Autor zdjęcia: Własne
Sobolewski walczy o posadę. Wojtyra na celowniku Górnika Zabrze. Schwarz: Uwielbiam styl Szymańskiego
Trzy ostatnie mecze w tym roku będą kluczowe dla przyszłości Radosława Sobolewskiego w Wiśle Płock. Lider klasyfikacji strzelców może trafić do Górnika, a Pordenone chce wykupić Musiolika po jego dobrych występach we Włoszech. Zapraszamy na sobotnią prasówkę!
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Michniewicz: Mamy kłopot w ataku, nie w obronie”
– Od początku mojego pobytu w Warszawie zdobyliśmy u siebie osiem bramek, a straciliśmy pięć – podsumowuje cztery ligowe występy w stolicy w roli trenera Legii Czesław Michniewicz. – Uważam, że nie mamy kłopotu w defensywie, tylko problem ze skutecznością z przodu. Według ekstrastats.pl drużyny grające przeciwko nam oddają najmniej strzałów na mecz: 9,09. Pod tym względem nie ma w lidze skuteczniejszego zespołu. Jeśli chodzi o największą liczbę uderzeń na bramkę, wyprzedza nas Lech (17,9, a my 16,45). Ze statystyk wynika, gdzie jest problem. We wszystkich spotkaniach rozegranych w Warszawie – z Zagłębiem, Śląskiem, Lechem i Piastem – stworzyliśmy wiele sytuacji, ale goli padło tylko osiem. Powinno być zdecydowanie więcej. Dlatego pracujemy nad wykończeniem akcji, bo w polu karnym przeciwnika jesteśmy często, a efektów bramkowych brakuje – tłumaczył.
50-letni szkoleniowiec nie zgadzał się z sugestiami wyrażonymi m.in. przez Macieja Murawskiego na łamach „Przeglądu Sportowego”, że po strzeleniu drugiego gola Piastowi kazał drużynie cofnąć się i bronić prowadzenia.
Więcej TUTAJ
***
„Piątkowski pod obserwacją”
Dziś już wiemy, że klubem, który proponował 3 mln euro za młodzieżowego reprezentanta Polski, było Udinese. Obrońcą interesowały się także m.in. Gent i Genk, z tym że raczej sondowały rynek. Latem zapytań było zdecydowanie więcej, ale kilka opcji na starcie odpadało z uwagi na zbyt niskie oferty. Dowiedzieliśmy się, że Piątkowski cały czas jest obserwowany. Pod lupą mają go inne belgijskie kluby, jak również ekipy z Championship czy Eredivisie. Nadal możliwe są również propozycje z Włoch.
Więcej TUTAJ
***
„O przyszłość swoją i trenera”
W ostatnich trzech meczach w 2020 roku Wisła zagra z Górnikiem Zabrze (u siebie, 7.12), Lechią Gdańsk (na wyjeździe, 14.12) i właśnie beniaminkiem z Bielska-Białej (18.12). Ustaliliśmy, że wyniki i gra w tych spotkaniach zdecydują o tym, czy drużynę w nowym roku nadal będzie prowadził trener Sobolewski. Wygląda też na to, że nie tylko on powalczy o utrzymanie pracy w klubie. W kadrze pierwszego zespołu znajduje się 35 zawodników. W gabinetach na stadionie im. Kazimierza Górskiego od dłuższego czasu pojawiają się opinie, że drużynie brakuje klasowych piłkarzy, a kadra jest zbyt rozbudowana. Może się więc zdarzyć i tak, że Sobolewski zostanie na stanowisku, a władze Wisły pożegnają kilku graczy niespełniających oczekiwań. Byłby to dość oryginalny w polskich realiach ruch.
Więcej TUTAJ
***
„Grzesik: Im gorzej, tym lepiej”
Po spotkaniu z Wisłą Kraków trener Piotr Tworek przygotował wam ciekawe zajęcia – miniturniej z nagrodami. Mogliście się poczuć jak w czasach juniorskich.
Tak, trenerzy często starają się wymyślić coś, co doda kolorytu zajęciom. Czasem gramy o puchar, czasem o napój energetyczny. Wiadomo, że wygląda to może zabawnie, ale sprawia, że każdy zasuwa aż miło, co jest najważniejsze. Pierwszy raz mieliśmy przyznawane puchary, więc była to dla nas nowość.
