
Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus
Miało być tak pięknie i romantycznie, a wyszła kaszanka. Podsumowanie not piłkarze Lecha po fazie grupowej Ligi Europy
Jako że przygoda Kolejorza z Ligą Europy już się zakończyła, a my w każdym z 6 meczów fazy grupowej wystawialiśmy oceny jego piłkarzom, to teraz wypadałoby się podzielić krótkim podsumowaniem.
Nie przedłużając – najpierw tabelka i jeszcze chwilka na wyjaśnienie. Wszystkie oceny wystawialiśmy w skali 1-10, gdzie wyjściową była 5. Czyli dokładnie tak, jak czynimy to w przypadku wszystkich meczów Ekstraklasy.
No dobrze, a teraz kilka indywidualnych wniosków…
Przede wszystkim nie potrafimy zrozumieć o co chodziło z tym Dejewskim wystawionym dwa razy na Benficę. Za pierwszym razem jeszcze okej – kontuzje i kartki zmusiły Żurawia do takiej decyzji. Ale w rewanżu to już było istne samobójstwo. Może trener Kolejorza liczył, że po takiej lekcji futbolu stoper szybko okrzepnie, lecz po jego występach nie wykluczalibyśmy przeciwnego scenariusza. Czyli jakiegoś załamania wiary we własne umiejętności, bo ogrywany był Tomek niemiłosiernie…
Najlepszy zaś, co w sumie nie dziwi jakoś szczególnie, w perspektywie całej fazy grupowej okazał się Alan Czerwiński. Co prawda może serc całej Europy nie podbił, aczkolwiek utwierdzł w dwóch kwestiach – był znakomitym transferem w miejsce Gumnego i być może gdyby nie kontuzje byłby w stanie zrobić przyzwoitą karierę w jakiejś lepszej lidze.
Trudno natomiast nie czuć rozczarowania tym, co pokazywał na tle kolejnych rywali Dani Ramirez. Mieliśmy wszak prawo oczekiwać od niego, że w trudniejszych momentach będzie tym, który jakkolwiek pociągnie zespół i przyczyni się chociaż do postraszenia Benfiki czy Rangersów. Nic z tego, w meczach przeciwko tym ekipom Hiszpan był zupełnie bezbarwny i bezradny, bo rywale łatwo radzili sobie z kryciem go, oraz odcinaniem jego partnerów z ataku od podań Hiszpana. Może to jest właśnie wytłmaczenie faktu dlaczego wypłynął dopiero u nas, w I lidze i to w wieku 26 lat.
Wiele mówiło się też o tym jak wielkim talentem jest Filip Marchwiński. W notesach ponoć mieli go nawet skauci Juventusu i paru innych wielkich firm. W teorii więc Liga Europy powinna być dla niego doskonałym oknem wystawowym. W praktyce jeśli ktoś zobaczył go w tej witrynie, prędzej mógł pomyśleć: „Jezu, jak oni mogli kogoś takiego wystawić, co za kiepścizna!” Rzeczywiście, my też raczej skreślilibyśmy nazwisko wychowanka Lecha z notatek niż zaznaczyli do pogłębionej obserwacji/wyłożenia za niego paru baniek. Najgorzej wypadł chyba na tle Benfiki – zaliczył wtedy mnóstwo niewymuszonych strat i kompletnie nie potrafił nic wykreować.
Gdyby nie jeden wyskok Puchacza w starciu ze Standardem najlepiej w szerszej perspektywie wypadłby Skóraś. Jasne, nadal bez żadnego „efektu wow”, ale przynajmniej się chłopak nie skompromitował jak niektórzy inni Lechici. Przypominawszy sobie popisy Crnomarkovicia, Sykory czy przede wszystkim Kaczarawy – ręce opadają.
***
Momentami aż trudno uwierzyć, że to ta sama ekipa, która z rozmachem przeszła przez eliminacje do fazy grupowej. Oczywiście trzeba wziąć poprawę na fakt, iż Valmiera to nie Benfica, a Hammarby to nie Rangersi, ale nadal – ostatecznych rezultatów Kolejorza nie można nawet uznać za piękne porażki. Zwłaszcza, że dwa ostatnie starcia to już było pełne odpuszczanie meczów również przez samego trenera, który uznał, iż Podbeskidzie czy Stalą są ważniejsze. Weszli do pucharów, by je odpuścić na korzyść ligi, aby dzięki temu znów się do nich zakwalifikować. Logiczne, nie? No właśnie nie...