Autor zdjęcia: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Beniaminek z genem Ojrzyńskiego i stemplem jakości Forsella. Zagłębie 2:2 Stal
Jeśli kibice Stali Mielec mieli wątpliwości odnośnie tego, czy Leszek Ojrzyński jest w stanie natychmiast odmienić oblicze swojego zespołu, to po meczu w Lubinie otrzymali konkretną odpowiedź.
Normalny kibic, oglądając ten mecz mógł być mocno zdziwiony. Faworytem tego pojedynku było bowiem Zagłębie Lubin, ale drużyna Martina Seveli w ogóle nie zagrała jak zespół, który chce beniaminka odprawić z kwitkiem. Co więcej, wszystko w tym starciu było zależne od postawy zespołu Leszka Ojrzyńskiego.
O co nam chodzi? Mianowicie o fakt, że w tych momentach, kiedy Stal odważnie zaatakowała rywala, potrafiła mu się postawić, to Miedziowi byli praktycznie bezradni, do tego mieli spore problemy w defensywie. Zresztą trzeba przyznać, że Zagłębie wielu pięknych akcji też sobie nie stworzyło. W pamięci zapadły nam dwie: ta bramkowa Chodyny, kiedy przepięknym podaniem popisał się Poręba oraz dogranie Szysza do Starzyńskiego, który w końcówce meczu fatalnie spudłował. A w pozostałych przypadkach? Ameryki nie odkryjemy: lubinianie byli mocni w stałych fragmentach gry.
Zmiana na stanowisku trenera Stali mocno komentowano w mediach, głównie z powodu absurdalnych tłumaczeń osób zarządzających klubem, ale jedno trzeba przyznać: beniaminek inaczej wyglądał na boisku i już w debiucie zapunktował. W tytule napisaliśmy o widocznym genie Leszka Ojrzyńskiego, bo mielczanie w końcu zagrali z przekonaniem o własnych umiejętnościach. Od pierwszego gwizdka przyjezdni grali wysokim pressingiem, czym zaskoczyli Zagłębie. Goście nie tylko próbowali zmusić przeciwnika do błędu, ale po stracie przez nich piłki wyprowadzali ataki. I dzięki tej odwadze mieli swoje sytuacje.
Miedziowi w pierwszej połowie potrafili jeszcze wygrać tę próbę sił i po początkowych akcjach mielczan dwukrotnie wykorzystali błąd w ustawieniu obrony przeciwnika. Po trafieniu Chodyny Stal błyskawicznie zgasła w oczach, absurdalna pomyłka Żyry i Matrasa przy bramce Balicia doprowadziła do sytuacji, w której drużyna Ojrzyńskiego miała dwie opcje: albo wystawiłaby się na ostrzał Zagłębia, albo pokazała charakter i groźnie zaatakowała. W ogóle najlepiej podziałałby gol i ku zdumieniu lubinian on padł, po pięknym uderzeniu Domańskiego, który wykorzystał błąd Ratajczyka.
Chociaż bramka pomocnika Stali padła w 37. minucie i trudno nazwać ją takim klasycznym trafieniem do szatni, to bez dwóch zdań ustawiła ona trenerowi Ojrzyńskiemu rozmowę ze swoimi piłkarzami. Jego piłkarze po zmianie stron wyglądali jakby najedli się surowego mięsa, bo od samego początku jeździli na tyłkach niczym słynna kielecka „banda świrów”. Taka gra niesie za sobą ryzyko i już w pierwszej akcji z boiska mógł wylecieć Żyro (po konsultacji VAR sędzia Stefański oszczędził obrońcę, ale margines błędu był bardzo mały). Niemniej na rywala działało to bardzo destrukcyjnie, bowiem wiele prób ataku pozycyjnego przerywanych było już na połowie Zagłębia lub daleko od pola karnego Strączka.
I to również działało na korzyść lubinian, bo w momencie, kiedy Miedziowi się frustrowali, to przyjezdni budowali swoją pewność siebie, odważniej nacierali na bramkę Hładuna, a wprowadzenie Tomczyka i Forsella po przerwie sprawiło, że z przodu w końcu pojawiła się jakość. I Fin przepięknym uderzeniem z rzutu wolnego nagrodził ambitną postawę swoich kolegów.
Dobrego nastawienia nie możemy odmówić również Zagłębiu, ale problem polega na tym, że trener Ojrzyński wybił dzisiaj piłkarzom Seveli większość jego atutów. Jasne, w pierwszej połowie gospodarze mieli swoje stałe fragmenty gry, ale tylko jeden potrafili zamienić na bramkę. Po przerwie Stal lepiej kryła przy rzutach rożnych, zabezpieczała skrzydła i to o czym już poniekąd napisaliśmy: miała Tomczyka o Forsella, którzy potrafili odciążyć defensywę.
Trener Sevela kilka spraw musi sobie poważnie przemyśleć. To nie pierwszy już raz, kiedy Zagłębie wypuściło z rąk korzystny rezultat. Z Lechią ostatecznie zremisowało po tym jak prowadziło po bramce Guldana. Z Legią na Łazienkowskiej przegrało, chociaż przed przerwą udało się doprowadzić do remisu. Druga kwestia to forma napastników, których w dalszym ciągu muszą wyręczać obrońcy. Nie chcemy niczego przesądzać, ale grając w ten sposób o puchary może być ciężko.
Zagłębie Lubin – Stal Mielec 2:2 (2:1)
1:0 – Chodyna 17’ asysta Poręba
2:0 – Balić 34’ Balić asysta Guldan
2:1 – Domański 37’
2:2 – Forsell 50’
Zagłębie: Hładun (5) – Chodyna (7), Simić (4), Guldan (6), Balić (5) – Poręba (6), Żubrowski (3) (66’ Baszkirow – 4) – Szysz (3), Starzyński (4), Ratajczyk (2) (65’ Bednarczyk – 3) – Mraz (2) (81’ Sirk – bez oceny).
Stal: Strączek (5) – Kościelny (3), Chorbadzijski (6) (81’ Sus – bez oceny), Żyro (5), Flis (4) – Tomasiewicz (6), Matras (4), Domański (6) – Mak (4) (67’ Wróbel – 4), Prokić (2) (46’ Forsell – 7) – Zjawiński (2) (46’ Tomczyk – 5)
Sędzia: Daniel Stefański
Ocena 2X45: 3.
Żółte kartki: Simić – Mak, Żyro, Wróbel
Gracz meczu: Petteri Forsell