To niewątpliwie cementuje zespół i wpływa na atmosferę w szatni. Przyda się, bo w ostatnim czasie wiatr mocno wieje wam w oczy.
Zgadza się, ale śmiejemy się, że im więcej kłód pod nogami, tym lepiej nam idzie. Wiadomo jednak, że wolelibyśmy mieć do dyspozycji wszystkich zawodników, ale do końca rundy będzie to niemożliwe. Też zauważamy, że w trakcie meczu możemy liczyć na siebie nawzajem. Na boisku wszyscy skupiają się na pracy i wiedzą, że stać nas na odrobienie wyniku. Tak było w Mielcu, gdzie na drugą część spotkania wychodziliśmy w osłabieniu, ale mimo tego czuć było dużą wiarę w zwycięstwo. Warta była takim zespołem już w poprzednich latach. Przyszedłem do klubu po awansie do ekstraklasy i przekonałem się, że ta szatnia jest wyjątkowa.
Więcej TUTAJ
***
„Planowany zamach stanu”
Kilka lat temu traktowani byli jako ciekawy projekt i pewnego rodzaju atrakcja w niemieckiej piłce. Jednak najpóźniej od poprzedniej edycji Champions League, gdy wyeliminowali Tottenham oraz Atletico i dotarli aż do półfi nału rozgrywek, RB Leipzig należy traktować jako poważny klub, nie tylko w Bundeslidze, ale i w Europie. Jednak żeby naprawdę liczyć się w koncercie największych, piłkarze z Lipska muszą w końcu odnieść spektakularny sukces. Wtedy klubowa gablota przestanie być zapełniana jedynie puszkami z napojami energetyzującymi, ale trafi ą tam i sensowne trofea. A żeby znalazła się wśród nich wymarzona patera za mistrzostwo Niemiec, trzeba pokonać Bayern Monachium. Nie tylko w jednym czy dwóch meczach, ale w całym sezonie. W obecnych rozgrywkach nadarza się do tego całkiem niezła okazja, bo Bawarczycy jadą trochę na oparach, czeka ich jeszcze więcej spotkań niż Czerwone Byki i przede wszystkim w porównaniu do poprzedniego sezonu prezentują się zdecydowanie gorzej w obronie.
Więcej TUTAJ
***
„Nie do końca obrońca”
Zakochany trener Taka gra przynosi rewelacyjne efekty. Zawodnik wypożyczony z Manchesteru City zaimponował m.in. w starciu z Istanbul Basaksehir w Champions League, gdy w cztery minuty ustrzelił dublet. Z kolei w Bundeslidze już czterokrotnie trafiał do siatki. Co ciekawe, dwie bramki zdobył po uderzeniach głową, choć mierzy zaledwie 171 cm, ale tę najpiękniejszą uzyskał w starciu z Freiburgiem, kiedy wspaniale przymierzył z rzutu wolnego. Do tego doszły strzały, groźne dośrodkowania i precyzyjne przerzuty.
– Wszyscy w zespole wiedzą, że Angelino nie czuje się komfortowo, gdy nie ma piłki przy nodze. Kiedy kończy się trening, on jest niezadowolony, bo chciałby kontynuować zajęcia. W trakcie spotkań może grać na kilku pozycjach, ponieważ szybko przystosowuje się do moich wymagań i nowych rozwiązań. Wiele rzeczy wykonuje po prostu intuicyjnie. On zawsze chce wygrywać. Wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać. Kocham takich zawodników – zachwycał się niedawno Nagelsmann.
Więcej TUTAJ
***
„Kulawi Kanonierzy”
Całkiem niedawno hiszpańscy dziennikarze zapytali Ronalda Koemana, kogo z piłkarzy Barcelony, w której grał, chciałby mieć w prowadzonej przez niego drużynie z Camp Nou. – Siebie – odpowiedział bez wahania Holender. Gdyby takie samo pytanie zadać Mikelowi Artecie, bardzo możliwe, że Hiszpan też wypuściłby się w bój.
