Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Krzysztof Dzierzawa / PressFocus

Roginić w poszukiwaniu stabilizacji. Drugi występ w pojedynkę wyjdzie lepiej?

Autor: Maciej Golec
2020-11-28 14:30:55

Paradoksem można nazwać fakt, że akurat w momencie, w którym na boisku pierwszy raz zabrakło najskuteczniejszego strzelca Podbeskidzia Kamila Bilińskiego, Górale przełamali się i wygrali drugi raz w tym sezonie. W Bielsku-Białej wciąż jednak czekają na powrót stabilnego Marko Roginicia.

Wydawać by się mogło, że absencja Bilińskiego w meczu z Zagłębiem to najlepszy prezent, jaki przytrafił się Roginiciowi. Wreszcie mógł skupić całą uwagę na sobie, wyjść z cienia skuteczniejszego kolegi i samemu udowodnić po raz drugi swoją wartość. Ale tym razem czapką przykryli go Ubbink i Marzec. Oczywiście, nie ma co się obrażać na zwycięstwo swojej drużyny, ale na siebie za to, że miało się w nim znikomy udział już jak najbardziej można. Jedno celne prostopadłe podanie przy wyniku 2:1 i zagranie po którym Maksymilian Sitek wywalczył rzut karny, którego Sierpina nie wykorzystał są bardzo naciąganymi osiągnięciami.

Napisaliśmy, że miał szansę drugi raz udowodnić swoją wartość, bo udało mu się to już w poprzednim sezonie. Pół roku po transferze do Bielska-Białej odpalił i był jedną z istotniejszych postaci, dzięki której Podbeskidzie gra w ogóle teraz w Ekstraklasie. Był drugim strzelcem zespołu na zapleczu z 11 golami na koncie, ale za to najlepszym jeśli chodzi o klasyfikację kanadyjską. Dodać musimy zatem jeszcze 7 asyst. Dorobek pokaźny.

Zresztą, obecny sezon jest pełen paradoksów i zdarzeń, które kłócą się z tym, co widzieliśmy jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Karol Danielak, Mateusz Marzec i Marko Roginić, czyli trzech najskuteczniejszych zawodników z Fortuna I ligi (łącznie 35 goli w sezonie) mają obecnie w sumie o trzy bramki w Ekstraklasie mniej (dwie) niż Kamil Biliński (pięć), który wiosną tego roku – gdy beniaminek wywalczył awans – strzelił tylko dwa gole w 12 spotkaniach. Jest to jakaś nadzieja statystyczna dla Roginicia, który miał słaby początek ubiegłego roku, tak jak obecnych rozgrywek, kiedy musiał dodatkowo leczyć kontuzję, przez którą pauzował jeszcze w pierwszych trzech spotkaniach.

Przed meczem z Zagłębiem Lubin trener Krzysztof Brede powiedział między wierszami, że chciałby grać dwójką napastników.

- Chcemy grać ofensywnie i znaleźć sposób na PKO Ekstraklasę. Szukamy odpowiedniego bronienia przed przeciwnikiem i szukamy rozwiązań. Kamil Biliński zdobył 5 bramek, Marko Roginić daje też bardzo dużo drużynie w ataku i w obronie, potrafiąc stworzyć kolegom akcje. On potrafi wiązać środkowych obrońców i jest bardzo szybki, a Kamil to inteligentny zawodnik potrafiący się wycofać i wyjść do prostopadłej piłki. Ich współpraca może być bardzo dobra, bo potrafią grać na dużej intensywności. 

Wiele wskazuje jednak na to, że dzisiaj ze Śląskiem Kamil Biliński wciąż nie będzie do dyspozycji przez kontuzję. I mimo że można wywnioskować, iż Krzysztof Brede ufa Roginiciowi i go ceni, to po prostu jemu samemu pierwsza bramka w tym sezonie albo ukoronowany jakąkolwiek liczbą dobry występ zrobiłyby dobrze i z pewnością podziałały motywująco. Nie jest przecież tak, że Chorwat non-stop grał padakę, choćby w spotkaniu z Pogonią, kiedy ta współpraca z Bilińskim już się układała co najmniej przyzwoicie, widać było efekty. Roginić asystował przy golu Polaka i sam nieźle wkręcił Benedikta Zecha w ziemię przy okazji jednej indywidualnej akcji. Błysnęło mu światełko z poprzedniego sezonu, ale tej skuteczności ciągle brakuje.

Natomiast, żeby współpraca obu napastników zadziałała i przyniosła korzyści, Podbeskidzie musi popracować na ofensywą generalnie, całościowo. Bo napastnicy bez dogranych piłek są tylko na wpół sprawni. Bazując na EkstraStats, tylko Stal i Warta mają mniejszą średnią liczbę strzałów na bramkę na mecz niż Podbeskidzie, z kolei w stworzonych sytuacjach górale wyprzedzają jedynie Zagłębie Lubin i – ponownie – Wartę. Znamienne, że mają tym samym największy procent skuteczności w ich wykańczaniu (ponad 53%), co znaczy, że to nie w napastnikach tkwi największy problem.

Podbeskidzie nie wygrało u siebie ze Śląskiem od sezonu 2007/2008, kiedy w pierwszej kolejce II ligi (czyli dzisiejszej I ligi) Martin Matus, Dariusz Kołodziej i Rafał Jarosz rozmontowali wrocławian, w których grał jeszcze między innymi Dariusz Sztylka, czyli obecny dyrektor sportowy. Zamierzchłe czasy, ale na pewno beniaminek chciałby do nich nawiązać – nie tylko wynikiem samego spotkania, ale też drugą najszczelniejszą defensywą i skutecznością w ligowym czubie. Na razie to czyste science fiction, ale niech próbują, bo co innego robić? 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się