Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: PressFocus

Sprowadzeni do parteru z dźwignią na samym początku. Włochy 2:0 Polska

Autor: Maciej Golec
2020-11-15 23:11:05

Aj bolało. Zarówno oglądanie tego meczu, jak i poczucie, z jakiego pułapu oczekiwań spadliśmy po październikowym zgrupowaniu. Mołdawia w starciu z Włochami oddała więcej strzałów celnych niż my (jeden) i chyba to powinno posłużyć za komentarz do tego starcia. Nie ważne, że nie przegraliśmy 0:6, ważne, w jakim stylu przegraliśmy 0:2. W strasznym.

 Na dworze śniegu brak, uchylone okno w nocy nie równa się wyrokowi odmrożenia ciała, a szalika i czapki z szafy wyciągać na razie nie trzeba. Czy ktoś by zaprzeczył, gdybyśmy na tej podstawie stwierdzili, że mamy wrzesień, a nie listopad? Zapewne nie, ale reprezentacja Polski na wszelki wypadek dorzuciła trzy grosze od siebie. Mecz z Włochami był istną kopią rywalizacji z Holandią sprzed dwóch miesięcy. Podopieczni Jerzego Brzęczka zostali zmieceni z boiska, całkowicie zneutralizowani. Z tą różnicą, że tym razem wymówka o nieobecności Roberta Lewandowskiego nie ma racji bytu.

Ale tych odmienności – stety czy niestety, zależy z której strony spojrzeć – było więcej. Pamiętacie, że we wrześniu Holendrzy – pomimo kolosalnej przewagi i kultury gry przewyższającej naszych o jakieś kilkadziesiąt pięter wieżowca w Dubaju – w sytuacjach podbramkowych i golach nie odzwierciedlili tej przewagi tak szybko? No to dzisiaj po pół godzinie gry mieliśmy groźny strzał z dystansu Bernardeschiego, słusznie nieuznaną bramkę Insigne po spalonym Belottiego i faul w polu karnym Krychowiaka na tymże Włochu. Zwieńczony golem Jorginho  z rzutu karnego. 

A dla zobrazowania skali włoskiej miazgi wystarczy wspomnieć, że komentujący mecz w TVP Robert Podoliński już w 15. minucie naliczył, że wówczas gospodarze 9. raz (słownie: dziewiąty) szli na bramkę Wojciecha Szczęsnego z dynamiczną akcją większą liczbą graczy. Podziwiamy, my przestaliśmy liczyć już po kilku minutach, bo trudno było nadążyć z zapisywaniem. Na tle Włochów przetrzebionych kontuzjami i koronawirusem wyglądaliśmy jak jakaś Mołdawia, czy inny Lichtenstein. 

 

 

Choć nie, przepraszamy, ci pierwsi w niedawnym meczu z Włochami oddali w pierwszej połowie trzy strzały, w tym jeden celny (my nie oddaliśmy żadnego), a kilka dni temu nawet Estończycy cokolwiek sobie wykreowali, oddali strzał i wykonali kilka rzutów rożnych. My w ofensywie kompletnie nie istnieliśmy. Po 45 minutach z góry na dół same zera w statystykach i te 0:2 na koniec wcale nie odzwierciedlało tego, co działo się na placu gry. 

W przerwie Jerzy Brzęczek zamieszał składem i wymienił od razu trzech piłkarzy. Po tym, co niestety widzieliśmy w pierwszej połowie, taktyka zrozumiała i na pewno dała podopiecznym Jerzego Brzęczka jakikolwiek impuls. Pojawiły się elementy wysokiego pressingu, prób odbioru tuż po stracie na połowie Włochów, a nawet dośrodkowania w pole karne! Zaczęliśmy dochodzić do głosu, nie to co przed przerwą, kiedy Reca nie ogarniał rzeczywistości, a skrzydła istniały tylko teoretycznie, tak jak cała ofensywa zresztą. A Barella, Locatelli i Insigne bawili się z nami jak z dziećmi… 

Ale jako że skala żenady była ogromna, to wiecie, te dochodzenie do głosu podzielcie sobie przez pięć. Jedynie kilka momentów, pojedynczych zrywów, które koniec końców spełzły na niczym.

A gdzieś w tym wszystkim jest też nasz Jacek Góralski. Wygrany ostatniego zgrupowania, piłkarz, któremu odklejano powoli łatkę człowieka jedynie od wślizgów i jeżdżenia na tyłku. I człowiek, któremu dzisiaj wybitnie szybko, będąc wścibskim, można by ją na nowo zapieczętować. Już mściwy wjazd w nogę Locatellego powinien skończyć się zjazdem do bazy, ale wówczas piłkarzowi Kajratu Ałmaty się upiekło. No to co robi defensywny pomocnik przy wyniku 0:1, gdy ma na koncie żółtą kartkę? Na pewno nie fauluje bezsensownie w środku pola, by zobaczyć drugą. A to wszystko po pół godzinie gry od wejścia na boisko. Panie Jacku, stereotypowy obraz siermiężnego pomocnika wrócił i sam się pan o to prosił. Na Euro takie przepalone styki mogą nas kosztować baaardzo wiele. 

Na Euro pewnie przegralibyśmy wyżej, bo to, dlaczego Clement Turpin nie podyktował rzutu karnego po zmianie dyscypliny przez Jana Bednarka na siatkówkę w polu karnym, jest jego słodką tajemnicą. Z pomocą VARu zarówno ta, jak i pierwsza sytuacja z Góralskim byłyby zapewne kolejnym gwoździem wbitym w szczelnie zamkniętą już polską trumnę.

Utrzymanie się w Dywizji A Ligi Narodów nie powinno być nawet minimalnym osłodzeniem tej goryczy. Przykre obrazki wróciły. Miejmy nadzieję, że na jak najkrótszy czas. 

Włochy 2:0 Polska (1:0)
1:0 – 27’ Jorginho (karny) (asysta Belotti)
2:0 – 83’ Berardi (asysta Insigne)

Włochy: Donnarumma – Florenzi (89’ Di Lorenzo), Acerbi, Bastoni, Emerson – Barella, Jorginho, Locatelli – Bernardeschi (64’ Berardi), Belotti (79’ Okaka), Insigne (89’ El Shaarawy) 

Polska: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Bednarek, Reca – Krychowiak, Moder (46’ Góralski) – Szymański (46’ Zieliński), Linetty (74’ Milik), Jóźwiak (46’ Grosicki) – Lewandowski.

Sędzia: Clement Turpin.

Żółte kartki: Belotti – Krychowiak, Góralski.
Czerwona kartka: Górlaski (druga żółta).


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się