I raczej, podobnie jak w przypadku Koemana, nikt nie skrytykowałby 38-latka za taką wypowiedź. Arsenalowi na boisku brakuje lidera. Doświadczonego zawodnika, potrafiącego czytać grę i rozumiejącego, że jego rola w trakcie spotkania nie ogranicza się tylko do wykonywania zadań taktycznych powierzonych przez trenera. Wiedzącego, że w trakcie meczu piłkarze muszą też wzajemnie się nakręcać i podpowiadać. A że dodatkowo Kanonierom brakuje zawodnika potrafiącego odpowiednio regulować tempo gry, do tego wywiązującego się z zadań defensywnych, to trudno znaleźć lepszego kandydata do tej roli, niż Arteta z czasów, gdy zajmował się kopaniem piłki.
Więcej TUTAJ
***
„Dni prawdy Realu”
Przyczyny kryzysu są oczywiście głębsze niż osoba szkoleniowca. Zespół ciągle opiera się na starej gwardii, która czterokrotnie wygrała Ligę Mistrzów. Doszło oczywiście wielu młodych zawodników, ale niekoniecznie już gotowych zastąpić gwiazdy. – Real potrzebuje czterech czy pięciu piłkarzy – powiedział Michel, as drużyny z lat 80. i 90., który spędził w Madrycie prawie całą karierę. – Bardzo podoba mi się zwłaszcza Haaland – dodał.
Tyle że latem Królewscy oszczędzali i nie sprowadzili ani jednego nowego zawodnika, jedynie ściągając piłkarzy z wypożyczeń. Sporo transferów przeprowadzili przed rokiem, gdy wydali ponad 350 mln euro, ale głównie na młodych graczy o dużym potencjale, ale którzy jak Luka Jović czy Eder Militao, nie do końca go potwierdzili.
Więcej TUTAJ
***
„Ćwierć wieku później”
To już ponad 25 lat. 9 kwietnia 1995 roku na Stadio Delle Alpi gole strzelali tylko piłkarze gości. Dwa razy golkipera Starej Damy Angelo Peruzziego pokonał Ruggiero Rizzitelli, a przedzieliło te zdarzenia samobójcze trafienie Roberto Maltagliatiego, niefortunny strzał kolanem do własnej bramki. Do przerwy było 2:1 dla Torino, po zmianie stron wynik nie uległ już zmianie, za to z boiska wyleciał najpierw Paulo Sousa z Juve, a potem Sean Sogliano z Granaty. Bianconerim ta porażka nie przeszkodziła sięgnąć po scudetto. Torino sezon później spadło z ligi, a potem zaczęło na przemian pojawiać się w elicie i znikać na jej zapleczu. Aktualnie występuje w Serie A już dziewiąty sezon z rzędu. Zdarzało mu się zakwalifi kować do europejskich pucharów, ale u progu obecnych rozgrywek zanosi się, że zespoł, który latem zasilił Karol Linetty (był na świecie od 67 dni, kiedy Rizzitelli karcił Peruzziego), tak samo jak poprzednio będzie bił się wyłącznie o utrzymanie.
Więcej TUTAJ
***
„Schwarz: Uwielbiam styl Szymańskiego”
Jak pan ocenia Sebastiana Szymańskiego po pierwszych tygodniach wspólnej pracy?
To bardzo dobry zawodnik. Ciężko pracuje, jest otwarty na pomysły, rozumie, jak myślimy o piłce. Radzi sobie na małych przestrzeniach, ma dobrą technikę, dużo biega, jest szybki. Świetną gra lewą nogą. Uwielbiam jego styl. Gra na pozycji numer osiem, wygrywa pojedynki, zbiera piłki, dzięki czemu możemy zaczynać kontrataki. To dla nas ważne.
Wystawia go pan najczęściej w środku pomocy, podczas gdy w reprezentacji Polski gra na skrzydle. Uważa pan, że lepiej się spisuje w środku, czy macie po prostu lepszych skrzydłowych i bardziej pasuje panu wystawianie go w centrum drugiej linii?
To prawda, że mamy dobrych skrzydłowych, ale on jest bardzo wszechstronny. W zależności od rywala da radę grać na obu pozycjach, może będę wystawiać go również z boku. Potrafi występować też jako ofensywny pomocnik w systemie 4-2-3-1. To młody zawodnik, a tacy mogą biegać na różnych pozycjach.
