Autor zdjęcia: Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Tradycyjnie o tej porze – jak Legia wrzucała piąty bieg?
Najlepszy termin rywalizacji z Legią? Zdecydowanie początek rozgrywek, dopóki warszawianie nie wrzucą piątego biegu. Później ta sztuka robi się naprawdę trudna.
Na początku jednak warszawianom niemal zawsze przytrafia im się wpadka w eliminacjach do europejskich pucharów, zazwyczaj dochodzi wówczas do zmiany trenera. Kto wtedy rywalizuje z Legią, jest w zasadzie na wygranej pozycji. Im jednak runda jesienna trwa dłużej, tym stołeczny zespół odzyskuje swój rytm. Nie wróży to więc dobrze w dzisiejszej rywalizacji z Cracovią.
Do połowy września mistrzowie Polski prezentowali huśtawkową formę: z czterech meczów dwa przegrywając i dwa wygrywając. Nie wszyscy nowi piłkarze w pełni zaaklimatyzowali się przy Łazienkowskiej, drużyna zaczynała się już męczyć pod wodzą Vukovicia. Od klęski z Górnikiem jednak coś przeskoczyło w głowach graczy Legii i od tego czasu, z pięciu spotkań, wygrali aż cztery. Błędem byłoby łączyć marsz warszawian w górę tabeli ze zmianą szkoleniowca, wszak to za rządów Czesława Michniewicza Legia dostała już srogie baty np. od Karabachu. Przegrała również bój z Cracovią o Superpuchar Polski. Niemniej wydaje się, że później rzeczywiście nadszedł ten moment, gdy warszawianie wrócili na właściwe tory. Czyli takie, gdy utraty punktów będą wyjątkami od zwycięstw, a nie odwrotnie.
Tak zresztą było w zeszłym sezonie. Do kampanii 2019/2020 Legia przystępowała podrażniona niespodziewaną utratą tytułu mistrza Polski na rzecz Piasta. Trzeba jednak przyznać, że początkowo wybrała osobliwy sposób walki o odzyskanie prymatu. W pierwszych 11 kolejkach nie wygrała aż 6 spotkań, przez co wypadła nawet poza mistrzowską ósemkę. Przełomowy był mecz z Lechem w 12. kolejce, wygrany 2:1 w dramatycznych okolicznościach. Do końca roku, piłkarze Vukovicia wygrali jeszcze sześciokrotnie (w tym 7:0 z Wisłą Kraków, 5:1 z Górnikiem Zabrze i 4:0 z Koroną Kielce). Oczywiście, z dolnych rejonów tabeli, stołeczni w błyskawicznym tempie zdołali dostać się na sam szczyt Ekstraklasy.
Jeszcze gorszy był początek jesieni 2017. To właśnie wtedy rozpoczęła się, trwająca aż po dziś dzień, niemoc Legii w walce o fazę grupową europejskich pucharów. Choć wówczas kibice byli w szoku, widząc, że mistrzowie Polski nie są sobie w stanie poradzić z Astaną i Sheriffem w eliminacjach. Jednak uważnie analizując jej wyniki w Ekstraklasie, to po prostu nie mogło się udać. Z 11 meczów Wojskowi nie wygrali aż pięciu, za co posadą zapłacił Jacek Magiera. Romeo Jozak zaczął najgorzej jak mógł (od klęski z Lechem 0:3), ale w kolejnych dziesięciu spotkaniach poprowadził Legionistów do siedmiu wygranych.
CRACOVIA CZY LEGIA - KTO WYGRA W HICIE 10. KOLEJKI EKSTRAKLASY? ZAREJESTRUJ SIĘ W BETSAFE, SPRAWDŹ OFERTĘ I OBSTAW!
No i wisienka na torcie, czyli jesień 2016. Wtedy nastąpił tak długo wyczekiwany powrót Legii na salony Ligi Mistrzów. Wydawać się mogło, że szkoleniowiec, który tego dokona, na zawsze znajdzie się w „Hall of fame” klubu przy ulicy Łazienkowskiej. Tymczasem nic tak nie ucieszyło warszawskich sympatyków jak zwolnienie Besnika Hasiego. Bo u progu sezonu 2016/2017 Legie były dwie. Jedna, konsekwentnie pokonująca kolejne szczeble eliminacji Champions League. Druga raz po raz kompromitowała się w Ekstraklasie. Legię lał wówczas kto chciał, w tym Górnik Łęczna, Arka czy Termalica.
– Przegraliśmy Puchar i Superpuchar. Ucieka nam liga. Kurwa, przepraszam za wyrażenie, ale obudźmy się w końcu! Inaczej wszystko nam ucieknie – irytował się przed kamerami Arkadiusz Malarz. Po dziewięciu grach Legia miała na swoim koncie zaledwie dziewięć punktów i traciła już dziesięć oczek do liderującego tria: Bruk-Bet, Jagiellonia, Lechia. Włodarze Legii nie mogli dłużej znieść tej padaki i podziękowali Hasiemu za współpracę. W kolejnym meczu z Wisłą Kraków (0:0), Wojskowymi dowodził tymczasowo Aleksandar Vuković, zaś później nowym trenerem został Jacek Magiera. Ten w mig odmienił oblicze Legii. Bilans mistrzów Polski do końca roku wynosił osiem wygranych, jeden remis i jedna porażka. Stołeczni znów zatem liczyli się w walce o tytuł.
***
W obecnym sezonie zatem realizuje się ten sam scenariusz - słaby początek, a później odjazd reszcie stawki. Chyba, że Cracovia będzie w stanie zaburzyć tę nową, świecką tradycję.