Autor zdjęcia: Futbolespanol.pl
Gaizka Garitano i jego prywatna kotwica, której nie chce się pozbyć. Tak jak kibice Athleticu jego...
Miała być Liga Europy, a jest prawie strefa spadkowa. W walce z kryzysem najpierw trzeba pozbyć się czarnych owiec, a na największą z nich wyrósł trener Gaizka Garitano.
Dramatyczna końcówka ubiegłej kampanii stała się prorocza. Wyniki sportowe nie mogą zadowalać, chociaż znajdzie się i promyk nadziei, który trzyma przy życiu. Finał Pucharu Króla - tak, ten, którego wciąż nie udało się rozegrać. Niemniej jednak to zbyt mało by rozgonić ciemne chmury znad San Mames. Po miażdżącej klęsce 0:4 z Granadą w minionym sezonie, wyciągnięto brudy. Jednym zarzucano nietaktowne zachowanie, odnoszące się do zabawy w kasynie mimo pandemii. Innym, że zamiast stawić się na pierwszym treningu, wciąż leżali pod palmami. Garitano przestał panować nad szatnią i to musiało się zemścić.
Athletic na inaugurację ponownie przegrał z Granadą, za co oberwało się szkoleniowcowi. Udało się zwyciężyć natomiast w derbach z Eibarem. Właściwie zwycięstwo na Ipurui przeszło bez większego echa. Głównie dlatego, że zespół z Bilbao ostatni raz z w starciu Rusznikarzami poległ pięć lat temu. Od tego czasu jednak Athletic przegrał cztery razy w sześciu meczach.
Wątpliwości względem Garitano
- Przeciągamy tę złą passę od kilku miesięcy. Gaizka Garitano nie robi zbyt wiele, by to zmienić. Nie wprowadza żadnych modernizacji, aby zespół grał inaczej. Przede wszystkim skuteczniej - mówi nam Luis Maria Vivanco, dziennikarz „TeleBilbao” oraz socio Athleticu od ponad 26 lat.
Pozycja trenera jest bardziej kwestionowana niż kiedykolwiek. 45-latek pobił niechlubny rekord, przegrywając kolejno cztery razy z rzędu na San Mames – pierwszy raz od 123 lat! Kibice już stracili nadzieję na poprawę i chyba tylko zarząd wciąż liczy, że Garitano będzie w stanie wyprowadzić zespół na prostą. Trochę z powodu sympatii, bo to przecież Bask, swój chłop, dwa lata temu uratował klub przed spadkiem. To również on później włączył się do walki o Europę. Z drugiej strony natomiast, patrząc bardziej pragmatycznie, zwolnienie Garitano kosztowałoby aż 4 miliony euro. To wystarczający hamulec, by do tematu podejść z większym spokojem. Większym niż kibice, którzy nie mają żadnych wątpliwości, co do przyszłości trenera.
- Fani hucznie domagają się większej ilości minut dla młodych graczy, którzy mogą coś zmienić. Moje wsparcie dla Gaizki skończyło się już dawno temu, ponieważ nie podoba mi się jego sposób patrzenia na futbol. Kiedy przybył do Bilbao uratował zespół, pokazał się z dobrej strony, ale z czasem zaczął żyć przeszłością. Dziś jest jego kotwicą, a on sam nie chce się jej pozbyć - tłumaczy Vivanco.
Zdecydowanie chłodniej do całej sytuacji podchodzą piłkarze. Jako pierwszy w obronie Gaizki stanął Yeray, który uważa, że zespół potrzebuje zmian, ale niekoniecznie kadrowych. - Mamy pełne zaufanie do trenera. Wyciągnął nas z miejsca, w którym byliśmy, kiedy z Bilbao wyjeżdżał Berizzo. W ciągu dwóch lat postawił nas na nogi, zahaczyliśmy o Europę i znaleźliśmy się w finale Pucharu Króla. Może teraz nie gramy najpiękniejszego futbolu, ale wiemy, że wciąż potrafimy wygrywać.