Więcej TUTAJ
***
„Wichniarek: W Europie nikt nie będzie za nami tęsknił”
Na takie mecze, jak czwartkowy z Benficą, pracuje się całe życie, właśnie dla takich momentów ciężko się trenuje. Mecz na Stadionie Światła z renomowaną marką w Europie to chwile, które się pamięta. A my dostajemy od trenera zespół, który już przed meczem wiedział, że nie będzie w stanie kompletnie nic zdziałać i, co najsmutniejsze, to się później potwierdziło. Tomasz Dejewski, który nie jest brany pod uwagę w meczach ligowych do pierwszego składu, nagle ma powstrzymać Lucę Waldschmidta, Pizziego czy Darwina Nuneza? W tym miejscu chciałbym pochwalić tego zawodnika, który na pewno był lepszy od kapitana Lubomira Šatki. Chłopak już w pierwszym meczu tych drużyn został wrzucony na głęboką wodę z marnym skutkiem, ale wczoraj był jednym z lepszych w zespole. Słuchając pomeczowego wywiadu trenera Benfiki, widziałem zdziwienie takim podejściem Lecha do spotkania.
***
„SPORT”
„Musiolik odejdzie definitywnie?”
- Tesser, a także szefowie - Matteo Lovisa i Emanuele Berrettoni - są zadowoleni z postawy Musiolika. Rozmawiałem z Lovisą w zeszłym tygodniu. Z jego punktu widzenia polski napastnik jest piłkarzem, który może grać na najwyższym poziomie włoskiego futbolu. Dużo pracuje dla klubu i krok po kroku uczy się wszystkiego na boisku - mówi Alberto Bertolotto, dziennikarz „Messaggero Veneto”.
Klub chce bowiem wykupić Sebastiana Musiolika, ale nie jest pewne czy zostanie w Friuli na dłużej. Jeżeli utrzyma obecną dyspozycję, to możliwe, że zawieszą na nim oko kluby z Serie A. Pewne jest natomiast jedno - Raków na jego przenosinach może sporo zarobić. Nieoficjalnie wiadomo, że Pordenone ma prawo pierwokupu, które oscyluje w okolicach miliona euro. Gdyby doszło do transakcji, 24-latek stałby się najdrożej sprzedanym zawodnikiem w historii Rakowa.
***
„Trener nie ma wyjścia?”
W pucharowym meczu na prawej obronie zastąpił go Konrad Gutowski, dla którego był to absolutny debiut w wyjściowym składzie „górali”. Przypomnijmy, że gracz ten terminował w Podbeskidziu praktycznie od dziecka. Później, przez ponad dwa sezony, był zawodnikiem łódzkiego Widzewa, a pod Klimczok wrócił na początku października br. i związał się z „góralami” dwuletnią umową. Przez niemal całą dotychczasową przygodę z piłką zawodnik, który nosi status młodzieżowca, występował jako pomocnik, najczęściej na lewej stronie. Teraz zmienił zatem nie tylko formację, ale też flankę, co było dla niego zupełną nowością.
***
„Snajper na celowniku?”
O Wojtyrze zaczyna się robić głośno, a w zimowym okienku transferowym może być jeszcze głośniej. 23-latek od dawna regularnie trafia do siatki i to nie tylko w Skrze. Wychowanek Rakowa nie zdołał się przebić do pierwszego zespołu i został zawodnikiem Znicza Kłobuck. Przez 2,5 roku zdobył 140 bramek, zostając najlepszym strzelcem klasy A, a następne „okręgówki”. Zeszłej jesieni zaliczył 18 trafień i został zawodnikiem Skry.
Plotka głosi, że były piłkarz Rakowa (na swoim koncie ma tam kilkanaście występów w II lidze) znalazł się na celowniku Górnika. Zabrzanie słyną z tego, że ściągają skutecznych piłkarzy z niższych poziomów rozgrywkowych. Tak było w przypadku Szymona Skrzypczaka, który przychodził jako najskuteczniejszy snajper II ligi (21 bramek w 32 meczach dla KS Polkowice w sezonie 2012/13), a ostatnim przykładem może być Piotr Krawczyk, wicekról strzelców III-ligowych rozgrywek w barwach Legionovii w sezonie 2018/19 z 26 trafieniami.
