połowie września faktem, że z wyjściowego składu „górali” zniknął Łukasz Sierpina. Skrzydłowy był jednym z architektów awansu do ekstraklasy, w Podbeskidziu spędziły pełne cztery sezony po spadku zespołu z najwyższego poziomu rozgrywkowego w 2016 roku i dobrze zaczął rywalizację, bo w trzech pierwszych meczach zanotował cztery asysty. Ale na rozegrany 18 września br. mecz z Rakowem Częstochowa nie wyszedł w podstawowym składzie. W znacznej mierze podyktowane to było problemami trenera Krzysztofa Bredego z młodzieżowcami. W pierwszych spotkaniach nie sprawdzili się bowiem ani Jakub Bieroński, ani też Szymon Mroczko. Dlatego też opiekun „górali” poszukiwał kolejnych rozwiązań. I postawił na Maksymiliana Sitka, który we wspomnianym spotkaniu zastąpił „Sierpika”. Doznał w nim zresztą kontuzji, ale kapitan Podbeskidzia i tak trzy kolejne mecze rozpoczął na ławce rezerwowych.
***
„Balans nad przepaścią”
Po prawie czterech miesiącach „rozłąki” piłkarze Jastrzębia wracają na swój stadion. Po raz ostatni zagrali na Stadionie Miejskim przy ulicy Harcerskiej 19 lipca br., remisując bezbramkowo z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Zdobycz punktowa w lwiej części była zasługą bramkarza Mariusza Pawełka, który miał przysłowiowy „dzień konia” i bronił wszystko, co leciało w stronę jego bramki. Wyszedł z opresji obronną ręką co najmniej w trzech beznadziejnych - wydawało się - sytuacjach, ponadto obronił rzut karny egzekwowany przez Romana Gergela.
***
„Podtrzymać punktową serię”
Podczas analizy najbliższego rywala Bartosz Szeliga miał okazję przypomnieć sobie... starych znajomych. - U boku ich stopera Tomka Midzierskiego miałem okazję dziesięć lat temu wchodzić do seniorskiej piłki w Sandecji Nowy Sącz, a razem z ich najlepszym strzelcem Bartkiem Śpiączką przez półtora sezonu grałem w Niecieczy – wylicza zawodnik mający 118 występów w ekstraklasie. - Nie mamy jednak jakichś szczególnych relacji, ale na pewno miło będzie się znowu zobaczyć. Na boisku czeka nas trudna przeprawa, bo zajmujący trzecie miejsce w tabeli beniaminek udowodnił w dotychczasowych meczach, że ma dobrze zorganizowaną defensywę i gra do końca, strzelając zwycięskie gole nawet w ostatnich sekundach.
„SUPR EXPRESS”
„Tomaszewski: Milik sam jest sobie winien, kadra to nie Caritas”
Jerzy Brzęczek powiedział po meczu z Ukrainą, że Piotr Zieliński jest piłkarzem genialnym. Złapał się pan za głowę, kiedy usłyszał te słowa?
Ja niejednokrotnie mówiłem, że Zieliński dla mnie jest piłkarzem genialnym, ale jeśli chodzi o grę ofensywną. On nie ma prawa grać w pomocy! Jak sama nazwa wskazuje, gra w pomocy to i obrona, i atak. Zieliński to jest kompletne zero, jeśli chodzi o odbiór piłki. Dla mnie Zieliński jest, zachowując proporcje, drugim Messim. I dlaczego nikt od Messiego nie wymaga odbioru piłki?
Co Brzęczek ma z nim zrobić?
Powinien grać zaraz za Lewandowskim. On jest tym wolnym elektronem, który w momencie gdy my odbieramy piłkę, przechwytuje ją jak Messi i robi przewagę liczebną. Brzęczek ma naprawdę jakąś amnezję. Bo tak właśnie było w jego pierwszym meczu w kadrze! Wtedy zagraliśmy z Włochami kapitalnie. Tam Zieliński pokazał klasę. I albo będzie grał za napastnikiem, albo wcale.
Dawno nie widzieliśmy piłkarza, który byłby w meczu kadry w tak słabej formie jak Arkadiusz Milik.
Na jakiej podstawie on wystawia Milika? To, że nie gra, wszyscy wiemy. Ale ja nie wiem, czy on w ogóle trenuje! Reprezentacja Polski nie jest Caritasem! Milik sobie sam taki los zgotował, to jego sprawa. Ale dlaczego gra w kadrze? Powracamy do wariacji Brzęczka z dwoma „9” na boisku. Trzeba próbować Buksę czy Klimalę, a nie Milika i Piątka razem! Przez nich z Ukrainą to my graliśmy w dziewiątkę, bo ten duet statystował na boisku.
Więcej TUTAJ