Autor zdjęcia: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Największy problem Jagiellonii? Defensywa najgorsza od czasów Michniewicza
Szóste miejsce w tabeli i zaledwie trzy punkty straty do podium. Pozycja Jagiellonii Białystok nie jest zła, ale największy problem leży w defensywie. Ta jest bowiem najgorsza od czasów Czesława Michniewicza.
Aktualnie w statystyce straconych bramek Jagiellonia ustępuje tylko Podbeskidziu Bielsko-Biała (29 goli) i Stali Mielec (23 gole). Trzeba jednak zaznaczyć, że swój mecz zagrają jeszcze piłkarze Wisły Płock i Leszka Ojrzyńskiego, można zatem zakładać, że beniaminek swój wynik poprawi, a Nafciarze w tej niechlubnej statystyce wyprzedzą żółto-czerwonych. Jest to jednak mocno życzeniowe twierdzenie.
Drużyna Jagiellonii za czasów Michała Probierza i pierwszego sezonu Ireneusza Mamrota przyzwyczaiła swoich kibiców do sukcesów, ale nie można się temu dziwić. Obecny trener Cracovii zbudował silny zespół, który z wyjątkiem sezonu 2015/16 bił się o najwyższe cele, a aktualny szkoleniowiec Arki kontynuował ten trend. Koniec jego pracy to już regres, który obecnie tylko się pogłębia.
Najmocniej widać to po defensywie białostockiego zespołu, która mimo mocnych personaliów w osobach Augustyna, Runje i Tiru wróciła do najgorszych czasów, kiedy jeszcze za Czesława Michniewicza po 12 kolejkach straciła 22 bramki. Obecnie w tej statystyce widnieje liczba 21. Bogdan Zając, znany ze skrupulatnych analiz pomeczowych, podobnie jak jego mistrz Adam Nawałka, przed sobotnim meczem z Wartą Poznań również zwrócił uwagę na ten problem, gorzej natomiast, że brak stabilności w defensywie tłumaczył wymuszonymi roszadami od meczu z Pogonią oraz dalekimi wyjazdami.
- Oceniając z perspektywy wieloletniego doświadczenia, dobrze wiem, że brak stabilizacji w linii defensywnej nie jest atutem zespołu. Od spotkania w Szczecinie zaczęły się mocne roszady i musieliśmy rotować składem. W ostatnim meczu graliśmy bez środkowego obrońcy i nie była to łatwa sytuacja. Musieliśmy uzupełnić te braki kadrowe. Niestety, życie pokazało, że zabrakło nam tego powietrza w tym spotkaniu. To już jednak historia. Wierzę, że w najbliższym meczu już nie popełnimy takich błędów (za sport.tvp.pl).
Zweryfikujmy zatem słowa trenera Jagiellonii. Poniżej zestawienie defensywy żółto-czerwonych od meczu z Pogonią:
Pogoń: Bodvarsson, Augustyn, Runje, Tiru.
Cracovia: Bodvarsson, Tiru, Runje, Olszewski.
Wisła Płock: Wdowik, Augustyn, Tiru, Pankiewicz.
Stal: Wdowik, Bodvarsson, Borysiuk, Pankiewicz.
Warta: Wdowik, Tiru, Runje, Olszewski.
Nie jest zatem tak, że trener musiał dokonać nie wiadomo jakiej rotacji już w Szczecinie. Augustyn, Runje i Tiru od początku sezonu grali wymiennie, na pewno formie defensywy mocno odbił się brak Chorwata, ale i z nim w składzie Jagiellonia grała fatalnie w obronie (mecz z Wartą trzeba traktować trochę ulgowo, bo piłkarz wracał po koronawirusie, a wariantów zastępczych nie było).
Sobotnie spotkanie z Wartą wybiło Zającowi z rąk argument o wyjazdowej indolencji w tyłach. Jasne, Runje nie był w pełni dysponowany, ale zrzucanie odpowiedzialności tylko na jedną osobę byłoby nadużyciem. Tak jak tłumaczenia szkoleniowca, bo defensywa Jagiellonii przy Słonecznej nie jest monolitem od początku sezonu. Wystarczy przeanalizować jakie bramki żółto-czerwoni tracili z Wisłą Kraków, Podbeskidziem, Zagłębiem i ostatnio z Wisłą Płock czy nawet Wartą. Nie wydaje nam się, żeby w tych pierwszych trzech meczach Zając miał problemy ze skompletowaniem linii obrony, a gole i tak padały.
Zresztą nie jest przypadkiem to, że Jagiellonia w tylko jednym meczu potrafiła zachować czyste konto: z pogrążonym w kryzysie Piastem, gdzie i tak mecz białostoczanom wybronił Pavels Steinbors.
Najbardziej śmieszy nas jednak argument o dalekich wyjazdach zespołu, który ma tragiczny wpływ na postawę defensywy. Uśmiechamy się w tym momencie, bo przecież jeżeli chodzi o Białystok to za wiele się nie zmienia. Od słynnych słów Michała Probierza nic się nie zmieniło, w stolicy Podlasia nie powstał port lotniczy i wszyscy muszą mierzyć się z tym samym problemem. Sęk w tym, że jedni próbują coś z tym zrobić (jak np. Probierz, który w sezonie 2016/17 zanotował nawet serię trzech wyjazdowych zwycięstw), a inni szukają wymówek.
A wystarczyło przecież przed podpisaniem umowy zerknąć w mapę Polski i zobaczyć, gdzie będzie się pracować i jakie kłopoty mogą pojawić się już na starcie. Na pewno Zającowi w robocie nie do końca pomogła pandemia, bo koronawirus dopadł i Jagiellonię, ale bądźmy przynajmniej uczciwi i mówmy, że od samego początku w Pucharze Polski z Górnikiem mamy beznadziejną obronę, bo takie są fakty.
Przed startem sezonu sporo mówiło się o tym, że trener Zając będzie mógł spokojnie oprzeć swój zespół na defensywie, bo tam po transferze Augustyna ma święty spokój. Najwyższy czas zatem się obudzić, kiedy Jagiellonia ostatnio po 12 kolejkach liczbą straconych bramek zbliżyła się do tej z czasów Michniewicza (w sezonie 2015/16 20 goli), to biła się o pozostanie w Ekstraklasie. Powtórzenie tego scenariusza raczej nie jest realne, ale dryfowanie drużyny w środku tabeli raczek nie poskutkuje przedłużeniem kontraktu Zająca.