Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus

Miłość kibiców, angielski sen i spadające spodenki. 5 rzeczy, z których zapamiętamy Wasilewskiego

Autor: Maciej Golec
2020-11-21 15:30:40

Wycisnął z kariery wszystko. A na pewno więcej niż wskazywałaby logika. Został mistrzem Anglii, kibice go kochają i wygląda na to, że odchodzi w poczuciu dobrze wykonanego zadania. Marcin Wasilewski zapisze się w historii jako człowiek-wojownik, który masakrował wszystkie przeciwności losu, które stanęły mu na drodze. Z czego go zapamiętamy?

Krzyk i sześć operacji

Trzask kości i nieprawdopodobny ból. Kurczę, tego nie da się opowiedzieć. Nie jestem w stanie tego z niczym porównać, człowiek wtedy przekracza progi, których nigdy nie musiał – powiedział Wasilewski trzy tygodnie po meczu ze Standardem Liege tygodnikowi „Piłka Nożna”. Meczu, który zakorzenił się w pamięci nie tylko jego samego, ale wszystkich ówczesnych kolegów z drużyny, trenera, czy belgijskich kibiców. Musiał przejść sześć operacji w ciągu roku, a pod znakiem zapytania stał nie tylko powrót do futbolu, a do pełnej, codziennej sprawności.

To bandyckie wejście Axela Witsela i makabryczny filmik na YouTube kojarzy pewnie większość kibiców w Polsce. Zawodnicy łapali się za głowy, płakali wręcz, a trener Ariel Defour tak wspominał sytuację, która miała miejsce w szatni po meczu: – Jeśli taki twardziel jak "Wasyl" krzyczy tak głośno, że słychać go przez dwie ściany, to znaczy, że ból musiał być nieprawdopodobny.

Czarna karta futbolu dla Polaka, który miał wtedy rozwinąć skrzydła, trafić do Premier League i wskoczyć na wyższy poziom. Trafił zamiast tego na okres próby, po którym grał jeszcze w piłkę przez wiele lat, co w podobnych przypadkach z przeszłości nie było takie oczywiste. A co więcej, ta tragiczna sytuacja wpłynęła na to, jak Wasilewski jest postrzegany przez kibiców.

Kibicowskie oddanie

Jest, bo ta miłość kibiców z Anderlechtu, ale również z Leicester, nie minęła w momencie zmiany klubu. – W szatni Anderlechtu wciąż jest szafka z jego imieniem i nazwiskiem, nikt nie może jej dotykać. Należy do numeru 27, do Marcina Wasilewskieego – mówił w marcowym reportażu Canal Plus organizator wyjazdu kibiców belgijskiej drużyny do Polski na mecz Wisły Kraków, którzy chcieli Polakowi po prostu podziękować za jego oddanie i za to, jakim jest człowiekiem.

Solidna ekipa ludzi z Anglii i Belgii przyjechała specjalnie na mecz Wisły Kraków z Wisłą Płock, stworzyła wielki transparent „Wasyl Army”, skandowała jego nazwisko i czekała aż on po spotkaniu przyjdzie na ich trybunę. Kibice z wytatuowanymi podobiznami Polaka, opowiadający o nim z większą pasją niż nasi dziadkowie o własnych przygodach w dzieciństwie. To nie jest casus każdego dobrego, wyróżniającego się zawodnika. Wasilewski był dla nich Bogiem, symbolem.

Zresztą, nie zawsze był tym wyróżniającym się, a jednak to jego kibice kochali. Za bycie wojownikiem, nie patyczkującym się z rywalami, co było przyczynkiem do zapoczątkowania specjalnego tańca, podczas którego kibice Leicester machają łokciami, tak jak w pierwszym swoim meczu „zameldował się” Wasilewski. Tak się zastanawiamy i trudno nam wskazać grupę kibiców, która mogłaby do Wasilewskiego pałać niechęcią bądź nienawiścią. 