Wiele planów, niewiele konsekwencji
Athletic bez wątpienia potrzebował świeżych nazwisk. Ludzi, którzy będą w stanie pozytywnie wpłynąć na wyniki zespołu przy jednoczesnej walce z trudną sytuacją finansową. Brak kibiców na stadionie doprowadził do tego, że Athletic stracił 20 mln euro!
W hiszpańskiej prasie regularnie pojawiały się dwa nazwiska - Javi Martinez i Fernando Llorente, których przedstawiać nie trzeba Negocjacje z Bayernem trwały długo i mimo wstępnego porozumienia z bawarskim klubem problemem okazała się gaża zawodnika. Fiasko. W przypadku drugiego z wymienionych zabrakło konsekwencji. Jak początkowo stwierdził dyrektor sportowy Rafael Alkorta - to zawodnicy zainicjowali kontakt z Llorente. Zarząd nie do końca był przekonany. Później z tych słów błyskawicznie się wycofał, bo tajemnicą poliszynela jest, że za Fernando w Bilbao od lat ciągnie się zła sława
OBSTAWIAJ MECZE LIGI HISZPAŃSKIEJ U NASZEGO PARTNERA BETSAFE!
Alkorta nie miał z kolei wątpliwości, że kogoś do Athleticu trzeba było ściągnąć, aby dodać ekipie świeżości Padło na Alexa Berenguera, który kosztował Los Leones 10,5 mln euro. Alkorta wyciągając 25-latka z Torino, spróbował kupić więcej zaufania. Berenguer miał wnieść pierwiastek kreatywności we współpracy z Muniainem, tym samym odciążając od głębokiej gry napastników, a w szczególności Inakiego Williamsa. Zawodnik urodzony w Pampelunie dał się polubić już w meczu z Levante, notując asystę przy bramce Garcii. Do zespołu wszedł śmiało, ale to wciąż zbyt mało, by myśleć o gruntownych zmianach.
- Berenguer gra nieźle, ale myślę, że aktualnie potrzebny jest ktoś bliżej środkowej strefy. Jeśli natomiast miałby to być piłkarz z naszej akademii, to na pewno będzie wspierany. Myślę, że młodość i świeżość w tej chwili może wiele wnieść do zespołu - twierdzi Luis Maria Vivanco.
Młodzi czekają na swoją szansę
Klub, a zwłaszcza jego kibice, pokładają duże nadzieje w młodych talentach z akademii. Mają ku temu powody. Chociaż w szeregach młodzieżówek roi się od talentów, tak o dwóch nazwiskach wspomina się najczęściej. Mowa o Nico Serrano i Nicholasie Williamsie.
- Od czasu do czasu pojawiają się na treningach pierwszej drużyny. Widać, że z tygodnia na tydzień są dojrzalsi. Myślę, że wkrótce przyjdzie na nich czas i zostaną włączeni do pierwszej kadry. Ostatnio naprawdę solidnie wyglądali w meczu z Portugalete na trzecim poziomie rozgrywkowym. Rezerwy Athleticu wygrały, a Nicholas zdobył jedną z bramek. Widać, że będą przyszłością - opowiada nasz rozmówca.
Obaj stanowią ważny element zespołu Joseby Etxeberrii. Serrano to przede wszystkim typ przywódcy. Zawodnik, który nie musi świecić liczbami, bo wykręcanie tych to obowiązek jego kolegów z drużyny. Chociaż oczywiście jako rozgrywający mógłby od czasu do czasu coś dorzucić. Natomiast młodszy z braci Williams to skrzydłowy, aczkolwiek w zespołach młodzieżowych często sprawdzany również na dziewiątce. Zwinny, lubujący się w dryblingu, ale i dobrze wyglądający bez piłki. Brzmi znajomo, prawda?
- Ma wiele cech brata, ale także inne. Jest przede wszystkim bardzo szybki, znakomicie czuje się w pojedynkach bezpośrednich, częściej też wchodzi w drybling niż Inaki i jest bardziej przyklejony bocznej strefy boiska. W mojej opinii ma spory potencjał, nawet większy niż Inaki. Na pewno mierzy wyżej - uważa Vivanco.
Tak jak Inaki, mimo sporych gabarytów, może pochwalić się z ponadprzeciętnym przyśpieszeniem. Jak twierdzi jego brat, to czego mu brakuje, to głównie spokój.
