Autor zdjęcia: IPA/SIPA / PressFocus
Cała: Żegnaj Diego - najbardziej grzeszny z bogów [KOMENTARZ]
Urodziłem się na tyle wcześnie, by mieć okazję podziwiać kilka razy Diego w telewizji, ale na tyle późno, by załapać się już na zmierzch legendy. Nic nie szkodzi, bo legendy i mity bardzo często w największym stopniu rodzą się w naszej wyobraźni.
Strasznie mnie zawiódł w 1994 r., gdy wyleciał z kadry Argentyny podczas amerykańskiego, jakże wspaniałego przecież!, mundialu. Albiceleste mogli i powinni wtedy zajść wysoko, mając Batistutę w rewelacyjnej formie, wspaniałą pomoc z Redondo, Simeone i wchodzącym do wielkiej piłki, kompletnie niespełnionego Ortegą. Kapitanem był jednak on, miał skończyć swoją mistrzowską przygodę trzecim medalem Piłkarskich Mistrzostw Świata z rzędu, ale chciał tego tak bardzo, że aż wybrał drogę na skróty.
Lata wcześniej na osiedlowych boiskach, trzepakach, szkolnych betonowych placykach każdy chciał być Maradoną. Ale wśród kilkudziesięciu kopiących gałę chłopaków ten przydomek mógł mieć tylko jeden, siłą rzeczy był to więc albo ten najlepszy albo… najsprytniejszy, najcwańszy.
Kim był Maradona? Niskim, korpulentnym magikiem, który dotykając piłkę czynił czary. Był chłopakiem z nizin społecznych, ze slumsów, który natchnął wiarą, nadzieją najpierw cały naród argentyński, a potem miliony takich jak ja - dzieciaków, dla których piłka była całym światem, zaś wyprowadzenie swojej reprezentacji na mecz w roli kapitana jednym z tych marzeń, które mogły się ziścić tylko malutkiej garstce.
Rywale go kopali, szarpali, a on - najmniejszy, najbardziej osaczony - potrafił się wykaraskać z tych zasieków i poprowadzić swoje drużyny ku triumfowi. Był supermanem. Był jak bohater kreskówki albo komiksu.
Świat dziecięcych marzeń i ich symboli jest bardzo prosty. Inaczej działały media, inny był dostęp do informacji. Rozumiem ludzi, którzy uważają, że świętość Diego to wystawianie na ołtarze łotra, seksisty, homofoba, narkomana z gigantycznym przerostem ego i ogromnym talentem do pakowania się w kłopoty oraz koneksje z osobami, które należałoby wyrzucić poza nawias. Naprawdę rozumiem ich.
Rzecz w tym, że na boisku Maradona był czarodziejem i to ma znaczenie, to się utrwaliło w głowach milionów. Dziesiątek milionów ludzi na całym świecie.
Nigdy bym swojemu dziecku nie powiedział, żeby żył jak Maradona. Ale nie będę miał problemu, by powiedzieć, że był dla mnie bohaterem, idolem, kimś ponad. Z całym zbiorem wad, przywar. I przede wszystkim z zatrutą duszą, która łączyła marzenia, sny malucha ze slumsów Buenos Airos z rzeczywistym życiem popkulturowego herosa.
W pysznym dokumencie Asifa Kapadii “Diego Maradona” jest wzruszający moment, gdy Diego rozmawia ze swoją mamą po zdobyciu w Meksyku mundialowego złota. Król Argentyny, król Neapolu, ba - wtedy po prostu piłkarski król świata - usłyszał od łkającej rodzicielki: odpocznij, wyśpij się.
Teraz w końcu Maradona odpocznie za wszystkie czasy. Ikona biedoty. Symbol wszystkich ludzkich przywar i talentów. Najwyższy z najniższych. Największy ze słabych. Najbardziej grzeszny z bogów.