
Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Adamski: Marzec kluczowy dla przyszłości Brzęczka. Wembley będzie ostatnią szansą na zbudowanie kadry [KOMENTARZ]
W poprzednich dwóch losowaniach grup eliminacyjnych mistrzostw świata i mistrzostw Europy mieliśmy dużo szczęścia. Mogliśmy trafić na naprawdę mocne reprezentacje, a dostawaliśmy Danię, Rumunię czy Austrię. Awans z takiego otoczenia traktowaliśmy jako oczywistość, bardziej skupialiśmy się na turnieju docelowym. Teraz takiej pewności, czy pojedziemy do Kataru, nie mamy. Ale to tym lepiej.
Nie smakował jak sukces awans na mundial w 2018 roku z grupy, w której za najpoważniejszych rywali mieliśmy Danię czy Rumunię. Nie wiwatowaliśmy też po promocji na przyszłoroczne Euro, gdy wystarczyło okazać się lepszym od Austrii i Macedonii Północnej. My te grupy po prostu musieliśmy wygrać, bo mamy bardziej klasowych piłkarzy.
A w tej z Anglią, Węgrami i Albanią inne rozstrzygnięcie niż pewny triumf „Synów Albionu” będzie ogromnym zaskoczeniem. Dla nas obowiązkiem będą baraże, ale na bezpośredni awans nie mamy co się nastawiać. Nie umiemy grać z mocniejszymi, nie potrafimy się im nawet skutecznie przeciwstawiać. Za Jerzego Brzęczka nie wygraliśmy żadnego spotkania z Portugalią, Włochami czy Holandią, osiągając w nich tylko trzy remisy i pięć porażek.
Powinniśmy zająć drugie miejsce, bo zawodników od Węgrów mamy lepszych. Liczę na 22-24 punkty. To byłby wynik dobry. Każdy mniejszy dorobek oznaczałby, że te eliminacje były dla nas katorgą.
Na pewno taka grupa eliminacyjna nas nie uśpi i nie stworzy pozornego obrazu świetności, jak po triumfie w poprzednich eliminacjach. W przeciwieństwie do nich, gdy mieliśmy w grupie przede wszystkim co najwyżej średniaków, teraz dostaliśmy zespół z topu. Nie jest to z pewnością grupa śmierci, ale pozwoli nam wyciągnąć kilka istotnych wniosków, a w dodatku terminarz jest taki, że już w marcu będziemy znali odpowiedzi na zasadnicze pytania.
Po pierwsze, czy jesteśmy w stanie awansować na MŚ?
Po drugie, czy kadra jakkolwiek się rozwija?
Po trzecie, czy Jerzy Brzęczek będzie selekcjonerem kadry na Euro?
Ten kalendarz mnie zadowala. Mogliśmy zacząć przykładowo od spotkań z Albanią, Andorą i San Marino, po których nie wiedzielibyśmy nic nowego, bo raczej nie byłoby układu, w którym nie mielibyśmy dziewięciu punktów po trzech meczach. Brzęczek zyskałby pewnie czas, mógłby spokojnie przygotowywać się do przełożonych mistrzostw Europy, ale dalej nie potrafilibyśmy określić, czy jedziemy na Euro uniknąć kompromitacji, czy powalczyć o coś więcej niż wyjście z grupy. Nie mielibyśmy szansy się przekonać, czy chłopakom przeskoczyło coś w głowie, czy dalej tkwią w marazmie i radzą sobie tylko ze słabszymi.
Z kolei układ meczów, w którym zaczynamy od Węgrów na wyjeździe, potem mamy sparing z Andorą oraz Anglików na ich terenie odsłoni karty. Mamy na starcie dwa najtrudniejsze starcia. Nie będzie półśrodków. Oczekuję minimum sześciu punktów, czyli oprócz zwycięstwa z outsiderem, także wygranej z Madziarami. Jeśli uda się wrócić z jakimiś punktami z Wembley, będzie to handicap tej ekipy.
Kluczowy będzie to bowiem mecz. Jeżeli znowu dostaniemy w cymbał, nie potrafiąc sklecić żadnej składnej akcji, dla kadry w tym kształcie nie będzie już przyszłości. Ale być może tak jak drużynę Adama Nawałki zbudował triumf z Niemcami, tak też reprezentację Jerzego Brzęczka scementuje triumf z mitycznymi Anglikami. Jeśli już nie jest na to za późno, to 31 marca będzie ostatnim momentem, by coś w tej relacji drgnęło.
Nie wykluczam opcji, w której po marcowych meczach będziemy mieli nowego selekcjonera. Co więcej, uważam, że jest to całkiem prawdopodobne, bo groźna będzie nie tylko Anglia, ale i Węgrzy przed Euro jeszcze na pewno będą na fali. Wygrali grupę Ligi Narodów, awansowali do najwyższej dywizji i będą chcieli wypracować pewność siebie przed meczami w grupie śmieci na mistrzostwach Europy. To na pewno nie będą dla nas przyjemne starcia.
W marcu wyklaruje się zatem sytuacja. To będzie miesiąc, w którym kadra zostanie poddana weryfikacji. Brzęczka obroni tylko progres w grze i minimum sześć punktów po dwóch meczach. Każdy mniejszy wynik dostatecznie podda w wątpliwość sens jego dalszej pracy, w zasadzie będzie skreślony. A wszystko, co uda się zdobyć więcej, będzie oznaczało, że ta kadra potrafi znów dawać nam radość, bo w ostatnim czasie tego uczucia nie zaznaliśmy.