Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus

Legia bierze się za czystki – Remy i Sanogo odpaleni, a kto następny?

Autor: Mariusz Bielski
2020-12-18 15:15:40

Przygotujcie się, zima nadchodzi! Dyrektor sportowy Legii mógłby przestrzegać jej piłkarzy Legii niczym Ned Stark swoich pobratymców w „Grze o tron”, bo właśnie wziął się za styczniowe czystki w kadrze zespołu.

Ledwo parę godzin temu warszawianie ogłosili rozstanie z Vamarą Sanogo. Jeśli jesteście postronnymi kibicami i nie kojarzycie gościa, to… W sumie nie dziwota. Francuz przez 1,5 sezonu rozegrał w drużynie Wojskowych zaledwie 3 mecze, w których strzelił jednego gola. Ale! Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie zamierzamy wrzucać go do worki z całym ligowym szrotem, od którego aż oczy bolą. Wręcz przeciwnie, napastnik miał po prostu gigantycznego pecha. Wrócił z wypożyczenia do Zagłębia Sosnowiec, by na starcie sezonu zerwać więzadła. Leczył się rok, zagrał parę minut z Arką oraz Górnikiem i doznał urazu ścięgna Achillesa. 

Serio, aż nam gościa szkoda. Pamiętamy przecież jego występy z Zagłębia Sosnowiec, zwłaszcza te ekstraklasowe i jak na warunki naszej ligi to jest naprawdę fajny gracz. Wysoki, silny jak tur, a przy tym nie tak drewniany jak Mudrinski czy inny Beciraj. A nawet całkiem dynamiczny! No, przynajmniej był, bo teraz to w sumie bardziej kot w worku zamiast kota na boisku.

Zakładając jednak, że po tych kilkunastu straconych miesiącach byłby w stanie wrócić na dawny poziom, chętnie zobaczylibyśmy go w jakiejś Wiśle Płock, Stali Mielec czy innym klubie tego pokroju. Obie strony mogłyby na takiej współpracy skorzystać. Tak po ludzku – szkoda chłopa.

W przeciwieństwie zaś do Williama Remy’ego, którego kontrakt z Legią też został rozwiązany. Jesienią Francuz nie walczył na murawie, lecz poza nią – i to o miano największego dzbana sezonu. Środek pandemii, piłkarze poddawani sporym restrykcjom, sztaby szkoleniowe i medyczne harują jak woły by ochronić swych podopiecznych przed koronawirusem. A co robił stoper? Imprezował ze znajomymi. Został odsunięty od drużyny, przepraszał, ale chyba nie posiada daru przekonywania. Zresztą, powiedzmy sobie otwarcie – przy Jędrzejczyku, Lewczuku i Wietesce był potrzebny Legii jak łysemu grzebień.

To jest taki moment, że trzeba się zastanowić – kto następny? Pierwszy na myśl przychodzi Joel Valencia. Powiedzieć, iż gość wyszedł na niewypał, to jak nie powiedzieć nic. Może gdyby warszawianie rywalizowali do końca rundy na trzech frontach niczym Lech, jego obecność w stolicy miałaby sens. A tak? Był co najwyżej drogim kaprysem, a przy fatalnej formie także sporym wyrzutem sumienia. Grał beznadziejnie, więc dalsze trzymanie go nie ma sensu. Jeśli się nie poprawi, to po co na niego stawiać. Jeżeli nagle zacząłby zachwycać, to Anglicy postawiliby cenę zaporową. Kumacie schemat? Do tego jedyne z czego zapamiętamy przygodę Ekwadorczyka z Legią, to jego niechlubny powrót za Czerwińskim w starciu z Kolejorzem. Truchcik, relaksik, Alan wypredził go niczym Ferrari małego Fiata. Nic dziwnego, że wtedy na drugą połowę już nie wyszedł. 

Co ciekawe jednak trener Michniewicz o Valencii na wczorajszej konferencji wypowiedział się następująco: – Nie skreślamy tego zawodnika. Wbrew temu, co pojawia się w mediach, Valencia zostanie z nami na kolejne pół roku – na dziś jest taka decyzja. Będzie miał szansę, żeby pokazać się w okresie przygotowawczym i wtedy ocenimy, co dalej.

Czesław Michniewicz chyba nie jest też zbyt wielkim fanem Domagoja Antolicia. W zeszłym sezonie u Vukovicia był absolutnie niezastąpiony, a w rankingu naszych not zajął trzecie miejsce (średnia 5,38) spośród wszystkich rozgrywających Ekstraklasy, za Tibą i Moderem. A teraz? Głównie ława, Michniewicz woli Martinsa, Slisza i Gwilię, a do środka pola przerzucił także Karbownika. Za ciasno, a w dodatku Domagoj inkasował 400 tysięcy euro miesięcznie, co mocno obciąża(ło) budżet klubu, który musiał szukać oszczędności w związku z faktem, że znowu nie dotarł do fazy grupowej Ligi Europy.

Sam Czesław Michniewicz wskazał też kolejnych graczy do potencjalnego odstrzelenia. – Jose Kante, Paweł Stolarski – czy ci zawodnicy zagrają wiosną w Legii? Trudno powiedzieć. Ostateczne decyzje zapadną w sobotę, po rundzie jesiennej, na spotkaniu. Wtedy będzie można podjąć decyzję. Dyskusja jest przygotowywana. To nie jest tak, że spotykamy się nie wiedząc o czym będziemy rozmawiać i podsumowywać pewne rzeczy. Na dziś niczego nie mogę nikomu obiecać. Tak samo nie mogę odpowiedzieć na te pytania, bo wszystko wyjaśni się w najbliższą sobotę – mówił na wczorajszej konferencji prasowej.

Zgadujemy, że ze Stolarskim pożegnano by się bez żadnego żalu, gdyby zdrowy był Vesović. Niedyspozycja Czarnogórca to jedyne, co jeszcze trzyma Pawła w Legii, który w ostatnich 9 meczach Legii zagrał 13 minut. Z Jose Kante natomiast jest jeszcze gorzej – kompletnie zniknął z radarów w połowie września. Jasne, COVID oraz kontuzje nie pomogły Gwinejczykowi, ale że z gracza co najmniej przydatnego za czasów Vukovicia stał się etatowym trybunowym, to pewnie sam będzie chciał odejść z Legii. Zresztą, znamy jego temperament…

Z całego tego zestawu chyba tylko za Antoliciem mógłby zatęsknić kibić postronny jak i ten blisko związany z klubem. Cała reszta? Zrzucenie balastu powinno tylko pomóc Wojskowym pod kątem finansowym, bo jak zwykle ostatnio muszą szukać różnych oszczędności. Nawet Radosław Kucharski oraz Dariusz Mioduski wspominali o tym w wywiadach z początku jesieni. Czasem między wierszami, czasem wprost. 

Powiedzmy sobie jednak otwarcie – gdyby wszyscy wyżej wymienieni odeszli, Legia Michniewicza nawet by tego nie odczuła. Księgowa? O, to już owszem! 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się