Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: PressFocus

Dyskusja o Lewandowskim zamiast o meczu to najgorsze, co mogło spotkać Brzęczka

Autor: Maciej Golec
2020-11-17 12:15:58

Jeżeli po porażce 0:2, która na boisku wyglądała jak baty 0:6, koncentrujemy się na słowach (a właściwie to ich braku) Roberta Lewandowskiego, to wiedzmy, że dla Jerzego Brzęczka jest to informacja bardzo zła. Nie dlatego, że głównym tematem powinien żałosny "styl" w niedzielnym meczu, ale dlatego, że jest nim jego inny niż zawsze skutek.

Te skutki zazwyczaj były wyciągane dopiero gdy dany trener odszedł albo bezpośrednio przed zakończeniem kadencji, gdy jego przyszłość raczej stawała się jasna. I bynajmniej nie chodzi nam tylko o reprezentację, może nawet przykłady klubowe są w tym wypadku bardziej jaskrawe. Przypominacie sobie zawodnika, który psioczy publicznie na trenera, gdy ten pracuje w tym samym zespole? Jeśli tak się działo, były to jedynie wyjątki. A gdy się otworzyło nowy rozdział? Jak mawia klasyk internetowy: „uhuhu”. Jednym tchem: Peszko, Sobiech, Parzyszek, Marco Paixao, Mączyński, Janus, i wielu innych, którzy w wywiadach nie gryźli się w język. W reprezentacji jest podobnie.

Na zgrupowaniach dorosłej kadry w zasadzie nie zdarzały się oficjalne konflikty i publiczne przytyki, które podważałyby kompetencje szkoleniowca. Robert Lewandowski zbeształ Smudę dopiero po Euro 2012 i to w dość bezpośredni sposób. - Trener miał dużo czasu, by nas przygotować do najważniejszej imprezy życia. Nie zrobił tego. wydaje mi się, że na takiej imprezie powinniśmy mieć opracowane warianty na różne okoliczności. Nie mieliśmy. W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć – powiedział wówczas dla „Gazety Wyborczej”.

Z kolei Adamowi Nawałce już nie taką jednoznaczną szpile wbijali Maciej Rybus tuż po meczu z Kolumbią, kiedy powiedział, że ćwiczyli dwa warianty i już nie wiedzieli, jak mają grać. Piszczek zrobił to już po zakończeniu kariery, gdy skrytykował między innymi zmianę Grosickiego w meczu z Japonią oraz sam Lewandowski, który w rozmowie z WP mówił: - Powiedziałem, co nie funkcjonuje. Inni także. Trener przyjął do wiadomości, a później nasze obawy potwierdził towarzyski mecz z Chile. W drużynie pojawiła się niepewność, a na mundialu niepewność to koniec. 

Tyle że podobne docinki nie pojawiały się w środku kadencji, nie pamiętamy takowych również za czasów Waldemara Fornalika. W przypadku Brzęczka to zupełnie inny świat. Rok temu po meczu z Łotwą Robert Lewandowski nie wyszedł do strefy wywiadów, by nie powiedzieć za dużo, ale już w niedzielę przyznał, że wyglądaliśmy słabo taktycznie, a na pytanie o na plan na mecz z Włochami spuszcza wymowną zasłonę milczenia pomieszaną z jeszcze bardziej wymowną mimiką.

 

 

Ktoś zapyta: „Czy kapitan powinien się zachowywać w ten sposób?”, a my odpowiemy: a dlaczego nie? Lewandowski jest w o tyle komfortowej sytuacji, że Jerzy Brzęczek nic mu nie zrobi. Bo co, posadzi na ławkę, przestanie powoływać wywołując tym samym narodową burzę, a siebie skazując na ostracyzm? Zapomnijmy. Ustalmy zatem jedno: piłkarze wiedzą znacznie lepiej niż wszyscy inni, co dzieje się na treningach, odprawach, generalnie zgrupowaniach oraz jaka jest atmosfera w kadrze. Lewy jest zbyt inteligentny, żeby uderzał w selekcjonera (i to tak upokarzająco – nie używając nawet słowa) bez żadnego powodu. Jaki miałby w tym interes, podłechtane ego? To nie ten kaliber, nie ten moment i nie ten wiek. Gdy Krystian Bielik krytykował przygotowanie do meczów Młodzieżowych Mistrzostw Europy przez Marcina Dornę, można było takie tezy wysnuwać, ale teraz? 

Kamil Kosowski w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” napisał: - Robert nauczył się dyplomacji, lecz takie rzeczy mówi się prosto w twarz. Wyszło gorzej, niż gdyby powiedział trenerowi wprost, że nie zna się na piłce. Kapitan tak nie robi.

A właściwie to dlaczego nie? Kapitan to nie tylko status nadany przez selekcjonera, ale również przez drużynę i doświadczenie reprezentacyjne. Jest w pewnym przedstawicielem młodszych kolegów, którym pewnych rzeczy mówić nie wypada. Czuje się też pewnie odpowiedzialny za to, jak ta gra wygląda. Nie chcemy od razu snuć teorii, że Lewy będzie namawiał Bońka do zmiany selekcjonera i sabotował grę (tu już nawet nie ma czego sabotować), ale wyobrażamy sobie, że piłkarz, dla którego najbliższa impreza może być jedną z ostatnich, nie chce na niej zmarnować personalnego potencjału. Wydawać by się mogło, że to egoizm, ale gdy spojrzy się szerzej, jest to działanie na korzyść dla drużyny. Bo gdyby obecny selekcjoner miał coś poprawić w naszej grze, to chyba po dwóch latach byłoby już coś widoczne? 

Dla Jerzego Brzęczka znacznie korzystniejsza byłaby dyskusja o tym, jak to kadra się nie rozwija, jak żałośnie wygląda, ile to podań wymienił Szczęsny, a ile Grosicki, dlaczego nie oddaliśmy celnego strzału i tak dalej. Bo to wszystko już znamy, stara śpiewka, która non-stop powtarzana przez dziennikarzy i kibiców może całą resztę opinii publicznej wprowadzić w stan obojętności i podejście typu: „skoro tak jest, to pewnie tak być musi”. Skończyłoby się zgrupowanie, minąłby tydzień i wszyscy byśmy o sprawie zapomnieli. Albo przynajmniej sprowadzili ją do rangi standardowej.

A tak weszło coś nowego, coś spoza smutnego, okołosportowego mainstreamu reprezentacji. Coś, co nie może przejść bez echa i Robert Lewandowski musiał o tym wiedzieć. Zresztą, wczoraj pojawiły się informacje, że przyszłość Brzęczka nie jest już niczym marmur, więc może czas ją zacząć kruszyć zanim nie jest za późno? Niedzielna wypowiedź w mixed zonie była pierwszym krokiem w tę stronę.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się