Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus
Dobra wiadomość dla Górali? W tym roku już nie zagrają. Wisła Płock 4:1 Podbeskidzie
Przygotowywaliśmy się na pojedynek ślepego z głuchym, a okazało się, że ten pierwszy miał tak naprawdę tylko opaskę na oku. I dla tego drugiego był bezlitosny. Podbeskidzie podsumowało rundę jesienną w swoim wykonaniu najlepiej, jak tylko mogło. A zarazem i najsmutniej…
Mamy dziwne podejrzenie, że Radosław Sobolewski napoił Mateusza Szwocha przed dzisiejszym meczem Eliksirem Wielosokowym, tylko najbardziej nas zastanawia, skąd wziął włos Mesuta Oezila sprzed kilku lat. Ale wobec takiego wariactwa pomocnika Wisły nie będziemy drążyć, bo lepiej skupić się na trzech asystach w 25 minut, które pomocnik Wisły nam sprezentował. Jeśli tak ma grać zastępca Dominika Furmana (pozdrawiamy Marka Jóźwiaka!), to nie mamy nic przeciwko, by Szwoch rzeczywiście nim był. Zwłaszcza, że do tych asyst dokładał naprawdę dobrą grę do przodu okraszoną groźnymi strzałami, czy – ogólnie mówiąc – przewodnictwem w drugiej linii. Ale traktujcie to z przymrużeniem oka, wszak klasa rywala jest w tym przypadku bardzo skutecznym zatarciem rzeczywistości z myśleniem życzeniowym.
Ale wracając, jeśli tak ma grać Podbeskidzie, to… to może niech lepiej zejdzie do szatni albo w ogóle nie jeździ na mecze. Dla każdego byłoby to lepsze rozwiązanie. Bo popatrzcie – klub nie poniesie kosztów za wyjazd, jak ten do Płocka, piłkarze przegrają walkowerem 0:3, czyli pewnie niżej niż i tak by przegrali wychodząc na boisko, a za to wypoczęci będą mogli przygotować się do domowych spotkań. Profit, normalnie żyć nie umierać!
Mecz @WislaPlockSA - @TSP_SA? Coś Wam opowiem. W 29. min. Szwoch oddaje dobry strzał po akcji całej drużyny. Akcja trwa 111 sekund. Sto jedenaście!
— Żelisław Żyżyński (@ZelekZyzynski) December 18, 2020
13 podań, chwilowa strata, 22 podania, strzał. Tak gra dziś Wisła, tak rozbite po zmianie trenera jest Podbeskidzie. @_Ekstraklasa_
Choć jak tak oglądaliśmy dzisiejszy mecz, to mieliśmy wrażenie, że na zmęczenie i tak Górale nie mogliby narzekać, bo zaangażowania dzisiaj w Płocku bynajmniej nie widzieliśmy. Na tle Wisły wyglądali jak dzieci we mgle. W samej pierwszej połowie, goniąc za piłką, przebiegli o przeszło dwa kilometry mniej i nie oddali ani jednego, nawet niecelnego strzału na bramkę Kamińskiego, a w perspektywie całego meczu było ich aż dwa (w tym jeden celny). Jeśli więc zwolnienie trenera kolejkę przed końcem rundy miało na zawodników wpłynąć – nie wiemy – motywująco (bo jaki mógłby być sens takiego posunięcia?), to zadziałało to wręcz odwrotnie. Górale doświadczyli bolesnego knock-downu i nie próbowali z pasją wstawać z desek.
Nie ogarniał tam nikt. Ani Modelski, który skiksował przy drugiej bramce, ani środkowi pomocnicy, których w zasadzie nie było widać, bo zdominował ich wspomniany Szwoch z ekipą, ani Biliński, którego podziwiamy za anielską cierpliwość w ataku. Ani w końcu Bartosz Jaroch, który był smutnym podsumowaniem bezradności Podbeskidzia.
• Maczał palce przy każdym z trzech goli Wisły Płock
• W przerwie powiedział, że było z ich strony mało walki i że „musimy się złapać za jaja”, tylko, że mówił to w taki sposób, jakby sam już w to nie wierzył
• W odstępie 13 minut po zmianie stron zobaczył dwie żółte kartki i poszedł pod prysznic
I paradoksalnie, ta czerwona kartka dobrze na Podbeskidzie wpłynęła, przynajmniej na jakiś czas. Bo nie dość, że padł gol na 1:3, to jeszcze przez kilkanaście dobrych minut ta wielka dominacja Wisły poszła w niepamięć. Tylko pytanie, czy nie wynikało to z podejścia gospodarzy, którzy spokojnie mogli wcisnąć na jakiś czas hamulec, bo w zasadzie po co się przemęczać, gdy na boisku nie ma rywala? No ale dobra, tak czy siak, gdybyśmy włączyli telewizor po godzinie gry, przez jakiś czas nie powiedzielibyśmy, że bielszczanie grają w osłabieniu. Już pomijamy, jak to świadczy o Bartoszu Jarochu…
…Ale też o tymczasowym trenerze Górali Hubercie Kościukiewiczu, który swoich piłkarzy posadził na minę mieszając w składzie i taktyce bez żadnego klucza. Tak to wyglądało. Jakby trener zamieszał dla samego mieszania i powiedział: „a nóż, może tak się uda. Jest piłeczka i gramy”. Odczytujemy to jako akt desperacji, a przecież od samego mieszania herbata nie robi się słodsza. Gra de facto piątką obrońców (bo wahadłowi nie mieli kiedy włączać się do ofensywy), Modelski i właśnie Jaroch na nieswoich pozycjach – jak to mogło się udać?
I niech ktoś nam jeszcze powie, że 18-zespołowa Ekstraklasa to dobry pomysł. Z chęcią pokażemy mu wtedy mecze Podbeskidzia, Stali Mielec, ostatnie Wisły Płock (bo nie wolno opierać się tylko na tym), zeszłosezonowe popisy ŁKS-u i wiele innych.
Wisła Płock 4:1 Podbeskidzie (3:0)
1:0 – 13’ Tuszyński (asysta Szwoch)
2:0 – 21’ Uryga (asysta Szwoch)
3:0 – 38’ Lagator (asysta Szwoch)
3:1 – 69’ Lagator (sam.)
4:1 – 77’ Lewandowski (asysta Merebaszwili)
Wisła: Kamiński 5 – Garcia 4, Rzeźniczak 5, Uryga 7, Tomasik 6 – Lagator 5 – Szwoch 9 (81’ Gjertsen – bez oceny), Rasak 6 (81’ Adamczyk – bez oceny), Lesniak 6, Kocyła 5 (65’ Lewandwoski – 6) – Tuszyński 6 (65’ Merebaszwili – 6).
Podbeskidzie: Pesković 4 – Jaroch 1, Komor 2, Rundić 2 – Danielak 2 (46’ Sierpina – 3), Rzuchowski 4, Kocsis 2 (69’ Bieroński – 3), Modelski 2 – Sitek 3 (46’ Laskowski – 4), Marzec 3 (78’ Miakuszko – bez oceny) – Biliński 3 (78’ Martin – bez oceny)
Sędzia: Paweł Gil.
Nota 2x45: 4.
Żółte kartki: Tuszyński, Uryga – Modelski, Jaroch, Rzuchowski
Czerwona kartka: Jaroch (druga żółta za faul), Rzuchowski (druga żółta)
Piłkarz meczu: Mateusz Szwoch.