***
„Słoweniec znów w Gliwicach”
Nie brakuje opinii, że Sasza Żivec z Zagłębia jest jeszcze lepszą wersją samego siebie z okresu gry w Piaście. Wpływ na takie postrzeganie miał z pewnością poprzedni sezon, gdy wraz ze swoim rodakiem Damjanem Boharem wyróżniali się w całej lidze. W efekcie zainteresował się nimi sztab reprezentacji Słowenii. Wpływ na formę gracza w Gliwicach i w Lubinie z pewnością miały kontuzje. W Piaście miał cykle, gdy dochodził do naprawdę wysokiej formy, ale wszystko przerywał uraz, który skutecznie wybijał go z rytmu. W Zagłębiu tak nie było, dlatego liczby „wykręcane” przez Żivca były lepsze. Obecnie Słoweniec już nie może liczyć na pomoc Bohara, a jego pozycja już nie jest mocna. Liczby też są gorsze, bo zawodnik czeka na pierwszego gola w sezonie, mając na koncie 3 asysty.
***
„Duże wyzwanie”
W bieżących rozgrywkach przewodzący całej stawce Raków jeszcze nie zaznał goryczy porażki w meczu wyjazdowym. Najbliższy przeciwnik lidera, Śląsk, będzie chciał - jako pierwszy - poskromić rywala na własnym boisku i odesłać z pustymi rękami. - Pozycja Rakowa dla niektórych może być zaskoczeniem, ale z mojego punktu widzenia to efekt konsekwentnej roboty tej drużyny i klubu od dłuższego czasu - powiedział szkoleniowiec wrocławian, Vitezslav Laviczka.
***
„Chcą pójść za ciosem”
Ostatni raz z ekipą z Łęcznej sosnowiczanie mierzyli się w sezonie 2017/18. Na wyjeździe przegrali 1:2, a w Sosnowcu był remis 2:2. Do tej pory Zagłębiu z drużyną z Lubelszczyzny wygrać udało się zaledwie raz. W pierwszym w historii pojedynku tych drużyn - jesienią 1988 roku - sosnowiczanie po dwóch golach Grzegorza Waliczka i trafieniu Mirosława Wnuka zwyciężyli w Łęcznej 3:0. Siedem pozostałych spotkań to trzy remisy i cztery wygrane „górników”. Na triumf z tym rywalem Zagłębie czeka już więc 32 lata, a na wyjazdowe zwycięstwo od 25 lipca. Jeśli w niedzielę za jednym zamachem udałoby się przerwać obie serie, można by mówić o pełni szczęścia. Patrząc jednak na pozycje obu zespołów, sosnowiczanie zadowolą się jakąkolwiek zdobyczą punktową.
***
„Punkty i satysfakcja”
Na świętowanie sukcesu i 18. urodzin Jana Biegańskiego, który 4 grudnia wkroczył w świat pełnoletności, tyszanie nie mają czasu. - Po meczu ci zawodnicy, którzy nie grali, albo zagrali tylko epizod, mieli trening wyrównawczy, a na piątek zaplanowaliśmy zajęcia pełnej regeneracji – dodaje trener tyszan. - To są ważne godziny szczególnie dla Kamila Szymury, który w II połowie poczuł spięcie w okolicach łydki. Czekamy więc na dokładną diagnozę i informację, czy będzie mógł zagrać przeciwko Odrze. Musimy też dobrze rozeznać, kto jakimi siłami dysponuje. Po „maratonie” w Niecieczy, gdzie musieliśmy przez większość spotkania biegać za piłką oraz po intensywnym spotkaniu z Widzewem, w którym prowadziliśmy grę, zapas sił to bardzo ważny element, który trzeba wziąć pod uwagę po sobotnim rozruchu przy formowaniu wyjściowej jedenastki na przedostatni mecz w tym roku.
***
„Trzeba coś zmienić”
W Tychach zagra najpewniej za to Arkadiusz Piech. Bez niego, a także leczącego uraz ręki Dawida Czaplińskiego, opolanie są zmuszeni kombinować w ataku. Jako „dziewiątka” grał już nominalny środkowy pomocnik Dawid Kort, z Bruk-Betem miał w tej roli wystąpić Mateusz Gancarczyk. Być może w Tychach takie manewry nie będą potrzebne, bo Piech będzie w stanie zagrać od 1 minuty
***
„Duże wyzwania Polaków”
Tymczasem po raz pierwszy w karierze przeciwko Chelsea zagra dzisiaj Mateusz Klich i jest to najlepszy dowód na to, że kończący się rok jest wyjątkowy dla polskiego pomocnika. Jak na życzenie można też zacytować niedawne słowa Marcelo Bielsy, szkoleniowca Leeds. - On może grać w największych klubach Premier League. Tak się złożyło, że jest u nas i bardzo się z tego cieszę – powiedział argentyński szkoleniowiec, który zdradził również pewną tajemnicę. - Podczas pierwszego okresu przygotowawczego z Leeds zapytałem Mateusza, czy mógłby zagrać... na środku obrony. Tak się jednak złożyło, że graliśmy sparing i wykruszyli się środkowi pomocnicy. Klich zagrał świetnie i postanowiłem, że będziemy się tego trzymać – przyznał trener Bielsa.
