
Autor zdjęcia: Tomasz Folta / PressFocus
No i co z tego, że wreszcie fajnie grali, skoro skończyło się jak zwykle? Podbeskidzie 0:2 Śląsk
Jakimś cudem Górale jeszcze nie znaleźli się na dnie Ekstraklasy, chociaż właśnie zakończył się kolejny mecz, po którym jasno możemy powiedzieć – to jest zdecydowanie najsłabsza ekipa tej ligi.
Jak już wspomnieliśmy w tytule podopieczni Krzysztofa Brede przez większą część dzisiejszego starcia wyglądali naprawdę obiecująco. Wystarczy rzucić okiem w statystyki:
• 62% do 38 posiadania piłki na korzyść gospodarzy
• 9 do 4 w sytuacjach bramkowych, a był taki moment, kiedy ta statystyka miała się jak 7 do 1
• 9 do 2 rożnych
• 1 trudniejsza interwencja bramkarza względem 5 Putnocky’ego
Tylko w tej najważniejszej skończyło się jak zwykle, czyli dwiema sztukami w plecy. I to takimi na własne życzenie. O czym myślał Danielak, gdy w 4. minucie zbyt lekko podawał do kolegi pod swoim polem karnym? Najbardziej tęgie umysły tego wszechświata nie ogarniają. Za chwilę futbolówkę przejął Exposito, dograł ją do Picha, a ten znalazłszy się między trzema rywalami dostawił nogę i pozamiatał. W drugiej połowie zaś Stiglec dośrodkował wprost na głowę Gacha, a ten wybijał tak niefortunnie, że w zasadzie podał do Zylli. Łup i 2:0. Dziękujemy, można się rozejść.
Po tej 66. minucie, gdy Marcel dał Wojskowym drugie trafienie – swoją drogą Lavicka miał niezłego nosa wprowadzając go za Praszelika chwilę wcześniej – z Podbeskidzia zeszło powietrze jak z wypuszczonego balona. Niby coś tam jeszcze próbowali pokombinować, ale już bez większego animuszu.
Wcześniej natomiast inicjatywa była w pełni po ich stronie, tyle że klasycznie nie zagrało kilka rzeczy. Przede wszystkim trudno zrozumieć manewr z Roginiciem na szpicy, który często schodził do boków. Brał się za to rozgrywanie na flance, nawet czasem dogrywał w pole karne, ale kto miał to kończyć, skoro jednocześnie jego, jedynego snajpera, nie było w szesnastce? To miałoby sens, gdyby występował u boku Bilińskiego, ale tak – bez sensu.
Po drugie – Mark Tamas oraz Lubambo Musonda. Ci dwaj znakomicie się dziś ustawiali i dzięki temu przechwytywali naprawdę mnóstwo piłek. Pierwszy z wymienionych zresztą, do spółki z Celebanem, dodatkowo zgarnął parę dośrodkowań, które Sierpina, Marzec, Sitek czy Danielak posyłali niemal na ślepo. Chociaż oddajmy pierwszemu z wymienionych, że raz mógł zupełnie zaskoczyć Putnocky’ego, skoro jego centrostrzał wylądował na poprzeczce.
Ta akcja była zdecydowanie najgroźniejszą ze strony Górali, co w sumie sporo mówi o ich skuteczności. Prawda to, iż parę razy poważnie wypróbowali refleks słowackiego golkipera, aczkolwiek żadna z tych sytuacji to nie była typowa setka. Raczej uderzenia z dystansu (próbowali Marzec, Rzuchowski czy Roginić) albo po indywidualnych, niekoniecznie przemyślanych szarżach poszczególnych graczy. W ten sposób sam sobie miejsce i czas wypracował Danielak, by potem rąbnąć wprost w bramkarza Śląska. O strzale Sitka z bliskiej odległości z grzeczności lepiej nie wspominać.
Lipa, co tu dużo mówić. Zaczynamy poważnie wątpić w pomysł Krzysztofa Brede na ten zespół w Ekstraklasie. Ba, częściej to wygląda tak, jakby jedynym planem Podbeskidzia była improwizacja. „Łukasz, Karol, Marko… Próbujcie” - mógłby im powiedzieć szkoleniowiec na odprawie. Oczywiście to taka hiperbola, nie posądzamy szkoleniowca Górali o taką prowizorkę. No ale skoro tak to wygląda z perspektywy osoby trzeciej, to sami rozumiecie, nie ma za co bić braw.
Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:2 Śląsk Wrocław
0:1 Pich 4’ (asysta Exposito)
0:2 Zylla 66’
Podbeskidzie: Pesković (5) – Danielak (3), Komor (4), Rundić (4), Gach (3) – Kocsis (5) (82’ Martin), Rzuchowski (4) (73’ Nowak 4) – Sitek (4) (82’ Gutowski), Marzec (3) (63’ Ubbik 4), Sierpina (4) (72’ Miakuszko 4) – Roginić (3)
Śląsk: Putnocky (7) – Musonda (5), Celeban (4), Tamas (6), Stiglec (4) – Mączyński (5) (90’ Makowski), Pałaszewski (4) – Pawłowski (4) (78’ Sobota), Praszelik (4) (63’ Zylla 6), Pich (6) (89’ Janasik)– Exposito (5) (77’ Piasecki)
Sędzia: Damian Sulikowski
Nota: 3
Piłkarz meczu: Matus Putnocky
Żółte kartki: Roginić, Martin – Celeban, Zylla, Musonda