Autor zdjęcia: Damian Kosciesza / PressFocus
Kolejorz miał w tym meczu wszystko: szczęście, prowadzenie i rywala na deskach, a i tak to zepsuł. Standard 2:1 Lech
Nawet w Ekstraklasie nie wygra się meczu, grając w piłkę raptem przez kwadrans. A co dopiero w Lidze Europy! Lech zagrał kuriozalne spotkanie: po pierwszej fatalnej połowie grał w przewadze, zdobył bramkę, a i tak wszystko przegrał.
Drużyna z Wielkopolski już po pierwszej połowie powinna zwijać żagle i szykować się na powrót do domu. Standard Liege dobrze rozszyfrował Lecha i od samego początku grał bardzo ostro. Pressing Belgów skoncentrowany był na Tibie i Moderze, co przesądziło o braku jakichkolwiek okazji na rozegranie piłki, Kolejorz będący poza grą nie mógł korzystać ze swoich atutów na skrzydłach i w tej sytuacji był uzależniony od przeciwnika.
Lech jednak miał w tym okresie gry sporo szczęścia. Piłkarze Philippe Montaniera przed przerwą sprawiali wrażenie, jakby grali albo na wielkim luzie, albo na pół gwizdka. Gospodarze wykreowali sobie trzy znakomite sytuacje na zdobycie bramki i nie wykorzystali żadnej. Dobrze w tym momencie spisał się Bednarek, który każdą z tych sytuacji wybronił. Niemniej odnosimy wrażenie, że przeciwnicy mogli też przyłożyć się do swojej pracy.
Podobnie jak w przypadku sytuacji z końcówki, kiedy za bezsensowny faul z boiska wyleciał Obbi Oulare. Lepszego scenariusza Lechowi nie napisałby nawet Patryk Vega. Piłkarze Dariusza Żurawia przed przerwą prezentowali się żałośnie, a tu sam rywal wyciągnął do nich rękę. Klasowa drużyna zeszłaby na przerwę, ustaliła taktykę i po przerwie na pełnej kontroli wywiozła trzy punkty.
A co zrobił Lech? Grał według tego scenariusza tylko przez kwadrans. W 60. minucie pada bramka dla Kolejorza po bardzo dobrej współpracy Puchacza i Ishaka, ale od tego momentu poznaniacy się zatrzymują. Drużyna na europejskim poziomie, czyli taka jak Standard, a nie Lech, potrafi to wykorzystać nawet grając w 10. Bo my na miejscu drużyny Żurawia po strzelonym golu poszlibyśmy za ciosem, wykorzystując swoje największe atuty podwyższylibyśmy wynik i odesłali Belgów do szatni.
Kolejorz jednak zadowolił się tym jednobramkowym prowadzeniem, zmiany Montaniera nakręciły grę tej osłabionej drużyny, ruchy Żurawia natomiast nie pomogły (podobnie jak bezsensowny faul na drugą żółtą kartkę Crnomarkovicia), a wręcz przeszkodziły. Impulsu piłkarzom na pewno nie dały, do tego Satka był zamieszany w zwycięską bramkę Standardu.
A no tak, gol Laifisa. Nie zgadniecie państwo w jakim momencie meczu Lech dał sobie odebrać remis. Dokładnie tak, w doliczonym czasie gry. W ciągu tych ostatnich czterech dni w polskich mediach powstało pewnie z kilkadziesiąt artykułów odnośnie gry obrony Kolejorza i traconych bramek, dziennikarze wyciągnęli wnioski. Problem w tym, że o tym samym zapomnieli piłkarze.
Lech zatem wychodząc na drugą połowę był w sytuacji dziecka, które przychodzi na świat w rodzinie milionerów: miał świat u swych stóp, wystarczyło wyciągnąć rękę. Kolejorz jednak zamiast ten dar podnieść i wykorzystać, to o niego się wywrócił. Drużyna Żurawia zaprezentowała się żałośnie, jedyni piłkarze, którzy zasłużyli na pochwałę to Bednarek i Ishak. Obrona polskiej drużyny nie funkcjonowała, największa siła tej ekipy, czyli trójkąt Tiba-Moder-Ramirez grała, jakby zawodnicy poznali się wczoraj na lotnisku.
Oczywiście Kolejorzowi grało się trudniej po drugiej żółtej kartce dla Crnomarkovicia, bo przy wyrównanych siłach poznaniacy byli drużyną o kilka klas gorszą. Naszym zdaniem jednak Belgowie nawet w przewadze wydarliby trzy punkty. Gospodarze grali bowiem tak, jakby uczestniczyli w finale Ligi Mistrzów. A piłkarze Lecha? Cóż, ich postawa przypomniała nam te wszystkie kawały o wizytach u teściowej, które trzeba odbębnić, uniknąć kłótni i wrócić do domu.
To nie mogło się dobrze skończyć.
Standard Liege 2:1 Lech Poznań (0:0)
0:1 – Ishak 60’ asysta Puchacz
1:1 – Tapsoba 63’
2:1 – Laifis 90’ asysta Jans
Standard: Bodart – Fai, Dussenne, Laifis, Gavory (76’Jans) – Raskin (76’ Bastien), Bokadi (46’ Tapsoba), Cimirot – Lestienne (46’ Boljević), Oulare, Balikwisha (76’ Avenatti).
Lech: Bednarek – Butko, Rogne, Crnomarković, Puchacz – Skóraś (64’ Czerwiński), Tiba (78’ Marchwiński), Moder (78’ Satka), Sykora (64’ Kravets) – Ramirez – Ishak (83’ Kaczarawa).
Sędzia: Petr Ardeleanu (Czechy)
Żółte kartki: Oulare, Balikwisha, Raskin, Boljević – Crnomarković, Butko, Kravets
Czerwone kartki: Oulare (45’ za drugą żółtą), Crnomarković (74’ za drugą żółtą)