***
„Czas sprawdzić swoje IQ”
Właśnie dzisiaj pojedynek tych zespołów ponownie przyciągnie uwagę wszystkich niemieckich kibiców. Po tych starciach zawsze sporo się oczekuje, ale - z reguły - koniec końców swoją wyższość pokazywał Bayern, ustawiając rywali w odpowiednim miejscu w szeregu. Tym razem istnieją pewne okoliczności sprzyjające drużynie „Byków”, choć ich trener Julian Nagelsmann postanowił pokierować się głównie... czystą logiką. Do tej pory Lipsk grał w Monachium cztery razy i patrząc po kolei, osiągał następujące wyniki: 0:3, 0:2, 0:1, 0:0. - Ta sekwencja jest jak test na IQ - zauważył Nagelsmann. - Jeśli będziemy ją kontynuować zgodnie z logiką, możemy odnieść zwycięstwo. Jednak w tej sytuacji bóg futbolu musi trzymać się chronologii równie ochoczo jak ja - przyznał pół żartem młody niemiecki szkoleniowiec. Wygraną 1:0 Lipsk brałby dzisiaj w ciemno.
***
„Alarm w białej szatni”
D la Realu i Atletico najważniejsza jest teraz Liga Mistrzów, gdzie miały w tym tygodniu wywalczyć awans i dołączyć do Barcelony oraz Sevilli. Nic z tego. Atletico tylko zremisowało z Bayernem, Real po raz drugi przegrał z Szachtarem i nastrój niepewności pozostał. Atletico ostatni mecz z Salzburgiem zagra na wyjeździe i wystarcza mu remis. Jeśli przegra, w najgorszym wypadku zagra w Lidze Europy. Real gra u siebie z Borussią i musi wygrać. Porażka może sprawić, że definitywnie zakończy udział w pucharach. „Marca” pisze o „piekielnym terminarzu”. W ciągu tygodnia Real zagra z Sevillą, Borussią i Atletico. Trzy mecze, po których może wyjść z kryzysu, albo popaść w jeszcze większe problemy.
***
„Jeszcze ma marzenia”
Pytamy Szołtysa, czy jest mocno zawiedziony tym, jak ułożyła mu się piłkarska droga. Chwilę milczy. - Mam swoje marzenia, ambicje i wierzę, że jeszcze je zrealizuję. Pracuję na to każdego dnia. Czasem zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Trudno powiedzieć, co było nie tak. Czy oczekiwania względem mnie były zbyt duże? Nie wiem. W Katowicach otrzymałem szansę, sporo występowałem. Przychodzili też do nas młodzieżowcy na wypożyczenia, jak Kamil Jóźwiak, dlatego rywalizacja stała na wysokim poziomie. Wierzę, że jestem w stanie wrócić na taki szczebel rozgrywkowy i nie tylko tam być, ale też grać - podkreśla Szołtys, który definitywnie z Bukową rozstał się na początku 2018 roku.
- Czas tam spędzony wspominam bardzo pozytywnie. Debiutowałem właśnie za trenera Góraka, a o kulisach odejścia zbyt wiele osób nie słyszało. Wróciłem z wypożyczenia do Rozwoju. Mieliśmy w zespole badania, wypadłem pozytywnie, a w pierwszym sparingu zanotowałem asystę. Trenerem był wtedy Jacek Paszulewicz. Ówczesny dyrektor oświadczył, że nie mogę jednak tu zostać. Zostałem zesłany na treningi do juniorów. Spędziłem tam 2 tygodnie, nie miało to sensu, bo przecież nie łapałem się nawet do tej drużyny wiekowo, byłem już za stary. Zdziwiło mnie to wszystko, ale musiałem tę decyzję dyrektora zaakceptować, rozwiązać kontrakt i obrać nową drogę.