Autor zdjęcia: Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Cała: Jak Brzęczek nie pozwolił się pokochać i dlaczego głównym winnym jest… Boniek [KOMENTARZ]
To były bardzo przykre dwa tygodnie z kadrą. Mecze z Ukrainą, Włochami i Holandią w mniejszym lub większym stopniu unaoczniły, że reprezentacji granie w piłkę idzie mocno średnio, za to zmęczyć oraz skłócić potrafi nas nie gorzej niż partie rządzące.
Nie cierpię narracji, w której próbuje się każdą krytykę zrównywać z hejtem, ludzi narzekających na coś zrównywać z wiecznymi malkontentami, którzy mają smutne życie i jedyne, czego chcą to kogoś kopać. To bzdurne, kompletnie bezzasadne podejście, prowadzące w krótkim czasie do syndromu okopanej twierdzy.
Nie cierpię też minimalizmu i rozkładania bezradnie rąk na zasadzie “no ale przecież jest jak jest i trzeba się z tym pogodzić, lepiej nie będzie, bo niby jak?”.
Mam wrażenie, że przez ostatni czas Zbigniew Boniek, Jerzy Brzęczek czy np. Marek Koźmiński, ale i wielu dziennikarzy oraz fachowców chce nas przekonać, że nie ma się co spodziewać lepszych wyników oraz gry z mocnymi rywalami, bo są mocniejsi. Ja się z tym zgadzam, bo trudno też z tym polemizować. Nie zgadzam się natomiast z tym, że w czterech meczach z Włochami oraz Holandią tej jesieni, tylko w jednym z nich tworzyliśmy cokolwiek sensownego w ataku. Nie umiem pogodzić się z tym, jak wyglądała taktyka na te spotkania.
Brzęczek jako trener kadry nie pozwolił się pokochać i wcale nie chodzi tutaj o przypadłość do kuriozalnych wypowiedzi, takich troszeczkę niefortunnych. Mało kto by mu to pamiętał, gdyby prowadzona przez niego reprezentacja grała w piłkę z pasją, polotem, próbowała kreować, wykorzystywała do maksimum potencjał i umiejętności poszczególnych zawodników. Czy tak jest? Pozwolę sobie mieć wątpliwości, potężne.
mecze z topowymi drużynami. Brzęczek (2 x Włochy,2 x Holandia) vs Nawałka (3 x Niemcy, 1 x Portugalia).
— Marek Wawrzynowski (@M_Wawrzynowski) November 20, 2020
Strzały: 17:46, celne 4:16.
Albo nie, nie ma się co bawić w konwenanse - kadra grała jesienią w poważniejszych meczach futbol tak bardzo ubogi, brzydki, że nie sposób było to oglądać bez zgagi.
Mam dość ciągłego mówienia, że nie da się grać lepiej, ładniej, skuteczniej. Tego pogodzenia się z miernotą. Ewidentnie ma tego też dość Robert Lewandowski. Tymczasem część osób wciąż próbuje nam wciskać, że inaczej być nie może, bo jesteśmy słabi. A za wczesnego Beenhakkera czy w szczytowym okresie Nawałki stawaliśmy się nagle potęgą? Nie, nic takiego. Natomiast oczekiwaliśmy na mecze tych reprezentacji, budziły one przez długi czas pozytywne emocje, naturalną, fajną energię. Kreowały bohaterów, kreowały ciekawe historie, dawały nadzieję na udany start w dużej imprezie.
Czy przez dwa lata kadra Brzęczka dała nam cokolwiek z tego, gdy odliczymy mecze z rywalami w drugim składzie, w meczach towarzyskich? Pytanie retoryczne.
Ale to, że nie mamy entuzjazmu związanego z kadrą, że reprezentacja prowadzona przez Brzęczka tak wielu kibiców doprowadza do szewskiej pasji, to zasługa widzimisię prezesa Zbigniewa Bońka. To on wybrał trenera Wisły Płock na najważniejsze stanowisko w polskiej piłce. Wsadził w trzy razy za duże buty faceta, któremu brakuje doświadczenia, autorytetu, odwagi. I nie można się Brzęczkowi dziwić, że on to wyzwanie podjął - świetne pieniądze, ogromny prestiż, życiowa szansa. Ejże, każdy z nas by taką szansę chciał wykorzystać.
Chcieć a móc, chcieć a umieć - to ogromna różnica. I waląc w Brzęczka nie zapominajmy o tym, że to nie on sam w te buty się wsadził. Nie zapominajmy też jednak być szczerzy w ocenach i uczuciach, emocjach. Bo jeśli mecze kadry do końca przestaną je wzbudzać, to w zasadzie niewiele nam już z tej piłki zostanie jako kibicom.
Bo jeśli mamy czekać na mecze z mocnymi bez żadnej nadziei, że a nuż jednak wypali, coś się uda, że piłkarze kadry będą mieli pomysł na zminimalizowanie swoich braków, to już lepiej chyba iść w tym czasie na grzyby albo na basen. Mam przykre wrażenie, że jesteśmy tego momentu już całkiem blisko.