Autor zdjęcia: Paweł Jaskółka / PressFocus
Po cichu, niepostrzeżenie Pogoń wykręca najlepszy wynik od awansu do Ekstraklasy
Jeśli w ostatniej kolejce w tym roku wszystko ułoży się po myśli Pogoni, Portowcy mogą przezimować nawet na drugim miejscu w tabeli. Co na dziś dzień brzmi nieco dziwnie, nieprawdaż?
Nie w takim sensie, że uważamy Pogoń za słabą drużynę. Ale popatrzcie: o kim się mówiło najgłośniej w trakcie tej rundy jesiennej w samych superlatywach? Na początku był ultra-ofensywny Górnik Zabrze grający trójką obrońców z genialnymi Jimenezem, Nowakiem i Sobczykiem w ataku ośmieszającymi Legię przy Łazienkowskiej. Od jakiegoś czasu chwali się właśnie mistrzów Polski za pragmatyzm, skuteczność Pekharta i seryjne wygrywanie meczów (najwięcej zwycięstw z rzędu od ponad dwóch lat). Był czas, gdy na piedestale stawiano Lecha za eliminacje do Ligi Europy i bardzo dobry początek Ishaka w Ekstraklasie. A Raków? To już jest właściwie standard. Widzisz Cebulę, Lopeza, Tijanicia i piejesz z zachwytu.
I słusznie!
Tylko mamy dziwne wrażenie, że Pogoń przemknęła przez tę rundę wybitnie niepostrzeżenie. Ta sama Pogoń, która do genialnego Rakowa traci dwa punkty i może je nadrobić już w ten weekend. Jeśli o Portowcach się mówiło, to raczej w kontekście tego, że grają brzydko dla oka (co w ostatnich meczach się zmieniło!), że mają problemy z napastnikami, bo ani Benedyczak, ani Cibicki, ani nawet Zahović (który przyszedł niedawno) nie są piekielnie skuteczni – żaden z nich w tym sezonie nie trafił do bramki częściej niż dwa razy, tylko Alexander Gorgon zrobił to trzy razy. Doszło wyśmiewanie się z beznadziejnego Michała Kucharczyka i do tego wszystkiego permanentna krytyka Kosty Runjaicia może nie za względy sportowe, ale językowe, wszak wciąż nie mówi po polsku.
Chwaliło się co prawda żelazną defensywę, ale raczej jako kolektyw, a nie indywidualnie. Mówiło się z życzliwością o utalentowanym Kacprze Kozłowskim, ale to nadal nie ten poziom zainteresowania i pozytywnej energii, co rok temu. Może dlatego, że właśnie brakuje wyróżniających się postaci? Wtedy w ataku szalał Adam Buksa, rundę życia na skrzydle rozgrywał Srdjan Spiridonović, a Zvonimir Kozulji, może nie tak spektakularny, jak we wcześniejszym sezonie, ale wciąż potrafił włączyć czwarty bieg. Teraz wygląda to tak, jakby Kosta Runjaić włączył tempomat i sprawił, że każdy zawodnik gra tak słabo albo tak dobrze, jak cała reszta zespołu.
Update:
— Daniel Trzepacz (@d_trzepacz) December 17, 2020
Po 13. kolejkach 25 punktów. Najlepszy wynik na tym etapie od ostatniego awansu do @_Ekstraklasa_ https://t.co/iIL9ldep0y pic.twitter.com/RBdLDVusQ2
A jak widać na powyższym Tweecie, lepszego bilansu po 13 kolejkach Pogoń nie miała od powrotu do Ekstraklasy w 2012 roku. W ciszy potrafili wykręcić bardzo dobry wynik. A jeszcze niecałe dwa tygodnie temu mieli w Szczecinie średnio jednego strzelonego gola na mecz w lidze. Aż strach pomyśleć, jak by wyglądały te liczby na tle reszty stawki, gdyby Portowcy nie zlali wczoraj Lecha 4:0 i gdyby generalnie w ostatnich trzech spotkaniach nie zdobyli 8 bramek, tylko na przykład 3 lub 4 z takim samym efektem punktowym.
Mecz z Lechem pokazał, że Pogoń nie potrzebuje wirtuozów, którzy sami jej wygrają mecz. Wirtuozem chciał się stać Karlo Muhar rozgrywając piłkę na połowie rywala, przez co Kacper Kozłowski zaliczył bardzo ładną asystę przy golu Sebastiana Kowalczyka. Z ostatnich ośmiu goli tylko dwa strzelił napastnik (Zahović), co nie przeszkodziło Pogoni w tych trzech minionych spotkaniach oddać w sumie 20 celnych strzałów na bramkę. Portowców wreszcie chce się oglądać, ale nawet, gdyby oczy nas bolały, za 25 punktów i dwie porażki (najmniej u boku Legii i Rakowa) pochwały tak czy siak się należą.
Grunt to nie spieprzyć tego tak samo, jak rok temu. W tabeli za rundę wiosenną Pogoń była lepsza jedynie od ŁKS-u, Korony Kielce i Cracovii w 17 meczach strzelając tylko 13 goli. Między innymi nieudane transfery po wyprzedaży tych najlepszych zawodników spowodowały, że marzenia o europejskich pucharach, czy nawet o ligowym podium skończyły się klapą i wynik po raz kolejny nie dorównał ambicjom klubowym. Co swoją drogą poskutkowało zerwaniem współpracy przez głównego sponsora, czyli grupę Azoty.
Do ilu razy sztuka? Jak długo trzeba uczyć się na własnych błędach? Nie wiemy, może Pogoń nam to powie w przyszłym roku? Na razie wyniki wyglądają obiecująco, do tego w ostatnich tygodniach doszła ciekawa, wreszcie nie ultra-defensywna gra. Pytanie: do kiedy starczy paliwa?