- Nico potrafi więcej niż ja w jego wieku, chociaż prawdą jest, że brakuje mu tego głodu i pragnienia podbicia świata. Żyliśmy w różnych okolicznościach, ale za każdym razem, gdy się widzimy, czuję że jest dojrzalszy - dowodził Inaki tuż po tym, gdy klub włączył Nico do Juvenilu A.
Wóz albo przewóz
Po rozczarowująej porażce z Realem Valladolid Garitano został wezwany na nadzwyczajne rozmowy z zarządem. Coraz częściej pojawiają się głosy, iż porażka z Betisem lub Getafe będzie kosztować Baska posadę.
- Jeśli coś nie wyjdzie, to zwolnienie go byłoby posunięciem najbardziej logicznym i racjonalnym. Nawet gdy ma spore wsparcie zarządu, to jeśli nic się nie zmieni, jego kontrakt będzie rozwiązany. Zwycięstwo z Sevillą dało mu zaledwie niewielki margines błędu. Dla mnie to tylko 20 minut gry, które zaowocowały trzema punktami. Fartowne. Prawdziwym przełomem byłoby zdobycie kompletu w czterech, pięciu meczach z rzędu. Przede wszystkim kibice mogliby w końcu być zadowoleni, jeśli zespół zacząłby ewoluować, a młodzi dostaliby znacznie więcej czasu. Mecz z Sevillą to głównie 70 minut bezbarwnej, płaskiej gry z pięknym finiszem - mówi Luis Maria Vivanco.
Klub już zaczął poszukiwania następcy. Pojawiło się wiele nazwisk. - Ernesto Valverde to tylko uliczna plotka, nie ma żadnego pokrycia. Etxeberria świetnie radzi sobie z rezerwami, ale nie sądzę, żeby w niego celował klub. Myślę, że nie ma nikogo wewnątrz, a następcą powinien być ktoś z zagranicy - dodaje nasz rozmówca. Hiszpański dziennikarz wskazał tym samym, iż klub tym razem zwróci się w kierunku wyrobionej marki. Człowieka, który będzie w stanie przywrócić wolę walki o każdy centymetr boiska.
O kim spekuluje prasa? Mówi sie przede wszystkim o Marcelino, który mimo nietypowego pożegnania z Valencią generalnie ma w Hiszpanii doskonałą opinię. Na liście pojawił się także Roberto Moreno, czyli były selekcjoner “La Roja” oraz eks-trener AS Monaco. Stawkę uzupełnił Abelardo, który po opuszczeniu Espanyolu wciąż pozostaje bez pracy. O ile kandydatów nie brakuje, tak konkretów ciągle brak.
Uratować ligę - tylko tyle i aż tyle
Lwy są blisko strefy spadkowej. Kryzys w Bilbao ma wielu ojców. Ten sportowy na pewno dotyczy siły defensywy oraz brak typowego napastnika. Snajpera, zapewniającego regularność. Inaki Williams w ośmiu meczach zdobył tylko dwie bramki. Raul Garcia, czyli najlepszy strzelec ubiegłego sezonu - ani jednej.
- Widać gołym okiem ubytki w ataku po odejściu na emeryturę Artiza Aduriza. Czuć brak typowej dziewiątki, bo Inaki Williams, czy Raul Garcia do takich nie należą. Nie są traktowani jako klasyczni napastnicy. Niemniej jednak prawda jest taka, że zespół gra bardzo nieporadnie, mozolnie, nie stwarzając zbyt wielu szans na zdobycie bramki. Jeśli nie dojdziesz do kilku kluczowych sytuacji, to wydaje się normalne, że bramki nie zdobędziesz - uzupełnia Vivanco.
Asier Villalibre czy Ander Capa również nie przypominają piłkarzy z ubiegłego sezonu. Znakiem zapytania wciąż wydaje się zgranie między Yeray Alvarezem a Inigo Martinezem. Szanse wykorzystują natomiast Sancet i Morcillo, choć drugi bywa zależny od partnerów. Kilka pozytywów wciąż da się znaleźć, mimo że jest nad czym pracować. Tylko... Od czego zacząć?