Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus

Adamski: Niekochany odchodzi w ciszy [KOMENTARZ]

Autor: Bartosz Adamski
2020-11-18 19:55:05

Od kiedy wyemitowany został film „Niekochani” miałem wrażenie, że jego tytuł niesłusznie został sprowadzony do ogółu. „Niekochany” bowiem jest tylko jeden – ten, który z Holandią zagra o posadę.

Dzisiejszy mecz będzie cholernie trudny do oglądania. Z jednej strony chciałoby się, żeby Polska co najmniej zremisowała. Z drugiej zaś kolejny fartowny remis czy nawet zwycięstwo sprawi, że najpewniej dalej będziemy tkwić w tym mezaliansie, który zdaje się nie mieć przyszłości.

Dobitnie to unaocznił Robert Lewandowski w rozmowie z TVP Sport po meczu z Włochami. Trudno o bardziej wymowną odpowiedź niż te osiem sekund ciszy po pytaniu o plan na spotkanie. Ta pauza brzmi jak gwóźdź do trumny Jerzego Brzęczka, jak apel do prezesa Zbigniewa Bońka albo przynajmniej jak chwytanie się ostatnich sposobów na poprawę sytuacji. Jeśli kapitan kadry zdecydował się na publiczne przekazanie swoich zastrzeżeń co do pracy przełożonego, to już naprawdę musi być źle wewnątrz zespołu. Brzęczek powoli odchodzi w tej ciszy. Jeśli jeszcze nie stracił szatni, to w coraz szybszym tempie ją traci. Już te urywki z „Niekochanych” pokazywały brak zrozumienia.

Lewandowski zresztą od początku pracy Jerzego Brzęczka patrzył na nowego selekcjonera przez palce. Nie tylko ze względu na fakt, że jest wujkiem Kuby Błaszczykowskiego, a nie ukrywajmy, że mogło to rodzić problemy i powodować kwasy. Miał wątpliwości, jak w zasadzie cały naród, czy jego kompetencje wypracowane w Rakowie, Lechii, GKS-ie Katowice i Wiśle Płock będą wystarczające na najbardziej pożądaną posadę w polskiej piłce nożnej. - Na początku próbował mnie ustawiać. Chciał sprawdzić, czy mam pojęcie o piłce, czy nie, a wszyscy patrzyli - opowiadał Brzęczek o relacjach z Lewandowskim w książce „W grze”, którą notabene przeczytałem pobieżnie, bo inaczej się nie da.

Nie mam żadnych pretensji do Brzęczka za to, że został wybrany selekcjonerem kadry. Na jego miejscu każdy przyjąłby tę propozycję, drugi raz mogła się nie powtórzyć. Pretensje, i to ogromne, mam za to do Bońka. Chciałbym poznać jego tok rozumowania i argumenty, dla których zdecydował się właśnie na Pana Jerzego, a nie np. na Marcina Brosza, Michała Probierza czy kogokolwiek innego. Co sprawiło, że dostrzegł w nim najlepszego selekcjonera w Polsce. Chyba nigdy tego jasno nie wytłumaczył. Biorąc pod uwagę wcześniejszą karierę trenerską Brzęczka, takich trafnych wyborów personalnych ja raczej nie dostrzegałem.

Na zgrupowaniach reprezentacji nie ma czasu na eksperymenty, trzeba podejmować trafne decyzje, zwłaszcza personalne. Trzeba przede wszystkim umieć właściwie selekcjonować, dobierać odpowiednie rozwiązania taktyczne, dopasowywać zawodników do składu w taki sposób, w jaki grają w klubach, żeby błyskawicznie się zaadaptowali. Tego u Brzęczka nie widzę. Nie jest on zresztą otwarty na sugestie graczy, którzy występują w zespołach ze ścisłego topu. Nie przenosi wypracowanych rozwiązań z ich klubów do reprezentacji. Dlatego ostatnio coraz bardziej bez pomocy drugiego napastnika męczy się Lewandowski, skrzydeł znów nie potrafi rozwinąć Zieliński - choć wszyscy, którzy znają go z ligi włoskiej się temu dziwią - coraz bardziej irytuje Krychowiak, na skrzydle słabo wygląda Szymański, który w klubie gra na dziesiątce.

Ta kadra miewała przez te dwa lata dobre momenty. Wydawało się, że zmierzamy w lepszym kierunku. Choćby ostatni mecz z Finlandią pokazał głębię składu, potrafiliśmy też dominować Bośnię. Ale to były jednak tylko chwilowe aprobaty. Wygrywamy jedynie z tymi, od których mamy lepszych piłkarzy. Zachowane jest minimum przyzwoitości, ale przecież nie o to nam chodzi. Nie chcemy znów jechać na Euro, by wymęczyć zwycięstwo ze Słowacją, a potem dostać w czerep ze Szwecją i Hiszpanią. Podstawowa jedenastka nie jest stabilna, nie widać w niej żadnej wizji, planu, schematów. Jeśli znów nie będzie nam sprzyjało szczęście, to nie mamy większych szans nawet na wyjście z grupy. Wygrywamy mecze indywidualnościami, a jak one się zatną albo są wyłączone z gry przez rywali, to nie mamy z mocarzami żadnych szans.