Historyczne mistrzostwo 

Ale żeby nie było, że Wasilewski jest tylko tym, który „jeździ na dupie”, do tego waleczny i nie odpuszcza, to nie wypada nie wspomnieć jego największego sukcesu w karierze. Mistrzostwo Anglii zdobyte przez Leicester City w sezonie 2015/16 zszokowało piłkarski świat. Wasyl nie był wówczas podstawowym piłkarzem, a na koniec nie dostał nawet medalu, gdyż nie rozegrał przepisowych pięciu spotkań w lidze, ale najwidoczniej nie przeszkadzało mu to. - Nie potrzebuję medalu, by czuć się jak mistrz – napisał na Instagramie wrzucając przy tym swoje zdjęcie z Pucharem. 

Faktów podważyć się nie da – Wasilewski był drugim po Tomaszu Kuszczaku polskim piłkarzem, który został mistrzem Anglii. Tym, który pomógł Lisom dwa sezony wcześniej wydostać się z Championship, a później utrzymać się w Premier League, będąc ich podstawowym zawodnikiem. Był równoprawnym członkiem drużyny i kimś, kto do tego sukcesu również dołożył swoją cegiełkę.

- Praca z Marcinem była absolutną przyjemnością. Jego wpływ na drużynę i poświęcenie wykraczają daleko poza to, co widać na boisku. To jeden z największych profesjonalistów, z jakim kiedykolwiek pracowałem - powiedział Craig Shakespeare, trener Leicester z czasów, kiedy Marcin Wasilewski odchodził z klubu.

 

 

„Cały czas miał problem ze spodenkami”

Zejdźmy na trochę mniej poważne tony, bo nie mogło zabraknąć rzecz jasna kultowego już filmiku sprzed 14 lat, który na YouTube zebrał ponad milion wyświetleń, a w tamtych czasach urósł chyba nawet rangą do dzisiejszych klasyków typu „truskawka na torcie” (już nie tak popularna). Chodzi oczywiście o to, dlaczego, według Franciszka Smudy, Wasyl „cały czas miał problem ze spodenkami”.

Nie wiemy jak wy, ale za każdym razem oglądając to wideo nie możemy oprzeć się wrażeniu, że przed wypowiedzeniem soczystego „kurwa” powstrzymała Wasilewskiego tylko kamera Canalu Plus i na szybko znaleziony zamiennik, który… też zawitał do piłkarskiego słownika. – Nie co mecz ja mam, tylko co mecz to mamy w ogóle k…kompletnie, konkretnie problemy ze spodenkami, cały czas pękają sznurki. Biegałem dwie minuty, cały czas spodenki spadały i nie byłem w stanie kontynuować gry, musiałem jedną ręką je trzymać, co było bez sensu – mówił jako piłkarz Lecha po remisie 3:3 z Wisłą Kraków.

Idealnym dopełnieniem tej historii był moment, kiedy Wasilewski, już jako piłkarz Wisły Kraków, wstawił na Instagrama zdjęcie, na którym poprawia spodenki z dość ironizowanym podpisem: „Ojjjjjjjj czyżby znów problem ze spodenkami..”

Gorzki koniec nie zastąpił słodyczy 

A skoro już przy Wiśle jesteśmy, to tym ostatnim akcentem wypadałoby zakończyć. Bo wojownika poznaje się, owszem, czasami po jednej sytuacji i ciągu przyczynowo-skutkowym, ale w przypadku Wasilewskiego nie była to jedynie ta kontuzja i seria zdarzeń zaraz po niej, ale cała jego dalsza, dziesięcioletnia kariera. Nie spędzona na peryferiach futbolu, wręcz przeciwnie. Zważywszy na okoliczności, była kompletna, konkretna. 

W Krakowie zapamiętają go z tego samego, z czego w poprzednich klubach. Walki, nieustępliwości, ale też z bramki zdobytej w Wielkich Derbach Krakowa, która waży dla kibiców Białej Gwiazdy więcej niż cokolwiek innego. Zmarnowany rzut karny w ostatnim meczu ubiegłego sezonu przeciwko Arce Gdynia niczego nie zmienił. Może tylko trochę zgorzkniał smak chwili, ale całokształtu nie zamazał. Wasilewski był, jest i będzie symbolem piłkarza nieustępliwego, któremu należy się szacunek.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się