Autor zdjęcia: Rafał Oleksiewicz / PressFocus
Jaki cały rok, taki jego koniec. Epizody to za mało. Polska 1:2 Holandia
Rok kończymy porażką. Co prawda nie tak bolesną, jak z Włochami, nie okraszoną taką bezradnością, ale wciąż - porażką. Zasłużoną, po własnych błędach i też niejako podsumowującą te ostatnie miesiące naszej kadry. Z pozoru nie takie tragiczne, niby wyniki nie bolą w oczy, ale jak się w to zagłębi, już tak fajnie i cukierkowo nie jest.
Mówi się, że dwóch tak słabych meczów z rzędu zagrać się nie da. No i w sumie, jakby się nad tym zastanowić, to może jest w tym trochę racji? Po Włochach nie mieliśmy żadnych nadziei ani żadnego powodu, by ta się w ciągu kilku dni pojawiła. Raczej obawy, czy tym razem na 0:2 się nie skończy. Ale ku naszemu zaskoczeniu, od samego początku dość często wychodziliśmy z własnej połowy. Ba, gościliśmy nawet w polu karnym i oddawaliśmy strzały na bramkę! Miła odmiana, tym bardziej, że niespodziewana.
I co więcej, szybko wynikł z tego gol. Kamil Jóźwiak zrobił coś, czego byśmy w życiu nie podejrzewali. Po pierwsze, przy pojedynku biegowym lewym skrzydłem wyprzedził Klassena o kilka długości. Po drugie, gdy wbiegł w pole karne, nie strzelał panicznie już wtedy, gdy zbliżali się do niego rywale. I po trzecie wreszcie, gdy wszedł z nimi w kontakt, nie spanikował. Nie potknął się o piłkę, nie pozbywał się jej za wszelką cenę podając na oślep, tylko przełożył spokojnie i strzelił od słupka. Może wyglądało to trochę pokracznie, ale co najważniejsze – było skuteczne.
Generalnie, to co dobre w polskiej reprezentacji, wychodziło głównie od skrzydłowych w pierwszych fragmentach. Najpierw gol Jóźwiaka, a 10 minut później podobnym rajdem popisał się po przeciwległej stronie Płacheta, ale uderzył w słupek. Ale też nie przesadzajmy, gdyby nie fakt, że Brzęczek wraz z nominacją na selekcjonera dostał niebotyczną liczbę wygranych kuponów w Lotto, Krychowiak wyleciałby z boiska w drugiej połowie, a pierwszej nie skończylibyśmy z czystym kontem. Glik z Bednarkiem momentami rozstępowali się jak Morze Czerwone, a Holendrzy z tego nie korzystali. Jednak fart z nierozwagą wygrywać bez końca nie ma prawa, udowodnił to tym razem Jan Bednarek, który pozazdrościł chyba Krychowiakowi z niedzieli, więc w podobnie głupi sposób postanowił sfaulować Depaya w polu karnym i pozwolić Holendrom wyrównać stan meczu na kilkanaście minut przed końcem. Coś, co wisiało nad nami przez cały mecz, momentalnie lunęło.
I to ze zdwojoną siłą, bo za chwilę trzy grosze od siebie dorzucił Wijnaldum po rzucie rożnym. Wystarczyło kilka minut, by tę lekkość w grze, mimo że okraszoną mniej intensywnym tempem niż ostatnio Włosi, czy dwa miesiące temu Holendrzy u siebie, spożytkować najlepiej, jak się tylko dało. I to w pełni zasłużenie, raczej nie ma sensu z tym dyskutować.
Do momentu faulu Bednarka brakowało gościom stempla. Takiej pewności i dociśnięcia pedału gazu w końcowej fazie akcji. Gdy podopieczni de Boera wchodzili w pole karne, zazwyczaj spotykał ich tam gąszcz białych koszulek, przez co nie mogli swobodnie operować piłką i wykończenia akcji siłą rzeczy nie były spektakularne. Raz Łukasz Fabiański musnął piłkę palcami po strzale Depaya, potem, gdy sędzia odgwizdał spalonego, dodatkowo uratowała nas poprzeczka. Ale czy napisalibyśmy, że grali słabo? Nie. Czy my graliśmy dobrze? Też nie, po prostu porównujemy ten mecz do największej padaki ostatnich lat, czyli bądź co bądź musiało być lepiej, bo trudno byłoby ten niedzielny wyczyn przebić.
Czy Jerzy Brzęczek zostanie na stanowisku? Cóż, wygląda na to (a przynajmniej taka jest nasza perspektywa), że zagraliśmy dziś zbyt mało żałośnie i przegraliśmy zbyt nisko, by cokolwiek miało się zmienić. Choć kto wie, może Zbigniew Boniek nas zaskoczy? Na teraz wiemy jedno. Zajęliśmy trzecie miejsce w grupie, utrzymaliśmy się w Dywizji A i skończyliśmy reprezentacyjny rok dwoma porażkami z rzędu. Sami sobie odpowiedzcie, czy pięć miesięcy po planowanym Euro i na pół roku przed tym faktycznym tak to powinno wyglądać. Nie tylko przez pryzmat punktów, ale głónie tego, co na boisku widzieliście.
Polska 1:2 Holandia (1:0)
1:0 – 6’ Jóźwiak (asysta Lewandowski)
1:1 – 77’ Depay (rzut karny)
1:2 – 84’ Wijnaldum (asysta Berghuis)
Polska: Fabianski - Kedziora, Glik, Bednarek, Reca (81’ Rybus) – Placheta (75’ Grosicki), Krychowiak (71’ Linetty), Klich, Zielinski (71’ Moder), Jozwiak – Lewandowski (46’ Piątek)
Holandia: Krul – Hateboer (57’ Dumfries), de Vrij, Blind (84’ L. de Jong), van Aanholt (70’ Wijndal) – Klaassen (70’van de Beek), Wijnaldum, F. de Jong – Stengs (70’ Berghuis), Depay, Malen.
Sędzia: Orel Grinfeld.
Żółte kartki: Krychowiak, Bednarek, Jóźwiak.