Mecz z Włochami najbardziej brutalnie pokazał, że nie jesteśmy przygotowani do gry z lepszymi przeciwnikami. W trzech meczach z Italią i Holandią nie oddaliśmy w sumie tylu strzałów, ile oni przeciwko nam w jednym spotkaniu. Nie tylko nie wygraliśmy ani razu, ale i nawet nie powalczyliśmy w żadnym z tych spotkań. Wyjątkiem była pierwsza połowa z Włochami w debiucie Brzęczka, ale to niedzielne starcie doskonale unaoczniło, czy poczyniliśmy jakiś progres pod wodzą tego trenera. Dyskusja została zamknięta. Włosi od września 2018 nieustannie się rozwijali i rośli w siłę, my w najlepszym razie staliśmy w miejscu.

Straciłem wiarę w tę reprezentację pod wodzą Brzęczka. Została nam ona obrzydzona. Jestem Polakiem, mecze kadry będę oglądał zawsze, od pierwszej do ostatniej minuty, ale nie da się z niej teraz czerpać przyjemności. To niedzielne 0:2 jest cudem. Gdybyśmy dostali kolejne pięć bramek, nikt nie mógłby mieć pretensji, bo taki wynik odzwierciedlałby przebieg spotkania. Cały świat widział jak żałośnie wyglądaliśmy. Na taką grę publicznego przyzwolenia dać nie możemy. Dostaliśmy obuchem po głowie. Udowodniono nam, że w starciach z europejską czołówką mamy tyle samo argumentów co Estonia.

Miewałem chwile, kiedy byłem zadowolony z tej reprezentacji, nawet po ostatnim zgrupowaniu pisałem, że idziemy w dobrą stronę, ale podkreślałem, żeby nie popadać w hurraoptymizm, bo z topem wyglądamy mizernie, nie mamy do zaoferowania nic więcej prócz defensywy. Pierwszy raz za kadencji Brzęczka dostaliśmy wtedy jednak powody do optymizmu. Teraz okazało się, że to było odchylenie od normy, którą jest degrengolada. Powrót do rzeczywistości okazał się smutny, ale i orzeźwiający. Lepiej, że nadszedł teraz niż na Euro albo nawet w marcowych eliminacjach do mistrzostw świata.

Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć w meczu z Holandią, żeby ktokolwiek zmienił zdanie o Brzęczku. Po tak beznadziejnych poprzednich spotkaniach kompletnie stracił zaufanie, nawet Boniek zaczyna w niego powątpiewać. Uratowałoby go tylko zwycięstwo w dobrym stylu, żeby ktoś w niego znów mógł uwierzyć. On nieustannie próbuje odpierać ataki, momentami to mu się udaje, ale w ostatecznym rozrachunku nigdy nie potrafi do siebie przekonać. Teraz musiałby wydarzyć się cud, żebyśmy dalej nie tkwili w marazmie. Czy ktokolwiek w to wierzy? Czy wierzą w to sami zawodnicy? Bardzo, bardzo, bardzo w to wątpię. Prędzej Tomasz Hajto odda kasę Rafałowi Kośćcowi niż Jerzy Brzęczek wejdzie na szczyty europejskiego futbolu.

Po niedzielnym meczu z Włochami pierwszy raz za kadencji Brzęczka odczułem pilną potrzebę zmiany selekcjonera. Próbowałem wcześniej go tłumaczyć, że czas rozliczeń nadejdzie na Euro, że przecież zrealizował cele, że jeszcze nic istotnego nie przegrał, ale… No niestety, czas rozliczeń nadszedł teraz. W dwa lata powinniśmy być przynajmniej o krok dalej niż w momencie jego debiutu, tymczasem poczyniliśmy regres. Na roszadę na tym stanowisku nie jest jeszcze za późno, ale jego następca musi być wyborem optymalnym. Zmiana dla samej zmiany może nic nie dać. Boniek musiałby mieć już przygotowanego pewniaka, który z miejsca sprawi, że będzie lepiej. Takich nazwisk, dla których Polska byłaby interesującą opcją, na rynku nie widać.

Chyba że PZPN sięgnie bardzo głęboko do kieszeni. Przecież imć Prezes jeszcze niedawno przekonywał, że stać nas nawet na Mourinho.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się