Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Niby mocna strona, a jednak oznaka minimalizmu. Co o Pogoni mówi uzależnienie od stałych fragmentów?
Nie od dzisiaj Pogoń Szczecin ma ogromne problemy w ofensywie, co owocuje skrajnie małą liczbą strzelony goli. W tym sezonie po 11 starciach mają na koncie 13 trafień i niech Bogu dziękują, że ktoś kiedyś do przepisów piłki nożnej dodał coś takiego jak stałe fragmenty. Gdyby nie one, z Portowcami byłoby wręcz tragicznie.
Ba, wypada wręcz liczyć, że mecz ze Stalą Mielec będzie dla nich przełomowym, bowiem po długim czasie posuchy wreszcie zdobyli bramkę z gry. Santeri Hostikka – de facto najlepszy na boisku tego dnia – postanowił sprawdzić refleks Gliwy strzałem zza szesnastki. Golkiper Rakowa interweniował niefortunnie, ponieważ odbił futbolówkę wprost pod nogi Zahovicia, a ten zapakował mu sztukę tuż pod poprzeczkę. Leżący golkiper nie miał jak naprawić przewiny sprzed sekundy.
Powiecie, iż jesteśmy przesadnie czepialscy, ale… To znów całkiem wymowne, iż ten gol z gry padł nie po składnej akcji, lecz wyniknął głównie z błędu bramkarza.
Drugi gol z gry? Przedziwny, ten przeciwko Lechii, gdy chciał podawać do Zahovicia, ale wszyscy, łącznie z napastnikiem przepuścili piłkę i ta wturlała się do bramki Kuciaka. Jeśli nie pamiętacie – służymy filmikiem, bo wyglądało to naprawdę absurdalnie.
Do powyższego grona można dołączyć jeszcze jedno trafienie z gry, chociaż w oficjalnych statystykach się ono nie liczy. Chodzi mianowicie o samoboja Lukasa Klemenza z Wisły Kraków po strzale Gorgona.
Poza tym? Same stałe fragmenty: 3x karny, 4x rożny, 2x wolny, 1x aut.
Ktoś powie – ale czego wy się czepiacie, przecież to chyba dobrze, że drużyna znalazła dla siebie jakąś niszę, dzieki której jest w stanie ciułać punkty. Cóż, i tak, i nie. Tak, ponieważ ostatecznie rzeczywiście możemy sprowadzić tę kwestię do najprostszego przelicznika i wtedy rzeczywiście możemy wyjść na malkontentów. Jakkolwiek spojrzeć Pogoń zajmuje 5. lokatę w Ekstraklasie i ma jeszcze zaległy mecz z Lechem, dzięki czemu może jeszcze przeskoczyć Śląsk.
Z drugiej strony natomiast czy powinniśmy chwalić zespół ze znacznie większym potencjałem za chwytanie się ostatniej deski ratunku? Sorry, po prostu tego nie kupujemy. Przyglądając się temu, co od pewnego czasu dzieje się w Pogoni trudno nie odnieść wrażenia, iż tam zwyczajnie marnuje się potencjał klubu. Owszem, w Szczecinie dzieje się dużo dobrego – powstaje nowiutki, elegancki stadion, nie ma kłopotów ze stawianiem na młodzież, Portowcy są w dobrej kondycji finansowej nawet mimo odejścia Grupy Azoty, transfery przynajmniej w teorii często wyglądają na sensowne. Jest też niegłupi trener, po którego chciały sięgać ekipy z Niemiec typu Hannover.
Zgodzimy się chyba, że jest to mąka, z której powinien powstawać chleb znacznie lepszy niż ten zakalec, który przychodzi nam oglądać praktycznzie od roku.
Prawda jest taka, że do uzależnienie od stałych fragmentów Pogoni mówi o niej więcej złego niż dobrego. Dla potwierdzenia można zerknąć w liczby. Portowcy oddają średnio 10,90 strzału na mecz, co jest trzecim najgorszym wynikiem w lidze. Gorzej wyglądają tylko Warta i Stal, a to już jest powód do wstydu dla szczecinian. Delikatnie rzecz ujmując beniaminkowie jakością w ofensywie nie grzeszą.
A to wszystko przy obecności w kadrze takich graczy jak Kucharczyk, Gorgon, Zahović czy nawet Kowalczyk. Ogląda się ich w akcji i nie panowie zdec ydowanie nie wyglądają na zgraną paczkę. Niby nie dziwota, skoro 3 z 4 wymienionych dołączyło do klubu latem. Ale też bez przesady, można nie czuć flow przez tydzień czy dwa, a nie parę miesięcy. Tymczasem najczęściej obserwujemy jak Kuchy się wkurza na wszystko dookoła; Gorgon zdaje się cierpieć bo nie za bardzo ma z kim poklepać; Kowalczyk zatraca się w swych dryblingach, które nie dają żadnego konkratu; Zahović biega z przodu osamotniony i wcale nie przypomina tego gościa, co w Mariborze gole ładował seriami. Bez przesady, aby polska liga była aż tyle lepsza od słoweńskiej…
Żebyśmy się tylko dobrze zrozumieli – nie chcemy pisać, że jeśli tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić trenera Pogoni. W żadnym wypadku. Jedyne co się powinno zmienić, to prawdopodobnie jego myślenie o grze zespołu, które z pragmatycznego stało się minimalistyczne. A to już niefajne, bo i oko na tym cierpi, i serce kibica, i nie ma nic wspólnego z ambicjami klubu, który przecież chciałby w końcu spróbować swych sił do europejskich pucharach.
Patrząc z tych trech perspektyw należy zrozumieć każdego, kto na obecną Pogoń narzeka.