Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Cała: Akceptacja wypaczeń i występków to pochwała bylejakości [KOMENTARZ]
Klub nie płaci piłkarzom: nie ma sprawy, kiedyś zapłaci! Właściciel bluzga na lewo i prawo: nerwy! Inny płaci jednocześnie kilku trenerom: stać ich! I tak to nam się kręci, od porażki do porażki.
Polska piłka nie przyciąga do siebie, nie zachęca. Postawmy sprawę jasno: kibicowanie klubom to coraz częściej zabawa dla tych starszych stażem, którzy na stadionach wyrośli, bo nie mieli za wielu innych rozrywek, a w dodatku piłki lepszej, z prawdziwego zdarzenia, za często nie widzieli. Skoro przetrwaliśmy lata 90., rozpadające się stadiony, korupcję, która tę dyscyplinę u nas zatruła okrutnie, to w zasadzie przetrwamy wszystko.
No ale co mają ci młodsi, co widzą? Kluby wywracające się w pucharach na co poważniejszej przeszkodzie. Reprezentację, która ma potencjał osobowy na przyzwoitym poziomie, a w czterech poważnych meczach tej jesieni oddała osiem celnych strzałów na bramkę rywala.
No i przede wszystkim widzi środowisko, które jest do wypaczeń, występków, do słabizny mentalno-organizacyjnej tak przyzwyczajone, że na wszystko gotowe jest machnąć ręką, pogrążając się w syndromie sztokholmskim od dekad.
Jestem coraz bardziej tym wszystkim zmęczony. Już nawet nie czuję złości, to coś innego. Zwyczajnie mam poczucie, że czego się nie powie, czego nie zrobi, czego nie wypunktuje, to i tak koniec końców wrócimy do punktu, w którym jest ciche przyzwolenie na wszystko. To niestety w niemałym stopniu jest odbicie jak w zwierciadle ogólnej sytuacji w Polsce, naszej zgody na bylejakość, lekkość machania ręką na to, co brudne, złe, wymagające poprawy. Machnąć ręką, krzyknąć, że inni przecież robią jeszcze gorzej, a tak w ogóle, to niech każdy się zajmie sobą i zamknie japę, bo hipokryta, lewak / prawak i na pewno jego uwagi to zwyczajna zawiść albo ból dupy.
Przez lata głośno było o opóźnieniach w wypłatach w Lechii Gdańsk i tym, jak traktuje się piłkarzy, którzy upominają się o swoje pobory. Czy klub z Wybrzeża spotkała jakaś poważna kara? Czy piłkarze przestali się z nim wiązać? Czy poza tekstami co kwartał o tym, jaka to Lechia jest niepoważna, sprawa odbiła się jakimś większym echem?
W Wiśle się nie przelewa od dawna. To nawet mało powiedzianie - klub był przecież na skraju upadku, bez spektakularnej akcji ratowniczej Białej Gwiazdy by na poziomie ekstraklasy dzisiaj na pewno nie było. No a potem przychodzi konferencja prasowa z przedstawieniem nowego trenera i mamy taki kwiatek:
To mocne.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) December 3, 2020
Dawid Błaszczykowski: Mamy jeszcze kilku byłych trenerów na liście płac, ale mam nadzieję, że za 2-3 miesiące zostanie nam dwóch-trzech. Maksymalnie czterech.
Lech wystawia w jednym z najważniejszych dla siebie meczów mijającej dekady rezerwy, by lepiej przygotować się do meczu ligowego z Podbeskidziem. Raz jeszcze - Lech, który wrócił do zasadniczej fazy europucharów po pięciu latach przerwy, na wyjazdowy mecz z Benfiką, mecz, który może być wspaniałym oknem wystawowym, szansą do zapisania się w historii klubu, ale przede wszystkim może być dla kibiców super pamiątką, postawił na szali wyżej ligową walkę z beniaminkiem.
Szef Cracovii najpierw opowiada w wywiadzie, że ligę wygrać ciężko, bo Legia ma monopol na dobre decyzje arbitrów, a potem podczas derbów Krakowa wyklina sędziego od chujów jebanych. Nie sam, w towarzystwie innych prominentnych osób w klubie. Pana Filipiaka nie przejmuje to, że jego misternie od kilku lat budowany z miliona obcokrajowców zespół nie potrafi oddać nawet pięciu celnych strzałów w meczu z niezwykle przeciętnym rywalem zza miedzy, z dopiero co zatrudnionym, nowym trenerem. Nie, winnym jest pan Stefański.
Mógłbym tak wymieniać dalej, podawać kolejne dziesiątki przykładów na to, co w naszej piłce i jej okolicach jest nie do końca w porządku. Mógłbym, ale wiem, że koniec końców i tak usłyszę, że jestem hipokrytą, że powinienem przejmować się Legią, że wszyscy przeklinają, Lechia koniec końców płaci itd.
Dajemy przyzwolenie na ogrom małych wypaczeń, występków, które jako całość “budują” polską piłkę. Nie dziwmy się potem więc temu, że jest to budowa tak chwiejna, że mało kto chce na nią wejść.