Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus
Świąt jeszcze nie ma, a Boniek i Przesmycki już spadli z choinki!
Serial pod tytułem „Wojciech Myć siędziujący w Ekstraklasie” jest naprawdę osobliwy. Wszyscy widzą, że gość się do tego nadaje jak Jerzy Urban do konkursu mistera Polski, bo non stop popełnia wielbłądy, nawet z VAR-em. Tylko nie dwaj decyzyjni w jego kwesti ludzie.
Nie no, głowa boli…
Ruch wokół Mycia zrobił się ponownie po tekście Macieja Wąsowskiego z „Przeglądu Sportowego”, w którym dziennikarz opisał przedziwną drogę błyskawicznego awansu arbitra z III ligi do Ekstraklasy.
Czytamy tam między innymi: „Od lipca 2018 roku jest w miarę regularnie na nie obsadzany, choć od jakiegoś czasu rzadziej prowadzi mecze najwyższej ligi. W obecnych rozgrywkach ma ich ledwie pięć. Był też jednak rozjemcą w prestiżowym spotkaniu o Superpuchar Polski: Legia – Cracovia (0:0, karne 4:5). Kontrowersyjne kartki, dyskusyjne rzuty karne, niezrozumiałe decyzje i ich częste weryfi kowanie za pomocą VAR – to wszystko w przypadku sędziego Mycia jest na porządku dziennym. Od jakiegoś czasu pojawiają się też przekazy o aroganckich zachowaniach w stosunku do piłkarzy czy członków sztabów szkoleniowych. Najwidoczniej w taki sposób arbiter reaguje na krytykę, którą słyszy coraz częściej.”
No ale to tylko tak słowem wprowadzenia dla niezorientowanych. Nas najbardziej rozwaliła argumentacja Zbigniewa Przesmyckiego, który walnie przyczynił się do tego piorunującego rozwoju kariery Mycia. – Ma naturalną charyzmę, jest talentem sędziowskim, ma sylwetkę budzącą szacunek. Pracuje też w Służbie Ochrony Państwa (dawny BOR – przyp. red.) i dlatego ma silną psychikę. Bardzo ładnie biega, ma świetną kondycję, no i jest przystojny – dowodził przewodniczący komisji sędziowskiej.
Czaicie? ŁADNIE BIEGA, MA ŚWIETNĄ KONDYCJĘ I JEST PRZYSTOJNY.
Nie dziwimy się, że niektórzy członkowie PZPN-u słysząc tę argumentację parsknęli śmiechem, a któś skomentował ją – jak czytamy u Wąsowskiego – słowami: „To ja już, kurwa, nie mam pytań”.
Żadnych merytorycznych uzasadnień. Zero odniesienia się do zarzutów wobec Mycia oraz promowania go. Zero autorefleksji, czy na pewno tak powinno być, mimo iż cały kraj słusznie wali w chłopa gromami. Nie, bardziej przypomina to syndrom oblężonej twierdzy. Uwzięli się na biednego Wojtka! Wszyscy! Kibice, dziennikarze, działacze… Co to jest, podstawówka?
Najgorsze jest to, że Myć nawet w erze VAR-u odstawia jaja jak berety. A gdy go nie ma to już w ogóle tragedia. Jeden z większych popisów w ostatnim czasie dał na przykład w Pucharze Polski. Wisła Płock mierzyła się z Pogonią. Najpierw podyktował jedenastkę, której nie powinno być, a potem wywalił z boiska Merebaszwilego, po faulu, którego Gruzin nie popełnił. Stevie Wonder lepiej by sędziował.
Generalnie – historia Mycia i poparcie ze strony Przesmyckiego to wielopoziomowy absurd. I nawet już pogodzilibyśmy się z nim, bo przecież nie od dzisiaj znamy pana Zbigniewa. No ale oliwy do ognia postanowił dolać jeszcze Zbigniew Boniek. Najpierw na twitterze:
Kłaniam się... nie wiem ? Ale pracowity i to się liczy... Gdyby piłkarze w naszej lidze byliby na poziomie sędziów to CL i EL byłyby normalnością..... A błędy?.... zdarzają się..... Ukłony👍
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) December 15, 2020
A dzisiaj także na łamach portalu Weszło: „Całe narzekanie bierze się z tego, że grupa niezadowolonych i zazdrosnych sieje ferment (…) Jeśli organizacji sędziowskiej wydaje się, że pan Myć robi postępy, to dlaczego ja mam się w to wtrącać? Nie mam podstaw.”
Trzy zdania, a tyle durnot, wow! Tak, na pewno cała ta zasłużona(!!!) krytyka dla sędziego wynika z faktu, że ktoś jest zazdrosny. Tylko kto ma być, dziennikarz który napisał na temat arbitra? Bo co, ma gorszą sylwetkę albo biega wolniej? Ferment? Co nim jest – poparta argumentami i DOWODAMI krytyka Wojciecha Mycia, w której jak na dłoni widać, że popełnia ze trzy razy więcej durnych błędów niż jego ekstraklasowi koledzy i że nie w związku z tym nie zasługuje na występowanie na tak wysokim poziomie? Przerażające jest także zupełnie bezrefleksyjne podejście do komisji sędziowskiej i jej decyzji. Panie Zbigniewie – jest pan prezesem PZPN, absolutnie najbardziej wpływową postacią w polskim futbolu. I właśnie dlatego powinien pan się wtrącać, gdy dzieją się takie cyrki. No ale pan woli udawać, że problem nie istnieje. Umywanie rąk, można iść włoski makaron i buszować na twitterze.
Natomiast popieranie tego wszystkiego tekstem, że mamy sędziów na europejskim poziomie też brzmi idiotycznie. Bo co ma piernik do wiatraka? Poza tym o ile jeszcze w Ekstraklasie rzeczywiście są takie postacie – a Myć się do nich na pewno nie zalicza – o tyle w niższych ligach wypaczanie wyników przydarza się parę razy na kolejkę. Rzeczywiście jest się czym chwalić na skalę całego kontynentu.
Żeby to jednak widzieć, najpierw trzeba byłoby oglądać mecze inne niż Romy, Juventusu i czasem Legii z Lechem, gdy akurat trafi się raz na pół roku. Bo że do Ekstraklasy na co dzień, a do I ligi w ogóle, prezes nie zagląda, to wręcz sam między wierszami przyznał. Inaczej chyba nie wypierałby tego wszystkiego? Chyba, chociaż wiadomo, jego ego szybuje równie wysoko co samoloty pasażerskie, więc z tego tytułu pewnie by się nie przyznał. A wtedy mówimy już o zaprzeczaniu faktom.
To jest skandal, że osoby rządzące polską piłką, jak panowie Przesmycki oraz Boniek, w ten sposób próbują załatwić zaistniały problem. Albo nawet nie „załatwić” tylko pozamiatać pod dywan. Bo przecież kibic czy dziennikarz to z natury maruda i nie ma racji nigdy, gdy krytykuje. Ma ją dopiero w chwili, kiedy klepie ich po plecach po różnych decyzjach.
Tylko samego Mycia aż w tym wszystkim robi się szkoda. Trochę szkoda, bo też bez przesady. Ktoś chciał mu pomóc, a w sumie zrobił krzywdę, rzucając na tak głęboką wodę. Teraz facet się topi, a ci zamiast rzucić mu koło ratunkowe i wyciągnąć np. do II ligi, utrzymują sędziego na powierzchni, żeby dłużej się męczył. I żeby męczył nas swoim brakiem komperencji...